Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ustka: urzędnicy zamawiając obiad składają zamówienie publiczne

Fot. Marcin Barnowski
"Siódme Niebo”, jeden z trzech lokali, gdzie mogą się pożywiać oficjalni goście usteckiego ratusza
"Siódme Niebo”, jeden z trzech lokali, gdzie mogą się pożywiać oficjalni goście usteckiego ratusza Fot. Marcin Barnowski
Samorządowcy z Ustki znów się wybili. Tylko tu ratusz przeprowadził oficjalną procedurę wyboru lokali, w których mają być świadczone usługi gastronomiczne dla miasta. To przez to, że na jedzenie Ustka wydaje za dużo.

Kiedy podczas ostatniej sesji Rady Miejskiej poinformowano o zawiłej prawnej procedurze w celu rozstrzygnięcia prostej kwestii, dokąd pójść coś zjeść, radni dowcipkowali. - Dokąd? Jest kryzys. Do baru mlecznego! - ironizował Grzegorz Koski.

Jest potrzeba

Ale urzędnicy wyjaśniają, że sprawa jest poważna. Chodzi o wszelkiego rodzaju służbowe obiady, lunche, czy kolacje dla oficjalnych gości, finansowane z pieniędzy podatników. Wiadomo, że gdy burmistrza Jana Olecha odwiedzi głowa któregoś z zaprzyjaźnionych miast zagranicznych, nie może on zawieźć rozmówcy do najbliższego baru mlecznego, który jest dopiero w Słupsku.

Musi zaprosić go na posiłek w miejsce bardziej eleganckie. I tu ma teraz wybór ograniczony zaledwie do trzech usteckich lokali, restauracji "Siódme Niebo", "Wenecja" i "Syrenka". Właśnie je wyłoniono w procedurze przewidzianej w Ustawie o zamówieniach publicznych.

- Konkretnie, to było zamówienie z wolnej ręki - wyjaśnia Piotr Wszółkowski, naczelnik Wydziału Promocji w usteckim urzędzie. - Polegało na rozesłaniu zapytań do usteckich restauracji o ofertę. Ocenialiśmy nie tylko wysokość rabatów, jakie mogły nam zaoferować, ale także lokalizację. Zależało nam, aby były blisko centrum. Dlatego odpadła "Kapitańska", położona dość daleko od ratusza i promenady.

Jak dodał Wszółkowski, zastosowanie tej procedury przetargowej było obowiązkiem urzędu, bo na wszelkiego rodzaju posiłki i poczęstunki swoich gości ustecki ratusz wyda w skali roku więcej niż równowartość 14 tys. euro (ok. 65 tys. zł).

Najwięcej pieniędzy pójdzie na to w czasie sezonu, gdy ratusz żywi m.in. organizatorów imprez masowych.

- Wielu z nich pracuje dla nas właściwie tylko w zamian za gościnę - tłumaczy szef promocji. A każdy wydatek z publicznych pieniędzy na kwotę wyższą niż równowartość 14 tys. euro podlega przepisom o zamówieniach publicznych.

Tu jedzą mniej

Inaczej jest w innych miastach regionu. Ustaliliśmy, że Maciej Kobyliński jada ze swoimi gośćmi tam, gdzie chce, często np. w Dolinie Charlotty. Zamawia obiady finansowane przez podatników nie w trybie zamówień publicznych, lecz indywidualnie, kierując się tylko upodobaniem.

- Nie robimy niczego w rodzaju przetargów, bo na tego typu oficjalne posiłki Słupsk wydaje w skali roku zaledwie około 10 tysięcy złotych - wyjaśnia jego rzecznik Mariusz Smoliński.

Podobne wyjaśnienia otrzymaliśmy także z Łeby i z Człuchowa. W tym ostatnim oficjalni goście prowadzani są do "Leśnej Chaty" przy stacji paliw Canpol, mimo że nie jest to lokal wyłoniony w drodze ustawy o zamówieniach publicznych.

-Mało mamy odpowiednich lokali - tłumaczy Justyna Muryn z człuchowskiej promocji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza