Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tomasz Raczek: "Wałęsa" nie wzbudza u mnie żadnych emocji

Roman Laudański
Tomasz Raczek
Tomasz Raczek Gazeta Pomorska
Rozmowa z Tomaszem Raczkiem, krytykiem filmowym.

Przed laty Andrzej Wajda strasznie się irytował, kiedy pytano go, co nakręci po "Człowieku z marmuru" i "Człowieku z żelaza". No i ma­my "Wałęsę - człowieka z nadziei".

- "Wałęsa" stał się trzecią częścią tryptyku trochę przez przypadek. Chyba Andrzej Wajda chciał zrealizować film biograficzny o Lechu Wałęsie, a później wpadł na pomysł, żeby połączyć go ze swoim cyklem. Tematycznie "Wałę­sa - człowiek z nadziei" wiąże się z wcześniejszymi, ale formalnie to zupełnie inny film, inna koncepcja kina. Dostaliśmy opowieść biograficzną, ba - nawet hagiograficzną. O ile "Człowiek z marmuru" i "Człowiek z żelaza" przedstawiały wydarzenia i stawiały wiele pytań, o tyle w "Człowieku z nadziei" wydarzenia są tłem do portretu. "Wałęsa" nie stawia pytań.

Reżyser uległ postaci Lecha Wałęsy?

- Andrzej Wajda bardzo przejął się myślą dydaktyczną i postanowił przedstawić historię Lecha Wałęsy w taki sposób, w jaki chciałby, aby została zapamiętana.

Lech Wałęsa jest dla Polaków postacią kontrowersyjną, to widać w filmie?

- Sądzę, że dla Wajdy Lech Wałęsa nie jest postacią kontrowersyjną. Nawet Oriana Fallaci (włoska dziennikarka znana z ostrych wywiadów - przyp. red.), która powinna te kontrowersje wyciągać z bohatera, niewiele miała do powiedzenia w filmie. Stała się tylko pretekstem do tego, żeby Lech Wałęsa, w swoim stylu tokował. Film starannie unika kontrowersji. Dlatego to najsłabsza część tryptyku.

To może chociaż Robert Więckiewicz grając Wałęsę uratował film?

- Z całą pewnością Więckiewicz znakomicie zagrał Wałęsę. Jego rola jest głów­nym, a dla wielu widzów - jedynym powodem, aby obejrzeć film. Spotkałem się już już z opinią, że Więckiewicz zagrał Wałęsę lepiej niż sam Wałęsa zagrał siebie w życiu. I coś w tym jest. Gdyby Wałęsa miał talent Więckiewicza, to pewnie osiągnąłby jeszcze więcej. Przynajmniej w wymiarze medialnym.

"Wałęsa - człowiek z nadziei" przekona członków Akademii do Oskara?

- Byłbym bardzo zdziwio­ny, gdyby uznano ten film za wybitny. Z punktu widzenia dzieła filmowego, "Wałęsa" nie jest udany. Ale historia Oscarów zna wiele przypadków, gdy nagradzano filmy nie dlatego, że były wybitne, lecz dlatego że doskonale wykorzystywały koniunkturę swoich czasów. Dawno nie byłem w Hollywood i nie wyczuwam na co jest tam teraz koniunkturą...?

Może chociaż Robert Więckiewicz zasłużył na Oscara?

- Jeśli zostałby zgłoszony w kategorii: najlepszy aktor pierwszoplanowy, to moglibyśmy o tym myśleć. Niewątpliwie jest to ciekawa i zauważalna rola, ale w takim razie powinniśmy również zgłosić Dawida Ogrodnika za główną rolę w filmie "Chce się żyć" czy Agatę Kuleszę za kreację w "Idzie". Mógłbym wskazywać także na innych aktorów w tej kategorii.

A inna polska produkcja zasługuje na kandydaturę do Oscara?

- Pewniaka nie widzę. Sam głosowałbym na film "Chce się żyć".

"Wałęsa" obudzi w nas emocje, czy będzie wyświetlany na obowiązkowych seansach dla młodzieży szkolnej?

- To film o dużej sile dydaktycznej, raczej dla młodzieży szkolnej. U mnie nie wzbudził żadnych emocji. Zresztą podejrzewam, że jeśli u kogoś wywoła emocje, to będą one wynikały ze stosunku widzów do postaci Lecha Wałęsy a nie do filmu.

Wcześniejsze: "Człowiek z marmuru" i "Człowiek z żelaza" miały ciekawsze scenariusze?

- Zdecydowanie były lep­sze od strony dramaturgicz­nej - szczególnie "Człowiek z marmuru", który w trylogii jest największym osiągnię­ciem artystycznym. Znakomity scenariusz, ciekawe
postaci. Poprzez perypetie bohaterów oglądaliśmy na­szą historię. W "Wałęsie" została ona opowiedziana "po łebkach". Ani przez chwilę podczas filmu nie mamy wrażenia, że uczestniczymy w tych wydarzeniach.

Senator Jan Rulewski, działacz pierwszej "Solidarności" chciałby filmu o robotnikach, a nie tylko o Wałęsie.

- Są i tacy, którzy mówią, że powinien powstać film o Danucie Wałęsowej. Z hollywoodzkiego punktu widze­nia opowiedzenie dziejów Lecha Wałęsy i obalenia komunizmu poprzez historię Danuty Wałęsowej byłoby najciekawsze. Stanowiłoby większe wyzwanie dla scenarzysty, reżysera i aktorów a widzowie - co najważniejsze - byliby bardziej usatysfakcjonowani.

Andrzej Wajda miał szczęśliwą rękę do aktorów w jego filmach?

- Wajda ma szczególną wrażliwość, dzięki której potrafi instynktownie wyłowić właściwych odtwórców i dać im role, które nierzadko budują ich wizerunek na całe życie. Tak było ze Zbyszkiem Cybulskim, Krystyną Jandą, Jerzym Radziwiłowiczem i z wieloma innymi. W przypadku Roberta Więckiewicza też miał szczęśliwą rękę.

Są filmy Wajdy zasługujące na miano "pereł światowego kina ", żeby nawiązać do cyklu pana i Zygmunta Kałużyń­skiego?

- W kanonie jest: "Kanał", "Popiół i diament" oraz najwybitniejszy film Wajdy - "Ziemia obiecana". Mam na myśli oryginalną wersję, a nie okaleczoną po latach przez samego reżysera!

Który usunął sceny z Kaliną Jędrusik. Znam fascynatów, którzy do dziś zaczytują się i oglądają "Ziemię obiecaną". Wajda proroczo wyprzedził dzisiejszy wilczy kapitalizm?

- Jednak palmę pierwszeństwa oddałbym Reymontowi, a Wajda okazał się genialnym reżyserem, który stworzył film dorównujący książce. Znakomicie połączył doskonałą powieść z najwyższym poziomem działa filmowego.

"Zemsta", "Pan Tadeusz", "Wesele", "Katyń" wytrzymają próbę czasu?

- Najwybitniejsze z nich jest "Wesele", to dzieło sztuki, choć bardzo trudne w odbiorze dla zagranicznej publiczności. Sentymentalnym i bardzo udanym powrotem do ekranizacji jest "Pan Tadeusz". "Zemsta" Wajdzie nie wyszła, a w "Katyniu" najlepszy jest ostatni kwadrans. Pozostałą część uważam za dzieło chrome.

Ostatni kwadrans to m.in. scena rozstrzeliwania polskich oficerów w Katyniu.

- Tam Wajda pokazał praw­dziwy pazur. Wcześniej mamy coś w rodzaju teatru telewizji.

Na czym polega problem z niejednoznaczną oceną filmów Wajdy?

- To jest problem każdego twórcy, który długo żyje - nie wszystkie jego dzieła są genialne. Czy każdy wiersz Wisławy Szymborskiej jest równie dobry? No nie. Nikt, nawet najbardziej zdolny człowiek, nie ma patentu na doskonałość. Doskonałym się bywa, a nie jest.

"Korczak" został źle przyjęty przez francuską krytykę.

- Ten film nie należy do moich ulubionych. Został zrobiony z podobnym zamiarem co "Wałęsa": z potrzeby opowiedzenia historii człowieka, którego reżyser bardzo ceni i chciałby na zawsze przechować pamięć o nim. Przy takim założeniu rzadko powstają wybitne dzieła filmowe. One pojawiają się wtedy, kiedy widzimy rozdarcie, wątpliwość, niejednoznaczność, mocowanie się z materią lub z bohaterem. Wtedy jest szansa, żeby sztuka wspięła się o kilka stopni wyżej. Jeżeli wszystko jest jednoznaczne, zakończone gładką konkluzją, otrzymujemy dydaktyczny obrazek, który ma problem z trafieniem do naszych serc.

Może Polacy mają zbyt nabożny stosunek do Andrzeja Wajdy?

- A jaki inny mamy mieć stosunek do Andrzeja Wajdy, skoro jest on od lat najwybitniejszym polskim reżyserem filmowym, co potwierdzono nawet Oscarem za całokształt twórczości?! Przecież Wajda brał udział we wszystkich ważnych dyskusjach intelektualnych na temat kultury, polityki, życia obywatelskiego od czasu "Popiołu i diamentu"! Ja również mam do Wajdy nabożny stosunek, ale to nie znaczy że bezkrytyczny. Dlatego ucz­ciwie mówię: "Wałęsa" nie jest filmem - z artystycznego punktu widzenia - wybit­nym. Doceniam jednak wysiłek i trud Andrzeja Wajdy. Jestem zachwycony tym, że człowiek w tak podeszłym wieku, z dużymi kłopotami zdrowotnymi potrafił jeszcze stawić czoła tak gigantycznej produkcji. Przecież musiał zapanować nad pracą setek osób. Narzucił im swoją wi­zję. Obserwuję innych starszych ludzi i wiem jak trudno jest im zbierać siły. Z czysto ludzkiego punktu widzenia jestem pełny podziwu dla Wajdy, dla jego ambicji, odwagi i tego, że mu się jeszcze chce. Za to jeszcze bardziej go szanuję, nawet jeśli dostrzegam błędy w jego ostatnich filmach.

Czego dowiadujemy się o sobie z filmów Wajdy?

- Z dawnych filmów Wajdy mogliśmy się dowiedzieć o sobie więcej niż z "Wałęsy". Jesteśmy narodem sprzeczności, to jest nasza podstawowa siła i cecha wyróżniająca nas na tle innych. Bywamy wspaniali i podli. Bywamy niesłychanie wspaniałomyślni i małostkowi. I w tym wszystkim jesteśmy bardzo, bardzo ludzcy.

Właśnie to czasem udawało się wyrazić Andrzejowi Wajdzie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza