Sytuacja Wiolety Kałaniuk z Ustki jest beznadziejna. Siedzi na walizkach i czeka, aż ją wyrzucą z zajmowanego mieszkania. A chciała żyć normalnie, z daleka od patologii. Początkowo mieszkała w budynku socjalnym przy ul. Marynarki Polskiej. Został on jednak przeznaczony do rewitalizacji.
Inni mieszkańcy skorzystali z propozycji innego lokalu socjalnego przy ul. Grunwaldzkiej.
- Nie mogłam jej przyjąć. To było 17 metrów kwadratowych. Miałabym tam mieszkać razem z synem? Nawet meble się tam nie mieściły - tłumaczy pani Wioleta. - Poza tym bałam się. Tam bezdomni mieszkają, a na górze to z nożami biegają. Postanowiła mieszkanie wynająć. - Szukałam czegokolwiek. Znalazłam w miarę tanie mieszkanie, bo tylko 500 złotych miesięcznie - opowiada.
Niestety, okazało się, że to mieszkanie również było w budynku przeznaczonym do rewitalizacji.
- Teraz, po dwóch latach, muszę się wyprowadzić. W każdej chwili mogą mnie wyrzucić. Poszłam do burmistrza i usłyszałam, że mieszkań nie ma. Szukałam lokalu do wynajęcia, ale co najmniej tysiąc złotych muszę zapłacić. A ja zarabiam 1200 złotych - płacze kobieta.
Mieszka z nią 17-letni syn. - Teraz śpi u kolegi, bo w tym mieszkaniu nie mam już ani wody, ani prądu. Wieczorem przy świeczce siedzę - mówi kobieta.
Niestety, sprawa nie jest łatwa. - Pani Kałaniuk odmówiła raz przyjęcia lokalu socjalnego. Teraz musi czekać na przydział. Złożyła podanie o mieszkanie. Mogę tylko zapewnić, że zostanie ono rozpatrzone do końca roku. Ale jaka będzie decyzja, tego nie wiem - mówi Jacek Cegła, rzecznik prasowy Urzędu Miasta w Ustce.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?