Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tomasz Zabłocki: Cieszę się, że grałem w Słupsku

Rafał Szymański
Tomasz Zabłocki w Gryfii w barwach Znicza Jarosław.
Tomasz Zabłocki w Gryfii w barwach Znicza Jarosław. Fot. Łukasz Capar
Rozmowa z Tomaszem Zabłockim, zawodnikiem Znicza Jarosław, byłym graczem Energi Czarnych.

- Jak to jest wygrywać z Energą Czarnymi w ostatnich sekundach?

- Nigdy w Gryfii jeszcze nie wygrałem jako zawodnik innego zespołu niż Czarni. Najbliżej byłem dwa lata temu z Górnikiem Victorią Wałbrzych, gdy polegliśmy po dogrywce, gdyż zabrakło nam wtedy trochę szczęścia. Ale teraz ono nas nie opuściło. Co prawda przegraliśmy wcześniej u siebie to, co powinniśmy wygrać, jednak udało nam się choć w części zrehabilitować tym wyjazdowym zwycięstwem.

- Wspomina pan Czarnych, wtedy jednak grał pan na pozycji numer trzy, teraz wystepuje pan zdecydowanie bliżej kosza.

- Już od dwóch lat jestem wystawiany na pozycjach cztery - pięć i o dziwo bardzo dobrze mi się gra bliżej kosza. Zespół potrafi wykorzystać to, że mam niezły rzut z dystansu. Szkoleniowiec potrafi mnie ustawić. W Zniczu początkowo grałem na trójce, jednak to nie za bardzo wychodziło na korzyść zespołu. Dlatego zostałem przestawiony pod kosz i tak jest lepiej. Widać efekty i bardzo się z tego cieszę.

- Był taki moment w tym meczu, że wydawało się, że gospodarze już wam odjechali, zdecydowanie kontrolowali grę i mało kto przypuszczał, że wynik końcowy może być zupełnie inny.

- Tak to bywa, że zespół trochę się rozluźnia, prowadzi dziesięcioma punktami i myśli, że już zwycięży. Trener jednak na czasach branych w trakcie meczu podkreślał, że musimy zagrać twardziej w obronie. Nie mieliśmy przewagi wzrostu nad Czarnymi i wychodziliśmy na te pozycje, gdzie my mogliśmy coś zdziałać. Każdy pokazał serce, charakter, walkę i tym coś zdziałaliśmy. Energa Czarni miała dużą przewagę wzrostu, ale i my tym wysokim ustaliśmy. Słupszczanie nie grali zbytnio tyłem do kosza i to była przyczyna porażki.

- Koledzy zrobili ci prezent...

- Tak, bo w dniu meczu obchodziłem urodziny i koledzy chcieli koniecznie zrobić mi jakąś przyjemność. Zespół zaśpiewał mi sto lat po meczu i koledzy powiedzieli, że to jest prezent dla mnie. Nie miałem nic przeciwko temu.

- Co wam mówił trener Dariusz Szczubiał w czasach branych przez niego, jak miała wyglądać ta ostatnia akcja?

- Mieliśmy grać na Keddrica Maysa. Ja miałem iść na pick'n'rolla (rodzaj zagrania w baskecie - dop. "Głosu Pomorza"). Wiedzieliśmy, że Czarni będą chcieli mnie zastawiać, bo bali się mojego rzutu z dystansu. Nasz rozgrywający miał więc grać jeden na jeden z wysokim graczem Energi Czarnych. O wiele łatwiej było mu zagrać w ten sposób z wysokim i mało zwrotnym zawodnikiem niż np. z Tyronem Brazeltonem lub z Mantasem Cesnauskisem. Bardzo dobrze to wykorzystaliśmy.

- Skąd tyle zaufania do Maysa? On kończył wasze dwie poprzednie akcje i faulowany nie trafił trzech z czterech rzutów osobistych...

- Po meczu wszedłem do szatni i powiedziałem mu, że jest dla mnie szalonym graczem. Nie trafił w dwóch akcjach z rzędu, nie trafił tych osobistych, ale trafił ważny rzut w ostatnich sekundach. Mam olbrzymi szacunek dla tego chłopaka, wytrzymał to psychicznie. Inny zawodnik by się podłamał, nie chciałby podejmować akcji rzutowej, inny nie chciałby grać. A Mays jest odporny psychicznie.

- To był taki mecz paradkosów. Mówi się głośno, że nie macie kasy, w 2010 roku wygraliście dopiero drugi mecz, jesteście coraz niżej w lidze i wygrywacie z zespołem, który ma duże aspiracje?

- Były problemy finansowe. Klub już uregulował te należności. Oddał zawodników, którzy zarabiali zbyt duże pieniądze. Oddał ich po to, by kasa była do końca sezonu dla pozostałych. Ja się z tego bardzo cieszę. Klub nie chciał się zadłużać, więc oddał zawodnika, by płacić innym.

- Chyba gra się panu lepiej w meczu, w którym część publiczności nie tylko dopinguje Czarnych, ale też i pana. Po udanych swoich akcjach pozdrawiał pan nawet kibiców na trybunach.

- Gdy walczyłem w barwach Energi Czarnych nie grałem dużo. Igor Griszczuk nie wpuszczał mnie na parkiet. Ale miło wspominam ten klub. Organizacyjnie było wszystko dopięte na ostatni guzik. Cieszę się, że grałem w Słupsku. Może kiedyś jeszcze ktoś nad Słupią będzie mnie chciał.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza