Unia pod pretekstem ochrony środowiska zmusza armatorów do stosowania drogiego paliwa. Dyrektywa wchodzi w życie od 1 stycznia. Wzrosną koszty działalności przewoźników, transportu, ceny biletów dla pasażerów promów.
- Przytoczę prostą kalkulację na przykładzie jednego promu - mówi Paweł Szynkaruk, dyrektor generalny Polskiej Żeglugi Morskiej (Grupa daje zatrudnienie 3,5 tys. osobom, z czego 2,7 tys. pracuje na morzu - red.). - Stosując nowe paliwa, dziennie będziemy płacić o 6 tys. dolarów więcej. Mnożąc przez 360 dni w roku, otrzymamy ponad 2,1 mln dolarów więcej. To tylko koszt paliwa.
Dyrektor przyznaje, że te koszty spółka będzie musiała w znacznej części przerzucić na kontrahentów, spółki transportowo-spedycyjne, ale też i na pasażerów promów. Już teraz paliwo stanowi około 35-40 proc. kosztów działalności przewoźników promowych.
PŻM za pośrednictwem spółek Unity Line i Euroafrica dysponuje siedmioma promami na Bałtyku. Grupa posiada też 68 statków.
- Droższe paliwo nie tylko armatorom podniesie koszty działalności - dodaje Szynkaruk. - Przywożąc fosforyty z Afryki do portu Zakładów Chemicznych Police, statki przez trzy dni będą w strefie, gdzie będą musiały przepalać droższe paliwo. A to oznacza dodatkowy koszt 300-350 dolarów na każdej tonie paliwa. Wzrośnie więc stawka frachtu, czyli Police będą płacić za jeden transport o ok. 20-25 tys. dolarów więcej.
Polska Żegluga Bałtycka ma ten sam problem.
- Dysponujemy trzema promami - mówi Jarosław Siergiej, prezes PŻB z siedzibą w Kołobrzegu. - Ze względu na paliwo niskosiarkowe, koszty średnio na promie wzrosną nam o około trzy miliony. Ten koszt będziemy musieli przerzucić na wzrost cen usług. Zwolnień nie zakładamy.
PŻB zatrudnia 350 osób w swojej flocie, i 100 w obsłudze lądowej.
Szwedzki gigant, Stena Line już w ramach oszczędności wycofał jeden z dwóch promów na trasie Trelleborg-Sassnitz. Carl-Johan Hagman, dyrektor generalny grupy przyznał, że decyzja unijnych polityków spowoduje wzrost kosztów działalności Stena Line o milion koron szwedzkich dziennie. Rocznie kwota urośnie do 450 mln koron.
Jego zdaniem, z punktu widzenia gospodarki to jedna z najbardziej niekorzystnych decyzji politycznych.
- Co wobec tego?
- Nowe promy mają być napędzane gazem. To wymaga jednak czasu i dużo kosztuje - przyznaje dyrektor generalny PŻM. - Trzeba będzie też wycofać najstarsze jednostki, najbardziej paliwo-żerne. Na rynku promowym nastąpią duże zmiany.
Prezes PŻB wskazuje też inne rozwiązanie.
- Można zainstalować na promach urządzenia do odsiarczania paliwa - wyjaśnia Siergiej. - Ale są bardzo drogie, jedno kosztuje pięć-sześć milionów euro. Na początku będziemy więc lać droższe paliwo.
Rynkowi analitycy uważają, że po wejściu przepisów w życie koszty transportu morskiego mogą wzrosnąć nawet o 50 procent.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?