Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tomasz Bukowski: Musimy pokazać charakter

Rozmawiał Rafał Szymański
Tomasz Bukowski (z lewej) i Paweł Waleszczyk to jedni z najbardziej doświadczonych graczy w drużynie Gryfa.
Tomasz Bukowski (z lewej) i Paweł Waleszczyk to jedni z najbardziej doświadczonych graczy w drużynie Gryfa. Fot. Łukasz Capar
Rozmowa z Tomaszem Bukowskim, najstarszym i najbardziej doświadczonym piłkarzem Gryfa Słupsk, klubu grającego w Bałtyckiej III lidze. Drużyna po rundzie jesiennej zajmuje ostatnie miejsce w tabeli.

- Jesteś ze względu na kluby, w których występowałeś, najbardziej ogranym i obytym w piłkarskich realiach graczem Gryfa. Trudno zaczyna się przygotowania do nowej rundy w tak ciężkiej sytuacji, w jakiej teraz jesteście?

- Trzeba zadać sobie proste pytanie, takie, jak myślę, że zadali sobie wszyscy chłopacy z drużyny przed lustrem: "Jeżeli nie wierzą w utrzymanie Gryfa to lepiej, bym się spakował i pojechał do domu". To są moje słowa i cały zespół tak uważa. Sytuacja jest jednak ciężka, mamy siedem punktów. Ale mamy dziewięć meczów u siebie, siedem na wyjeździe - to jest szesnaście spotkań. Myślę, że damy radę zdobyć tyle punktów, by móc utrzymać klub w Bałtyckiej III lidze.

- W czym upatrywać nadziei, że będzie lepiej?

- Przede wszystkim myślę, że nasz futbol, jaki prezentowaliśmy jesienią, nie był zły. Wyniki tego nie potwierdzały, ale cóż, wiadomo, kto strzela więcej bramek, wygrywa mecz. Rezultaty były takie, jakie były, ale braku zaangażowania i walki na pewno nie można nam zarzucić. Na pewno jednak czegoś nam brakowało. Myślę, że mamy tyle czasu, by się teraz dobrze zgrać, mamy dwa miesiące do pierwszego meczu. Jest paru wciąż jeszcze nowych zawodników w tym klubie. Myślę, że jak się zgramy, to może będziemy wygrywać mecze.

- Wiem, że może jest ci niezręcznie odpowiadać na to pytanie, ale te zmiany trenerów wpływają dobrze na zespół czy raczej demotywują?

- Ciężko cokolwiek na ten temat powiedzieć. Ja jestem pracownikiem klubu, mam go w sercu. To jest klub, w którym gram najdłużej. Z reguły występowałem w różnych drużynach pół roku, rok, w Słupsku jestem najdłużej. Co do zmiany trenerów, najpierw był Wojtek Polakowski, potem przyszedł trener Tadeusz Wanat. Czy była poprawa w grze? Nie wiem, nie mi to oceniać, wykonuję swoją pracę, jak najlepiej potrafię. Z pierwszym szkoleniowcem zdobyliśmy trzy punkty, z drugim cztery. My byliśmy bardzo nieskuteczni, nie strzelaliśmy bramek. To była nasza bolączka.

- To brakuje tylko napastnika albo przebudzenia się napastników, byście grali lepiej?

- Nie mogę tak powiedzieć. I obrońcy tracili głupie bramki. To chodzi o to, by się zgrać, by wyjść na boisko na przykład jak w meczu z Orkanem Rumia w rundzie jesiennej. W pewnym momencie przegrywaliśmy 0:2 i 1:3, ale w szatni mówiliśmy sobie, że pokazujemy na co nas stać albo dajemy sobie spokój z futbolem, bo to nie ma sensu. Trzeba było pokazać charakter. I była taka budująca sytuacja, jakieś starcie z graczem Orkana, kiedy wszyscy stanęliśmy murem za naszym zawodnikiem. To była taka iskra. Oni ruszyli całą drużyną, my ruszyliśmy całą drużyną. Oni byli zaskoczeni naszą reakcją, nawet kibice byli zdziwieni, że w zespole jest duch walki. Tylko on musi być w każdym meczu. Piłka to gra zespołowa, gra na boisku jedenaście osób w drużynie. Jeśli zawiedzie dwóch, trzech, to już jest za dużo.

- To co się zmieniło w tym zespole od poprzedniego sezonu? Dwa lata temu byliście wysoko, rok temu też, a teraz jest tak słabo?

- Odkąd gram w klubie od czasów trenera Wojtka Polakowskiego, Gryf zawsze wiosnę miał lepszą. Zbieraliśmy w dwóch latach 30 i 36 punktów od marca do czerwca. W tej rundzie też będzie tak samo.

- Odszedłeś z Gryfa do Kotwicy Kołobrzeg, jesienią jednak wróciłeś. Miałeś słaby początek, ale im dłużej grałeś, im więcej spotkań było, tym notowałeś lepsze występy. Pod koniec rundy grałeś tak jak Tomasz Bukowski przyzwyczaił kibiców w Słupsku.

- Ja też się tak czułem. Mówiłem i trenerowi Polakowskiemu, i Pawłowi Kryszałowiczowi, jak wracałem do zespołu, że mimo iż grałem w Kotwicy wszystkie mecze, to źle się czułem. Mówi się, że dobrze, kiedy zespół ma boisko ze sztuczną murawą, ale źle jeśli tylko na takiej trenuje i gra. My w Kotwicy tak mieliśmy. A ja się wybitnie źle czuję na takiej nawierzchni. Wszystkie treningi, pięć razy w tygodniu, czasami dwa razy dziennie, zimą nawet trzy graliśmy na sztucznej murawie. Mi to nie służyło. Powiem to z otwartym sercem - to nie było dla mnie. I mam słabszy sezon. Ja nie jestem szybki, nie jestem zwrotny, to są moje mankamenty. Wiem, że ludzie się wyśmiewają ze mnie. Ja to rozumiem, przyjmuję tę krytykę. Potrafię jednak przyjąć piłkę, dobrze gram głową, umiem się ustawić, myślę, że jakoś sobie radzę na tym poziomie. Pierwszą część rundy miałem słabszą, drugą lepszą, bo się rozkręcałem. To była przyczyna. A jeszcze jedno, przede wszystkim atmosfera, jaka panuje w klubie! Grałem w dziesięciu zespołach, nigdzie nie było tak jak tutaj.

- Mimo że nie ma na tym etapie pozytywnych wyników?

- Tak. Jest wesoło w naszej szatni. Oczywiście nie po porażkach, bo wtedy wiadomo, nie jest nigdy dobrze. Ale tak naprawdę atmosfera w szatni jest rewelacyjna. Mimo że nieraz jest trudno w klubie, że brakowało pieniędzy, zmieniali się szkoleniowcy i prezesi. Jest wśród nas piłkarzy dobry klimat. Naprawdę jeśli się wzmocnimy, to mamy szansę na utrzymanie. Zrobimy wszystko, by tak się stało.

- Powiększyła ci się rodzina. Czy to ma wpływ na twoją grę? Stałeś się dojrzalszy, bardziej odpowiedzialny?

- Urodziła mi się córeczka. Teraz jestem najstarszy z tych zawodników, którzy grają, oczywiście nie licząc Pawła Kryszałowicza. Mam 28 lat, i tak widzę, że trochę ojcuję zawodnikom. Chłopacy liczą się z moim zdaniem, chociaż nie jest tak, że ja tu rządzę i rozstawiam po kątach ludzi. Jest jedna rodzina, ale jest w niej hierarchia. Młodsi noszą sprzęt, starsi są trochę bardziej uprzywilejowani, ale tak jest w każdym ligowym klubie. Ja, jak grałem w Gwardii Koszalin, też jako młody byłem goniony i nosiłem sprzęt.

Chłopaki - moi rówieśnicy - trochę się buntowali. Ale ja nosiłem wszystko. Było nawet tak, że jak podpadłem, nosiłem dwie siatki na bramki, wszystkie talerzyki (przyrządy potrzebne w rozgrzewce - dop. "Głosu Słupska"), i jeszcze mi dano plastrony, w których się trenuje. A jak to jeszcze wszystko tachałem, to ktoś w pół drogi mnie zawracał, krzycząc "Kolego zapomniałeś o wodzie". Wiem, co przeszedłem i jak opowiadam zawodnikom w Gryfie, oni to rozumieją i godzą się na to. Ale jest dobrze. Brakuje nam tylko tego wyniku. Jak będzie wynik, to będzie wszystko dobrze.

- A to, że jesienią mieliście kłopoty finansowe, nie miało wpływu na waszą grę?

- My w Gryfie nie zarabiamy kokosów, po pięć tysięcy złotych. Każdy zarobi na tyle, na ile się umówi.
Chodzi o to, by te pieniądze były na czas. I Paweł Kryszałowicz powiedział nam, że klub będzie dążył do tego, by były one na czas. To ważne, bo jak tak się dzieje, to głowa jest spokojna i nogi lepiej grają. To ma wpływ na styl gry w meczu. Wiadomo, że jesienią w tygodniu dużo się rozmawiało o tym, że znowu nie ma kasy, że zarząd nas oszukał, bo miało coś być, a nie było. Ale jak przychodziło do samego meczu, to nikt o tym nie myślał. Każdy dawał z siebie wszystko. Były ciężkie chwile, była ciężka rozmowa z zarządem, doszliśmy do porozumienia, wszystko zostało nam wypłacone. Chciałbym, by było wszystko dobrze, bo Gryf, a właściwie Słupsk, zasługuje na dobry zespół, na to, by być w III lidze. Jak nie wyżej.

- Przyszedłeś do Gryfa jesienią ponownie...

- Ale wcale nie chcę odchodzić z Gryfa. Jeśli będzie tak jak nas zapewniają, że wszystko w klubie się ułoży, to jeśli będzie taka szansa, chciałbym dalej tu grać.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza