Proces o błąd w sztuce lekarskiej przeciwko chirurgom z Lęborka - Januszowi M. i Januszowi Ch. - już się zakończył. Jednak sędzia Krzysztof Obst otworzył go na nowo, bo okazało się, że w lęborskim prosektorium są przechowywane skrzepliny, na podstawie których można stwierdzić czas powstania choroby i porównać go z datą wizyt i decyzjami lekarzy.
Wczoraj biegły patomorfolog Leonard Gross (pracownik lęborskiego szpitala), który trzy lata temu wykonywał sekcję zwłok, a niedawno badał pod mikroskopem skrzepliny, wniósł do sprawy mało konkretów, ale wiele emocji. Nie potrafił ustalić czasu powstania skrzeplin. Na pytania rodziny i jej pełnomocnika Romana Nowosielskiego odpowiadał uszczypliwie. W czasie ponaddwugodzinnego "wykładu" z anatomii i biochemii na sali było nerwowo.
- Jak jajko na patelni - tłumaczył biegły zachowanie się białka w formalinie. Słoiki z wycinkami mają etykiety jak "ogórki konserwowe". - Koń, jaki jest, każdy widzi - wyjaśnił, dlaczego wcześniej nie zbadał skrzeplin pod mikroskopem.
Wiesław Żurawski, obrońca Janusza M., zasugerował, że zakrzepica była skutkiem odwodnienia od gorączki. Po tym biegły nie wykluczył, że mogła powstać w... zdrowej nodze.
Pełnomocnik rodziny zażądał, by na temat skrzeplin wypowiedzieli się biegli z Akademii Medycznej w Gdańsku.
Oskarżeni lekarze mają wiele do stracenia - w grę wchodzi zakaz wykonywania zawodu i wysokie odszkodowanie dla rodziny zmarłego.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?