Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Uratowany przez Urszulę Ledóchowską

Marzena Sutryk [email protected]
Daniel ze swoją małżonką Urszulą, która przyjęła imię po świętej po cudownym uzdrowieniu przed laty jej ukochanego.
Daniel ze swoją małżonką Urszulą, która przyjęła imię po świętej po cudownym uzdrowieniu przed laty jej ukochanego. Archiwum własne
17 lat temu Daniel Gajewski z Koszalina został uratowany przez błogosławioną Urszulę Ledóchowską.

To historia niesamowita, która przed laty przetoczyła się przez ogólnopolskie media. Ludzie podzielili się wówczas na sceptyków i na tych, którzy w cud uwierzyli. Teraz, po 17 latach, rodzice 14 -letniego wówczas Daniela Gajewskiego, zorganizowali w Koszalinie wystawę poświęconą błogosławionej Urszuli Ledóchowskiej (wystawę można oglądać w Koszalińskiej Bibliotece Publicznej do 5 listopada). Jednocześnie, w 10. rocznicę kanonizacji i 17. rocznicę ocalenia Daniela, w kościele pw. Ducha Świętego w Koszalinie została też odprawiona msza dziękczynna.

Było rok 1996

Do wypadku doszło w sierpniu 1996 roku. Wtedy to 14-letni Daniel był na wakacjach u sióstr urszulanek w Ożarowie Mazowieckim. - Mąż dostał wówczas pracę w Warszawie - opowiada Urszula Gajewska, mama Daniela. - Byliśmy u niego i odwiedziliśmy także siostry urszulanki. Daniel został tam na kilka dni. Mieliśmy zwyczaj, że gdy gdzieś wyjeżdżaliśmy, to szliśmy z modlitwą i zawierzeniem. Wtedy też tak było - modląc się mówiłam: zostawiam panie Jezu Daniela, ufam Tobie panie Jezu i proszę o opiekę. I błogosławiona Urszula czuwała nad naszym dzieckiem.

Pewnego dnia Daniel pomagał siostrom urszulankom, kosił w ogrodzie trawę elektryczną kosiarką. Było po deszczu, trawa była wilgotna. Kosiarka była podłączona do gniazdka w kaplicy za pomocą dwóch przedłużaczy, z których jeden był zakończony bolcami z obu stron. Gdy Daniel rozłączał przedłużacze, został porażony prądem.

- Syn nie stracił do końca przytomności - opowiada jego mama. - Widział, czuł, także paraliżowanie prądem, czuł, że nie może krzyczeć, sparaliżowało mu krtań, ręce, nogi, nie mógł się ruszyć. Był z naszym psem. Opowiadał, że pies podbiegł, polizał go po ręce i prąd go poraził, a następnie odrzucił - pies ze skowytem uciekł.

- To był pierwszy piątek miesiąca - opowiada też pani Urszula. - Daniel nie zdążył rano być u spowiedzi. I w myślach zaczął kłócić się z panem Bogiem, że nie był u spowiedzi, że jest za młody, żeby umierać, że narobi kłopotu rodzicom, bo jest daleko od domu.

14-latek opowiadał potem rodzicom, a także później podczas procesu kanonizacji, o tym, jak w pewnej chwili zobaczył postać w habicie urszulańskim. Postać ta zbiegła po schodach, w jego stronę. - Nie rozmawiała z nim, ale on w głowie słyszał słowa: co ci się dzieje? On jej na to powiedział: "Nie widzi siostra? Prąd mnie poraził, niech siostra mi pomoże" - opowiada Urszula Gajewska. - Wtedy zobaczył, jak siostra się pochyliła, chwyciła go za nogi i szarpnęła. On w tym swoim widzeniu miał wrażenie, że siostrę odrzuciło i że ona o niego ponownie zaczęła walczyć. I poczuł wtedy silny ból w ręce, która zacisnęła się na kablu.

- Bo on był w pewnym sensie cały czas podłączony do prądu - wtrąca Janusz Gajewski, tata Daniela. - A wtyczka była w kaplicy, gdzie były relikwie błogosławionej Urszuli. Gdy już odzyskał trochę siły, poderwał się i pobiegł do kaplicy, by odłączyć kosiarkę od prądu. I wtedy do kaplicy weszła jedna z sióstr urszulanek Maria Płonka, żywa, prawdziwa. Daniel był przekonany, że to ona mu wcześniej pomogła. Ale siostra Maria była zdziwiona całym zajściem, nie miała pojęcia o tym, co się chwilę wcześniej wydarzyło.
Chłopiec w kaplicy doznał olśnienia na widok relikwii św. Urszuli. - Wtedy dotarło do niego, że to ona go uratowała - opowiadają jego rodzice.

- Lekarze, którzy go widzieli, badali, byli zadziwieni, że nasz syn przeżył takie porażenie - mówią rodzice. - 17 lat temu pochowalibyśmy syna, ale on cudownie przeżył. Żeby pojechać do Japonii i spełnić swoje marzenie, bo zawsze interesował się mangą - w Koszalinie przed laty stworzył nawet klub. I w Japonii poznał Japonkę, która w nim się zakochała i przyjęła sakrament chrztu, przyjęła wiarę ukochanego mężczyzny i imię Urszula, po siostrze Urszuli Ledóchowskiej. To wszystko jest niesamowite i to wszystko wskazuje na to, że w życiu nie ma przypadków. Przypadki są tylko w gramatyce - dodaje pan Janusz.

Nikt nie miał wątpliwości

Dwa lata trwało, zanim przedstawiciele Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych w Watykanie uznali jednogłośnie, że to było cudowne ocalenie. To były dwa lata przesłuchań, rozmów, wizyt, badań, także przez lekarzy psychiatrów, którzy mieli za zadanie ocenić, czy dziecko nie konfabuluje.

Rzeczoznawcy potwierdzili też wówczas nieprawidłowe połączenie przedłużaczy, stwarzające bezpośrednie zagrożenie życia przez porażenie prądem o napięciu 220 V. Ich zdaniem uratowanie się w takiej sytuacji jest mało prawdopodobne bez pomocy innych. Jedno też było pewne - Danielowi nie pomogła żadna z sióstr, bo te były zajęte pracą w innym miejscu.

Mama Daniela wspomina swoje pierwsze związki z siostrami urszulankami: - To było w dzieciństwie - mówi. - Miałam rodzinę w Gorzowie Wielkopolskim, która współpracowała z siostrami urszulankami. Jeździłam tam w odwiedziny i bywałam w zgromadzeniu sióstr. Ale taki zdecydowany związek z nimi pojawił się przed urodzeniem Daniela. Byłam w ciąży, to był początek 6. miesiąca. Zachorowałam na wirusowe zapalenie opon mózgowych. Dopiero później dowiedziałam się, że lekarze nie dawali zbytnio szans dziecku na przeżycie.

Podobno - jak mi mąż powiedział - była proponowana aborcja. Mąż jednak nie zgodził się. Leżałam na zakaźnym, potem przeniesiono mnie na patologię ciąży. A muszę przy tym dodać bardzo istotną rzecz. Mianowicie w naszym początkowym wspólnym życiu oddaliliśmy się od Kościoła, nie byliśmy zbytnio praktykujący, żyliśmy w niesakramentalnym związku. I to bardzo długie leżenie na patologii, gdy miałam dużo czasu na myślenie, doprowadziło mnie do pewnych refleksji. Pamiętam, że nad drzwiami wisiał krzyż... On mi pomógł. I gdy dziś słyszę o tym, jak z miejsc publicznych za wszelką cenę próbuje się usunąć krzyże, to przypominam sobie tamte dni. Ludzie nie zdają sobie sprawy, że ten symbol chrześcijaństwa bardzo pomaga. Także tym, którzy są bardzo daleko od Kościoła. Gdy wtedy patrzyłam na niego, pomyślałam, że coś trzeba z tym życiem zrobić i że powinniśmy zawrzeć związek sakramentalny. I skierowałam myśli modlitwy do pana Jezusa, że jeżeli pomoże mi uratować dziecko, to my to życie sobie poukładamy.

Daniel urodził się na początku 9. miesiąca, ku ogromnemu zdziwieniu lekarzy - w bardzo dobrej kondycji. Nie był potrzebny inkubator, oceniono, że noworodek bardzo dobrze się rozwinął.

- To był początek prawdziwego przymierza z panem Bogiem i wyjścia na nową drogę - dodaje pani Urszula. - Razem z mężem skończyliśmy teologię, ja zostałam katechetką.

W życiu nieraz było im trudno. Ludzie patrzyli na nich krzywo i traktowali jak cudaków. Dziś jest łatwiej. Sąsiedzi i znajomi przyzwyczaili się, niektórzy trochę zapomnieli o sprawie. Mają raczej spokój.

- Nasze życie nie jest usłane różami, a wiara i obecność w naszym życiu świętej Urszuli dodaje nam sił i pozwala pokonywać te przeciwności - mówią. - Często stajemy pod prąd. Dla nas ważne jest życie w prawdzie, w uczciwości. Nie zawsze ludziom to odpowiada.

Daniel, dorosły dziś mężczyzna, żyje ze swoją żoną Japonką i pracuje w Japonii. Tam uczy angielskiego.

- Obiecał świętej Urszuli przed obroną tytułu magistra socjologii, że pójdzie do zakonu. My powiedzieliśmy: nie, najpierw studia i tytuł magistra i dopiero wtedy idź do zakonu. A gdy wyjechał do Japonii i tam poznał Japonkę, i wtedy okazało się, że nie stan kapłański, a małżeński był mu pisany - dodaje Janusz Janusz Gajewski. O sobie mówi, że też jest żywym przykładem siły wiary i przykładem na cud:

- Siedzi przed panią człowiek, u którego stwierdzono raka nerki, a potem czerniaka. I żyję. I wierzę i wiem, że to wpływ zawierzenia świę­tej - dodaje.

Urszula Ledóchowska i jej historia

Urszula Ledóchowska, właściwe Julia Maria hr. Halka-Ledóchowska, ur. 17 kwietnia 1865 roku w Loosdorfie w Austrii, zm. 29 maja 1939 roku w Rzymie. Święta katolicka, założycielka Urszulanek Serca Jezusa Konającego. Spośród jej rodzeństwa stan duchowny wybrali: siostra Maria Teresa późniejsza błogosławiona Maria Ledóchowska, siostra Ernestyna zakonnica, brat Włodzimierz Ledóchowski, przyszły przełożony Generalny Towarzystwa Jezusowego. Była stryjeczną bratanicą kardynała i prymasa Polski Mieczysława Halki-Ledóchowskiego. Gdy Julia miała 18 lat, przeniosła się wraz z rodziną do Lipnicy Dolnej w gminie Lipnica Murowana. Trzy lata później wstąpiła do krakowskiego klasztoru urszulanek, przyjmując imię Urszula. W 1907, otrzymawszy błogosławieństwo Piusa X, wraz z dwiema siostrami wyjechała do Petersburga, by objąć kierownictwo internatu przy polskim gimnazjum. W 1910 powstał dom dla wspólnoty oraz gimnazjum z internatem dla dziewcząt. Cztery lata później matkę Urszulę wydalono z Rosji, co spowodowane było wybuchem I wojny światowej. Urszula Ledóchowska udała się do Sztokholmu, następnie do Danii. W Skandynawii kontynuowała pracę pedagogiczną założyła szkołę dla dziewcząt, ochronkę dla sierot po polskich emigrantach, współpracowała z założonym w Szwajcarii przez Henryka Sienkiewicza Komitetem Pomocy Ofiarom Wojny, starając się uwrażliwić Skandynawów na sprawę niepodległości Polski. W 1920 petersburskie urszulanki wróciły do Polski i osiedliły się w Pniewach k. Poznania. Niedługo potem Benedykt XV zezwolił im na przekształcenie się w Zgromadzenie Sióstr Urszulanek Serca Jezusa Konającego.

Urszulę Ledóchowską powszechnie ceniono i szanowano za poświęcenie dla innych oraz pogodę ducha, którą sama uznawała za świadectwo więzi z Chrystusem.

20 czerwca 1983 w Poznaniu Jan Paweł II beatyfikował matkę Urszulę, a 18 maja 2003 w Rzymie kanonizował. W 1989, w pięćdziesiątą rocznicę śmierci zachowane od zniszczenia ciało błogosławionej Urszuli zostało przewiezione z Rzymu do Pniew i złożone w kaplicy domu macierzystego.

Jej imieniem nazwano parafie m.in. na lubelskim Węglinie, częstochowskim Wrzosowiaku, bydgoskim Miedzyniu, gdańskim Chełmie i gdyńskim Chwarznie. Od 2006 roku św. Urszula jest patronką Sieradza.

(Źródło: wikipedia)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza