Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tajemnicze pochówki na nadmorskich wydmach

Marcin Barnowski
Na wydmach najczęściej chowano rozbitków. Ile jest jeszcze takich grobów?
Na wydmach najczęściej chowano rozbitków. Ile jest jeszcze takich grobów? Archiwum
Rybak z Rowów miał szczególny sen - człowiek skarżył się, że został pochowany na wydmie. Kilka dni później znaleziono nad morzem ciało. Pochowano je na cmentarzu.

Być może to właśnie pochówki w nadmorskich wydmach są wytłumaczeniem tajemnicy grobu pod Poddąbiem, który jednak okazał się pusty.

O nielegalnym zwyczaju grzebania zmarłych nad brzegiem morza można znaleźć informacje w zapiskach pastorów z Rowów, rybackiej wsi między Ustką a Łebą. Przed wojną ich treść, wraz z komentarzami, opublikowano na lamach słupskiego czasopisma "Ostpommersche Heimat".

Ale Rowy zapewne nie były wyjątkiem. Podobne rzeczy mogły się zdarzać także w innych nadmorskich miejscowościach naszego wybrzeża. Z oszczędności. Miejscowi nie zawsze chcieli albo też nie zawsze było ich stać na to, by zwłoki znajdowane na plażach transportować do kościoła i sprawiać im formalne pogrzeby na parafialnych cmentarzach.

Od czasu do czasu pojawiały się jednak oznaki wyrzutów sumienia. Sen pana Kirka Mężczyzna, który pojawił się we śnie rybaka z Rowów, narzekał, że jego dusza nie może zaznać po śmierci spokoju. Leży bowiem w niepoświęconej ziemi, a dusza chciałaby, aby ciało spoczęło na cmentarzu.

Chodziło o ciało mężczyzny, znalezione na plaży 26 listopada 1858 roku. Było w ubraniu, ale już w stanie daleko posuniętego rozkładu.

- Zakopano je na wydmach, później jednak nadeszło polecenie ze starostwa, aby pochować je na cmentarzu. Uczyniono to uroczyście 18 grudnia - czytamy w przekazie pastora Kypke z Rowów.

A więc dopiero interwencja starostwa skłoniła rowian do urządzenia rozbitkowi pogrzebu na cmentarzu. To specyficzne skąpstwo znalazło odbicie także w legendzie cytowanej przez pastora. Opowiada o martwym żeglarzu, wyrzuconym na brzeg przez morze i o miejscowym rybaku.

Rybak znalazł ciało, ale nie chciał robić sobie fatygi: wrzucił je z powrotem do morza. Następnego dnia martwy żeglarz wypłynął jednak w tym samym miejscu. Sytuacja powtórzyła się - ale kolejnego dnia rybak znowu znalazł zwłoki w tym samym miejscu.

W końcu więc zakopał ciało na nadbrzeżnej wydmie, ale po tym zaczął go dręczyć duch zmarłego. Odpuścił dopiero wówczas, gdy znękany rybak zorganizował w końcu pogrzeb na cmentarzu. Z głową na wschód Być może śladem tego dawnego wstydliwego obyczaju było odkrycie dokonane w listopadzie 1933 roku przez niejakiego Hastigsputha, kontrolera rybołówstwa.

Około 2 kilometrów na wschód od Rowów, a więc w wydmie mierzei oddzielającej jezioro Gardno od Bałtyku, w zagłębieniu powstałym wskutek wywiewania piasku przez wiatr, inspektor dostrzegł ludzki szkielet. 20 listopada 1933 roku miejscowa gazeta, opisując to makabryczne znalezisko, podała, że przy kościach znaleziono metalowy guzik, prawdopodobnie od grubego okrycia. I ważny szczegół: głowa pochowanego ułożona była na wschód.

- To prawdopodobnie zwłoki morskiego rozbitka, którego zgodnie z panującym niegdyś w tej okolicy zwyczajem pochowano na wydmach - zapisano.

Prośba kupca Coramo Może właśnie dlatego, że był dość częsty i zarazem wstydliwy proceder, pastorzy z Rowów skrzętnie zapisywali sytuacje, gdy przychodziło im chować morskich rozbitków na przykościelnym wzgórzu.

Zapis z 1776 roku: "Następujący Francuzi zginęli 12 października, gdy ich statek rozbił się na mieliźnie i zostali pochowani uroczyście na cmentarzu: 1. Jaques Tibaut z Dieppe, marynarz; 2. Robert Coutel Rouen, kucharz, pochowany 17 października; 3. Müschel Augustin Giller z Dieppe, kajutowy- został pochowany dopiero 19 listopada, ponieważ wcześniej nie udało się go odnaleźć".

Pod rokiem 1769 roku odnotowano pogrzeb czterech Szwedów, prawdopodobnie zniekształcając ich nazwiska poprzez przetłumaczenie końcówki "..sson" jako "syn":

I tak Rowy stały się miejscem wiecznego spoczynku dla szypra Johanna Petera, syna Schiparona ze Szwecji; Petera - syna Jonsa, Christiana Mirka, sternika z Götteborgu, Christiana - syna Tolbrisa, także spod Götteborgu." W grudniu 1792 roku w Rowach pochowano dwóch Maurów. Raczej byli chyba jednak Hiszpanami i chrześcijanami. Z zapisu wynika, że zginęli na hiszpańskim statku, który 19 września 1792 roku rozbił się koło Modlinka, kilka kilometrów na zachód od Ustki.

Ich zwłoki albo więc pływały w morzu przez 3 miesiące, albo było jak w przytoczonej legendzie o martwym żeglarzu i rybaku. Na żądanie - i pewnie także za pieniądze - hiszpańskiego kupca nazwiskiem Coramo, obu uroczyście pochowano na rowieńskim cmentarzu.

Jeden z tych Maurów, w wieku około 14 lat, miał rzekomo być synem komendanta Barcelony. Drugi z pochowanych w Rowach południowców miał około 30 lat. Tajemnice Trupiej Rzeczki Legendy spisywane jeszcze przed wojną przez miejscowych regionalistów dotykają też mrocznej aury tak zwanej Trupiej Rzeczki, czyli Orzechówki, uchodzącej do morza w Orzechowie Morskim na wschód od Ustki.

Na początku XX wieku odkryto tu podobno pod fundamentami starej, spalonej chałupy rybackiej szereg szkieletów. Niektórzy, pewnie słusznie, domniemywali, że była to pozostałość po jakimś prahistorycznym cmentarzysku, inni natomiast doszukiwali się związku z Braćmi Witalijskimi, pirackim bractwem napadającym na statki handlowe żeglujące po Bałtyku w XIV wieku.

Bracia brali zakładników. U ujścia Orzechówki mordowali tych, za których nikt nie chciał zapłacić okupu. Skoro jednak tak silna była niegdyś niechęć miejscowej ludności do
urządzania pogrzebów rozbitkom, możliwe, że zakopywano ich i w tym miejscu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza