Kiedy podczas ostatniej sesji Rady Miejskiej poinformowano o zawiłej prawnej procedurze w celu rozstrzygnięcia prostej kwestii, dokąd pójść coś zjeść, radni dowcipkowali. - Dokąd? Jest kryzys. Do baru mlecznego! - ironizował Grzegorz Koski.
Jest potrzeba
Ale urzędnicy wyjaśniają, że sprawa jest poważna. Chodzi o wszelkiego rodzaju służbowe obiady, lunche, czy kolacje dla oficjalnych gości, finansowane z pieniędzy podatników. Wiadomo, że gdy burmistrza Jana Olecha odwiedzi głowa któregoś z zaprzyjaźnionych miast zagranicznych, nie może on zawieźć rozmówcy do najbliższego baru mlecznego, który jest dopiero w Słupsku.
Musi zaprosić go na posiłek w miejsce bardziej eleganckie. I tu ma teraz wybór ograniczony zaledwie do trzech usteckich lokali, restauracji "Siódme Niebo", "Wenecja" i "Syrenka". Właśnie je wyłoniono w procedurze przewidzianej w Ustawie o zamówieniach publicznych.
- Konkretnie, to było zamówienie z wolnej ręki - wyjaśnia Piotr Wszółkowski, naczelnik Wydziału Promocji w usteckim urzędzie. - Polegało na rozesłaniu zapytań do usteckich restauracji o ofertę. Ocenialiśmy nie tylko wysokość rabatów, jakie mogły nam zaoferować, ale także lokalizację. Zależało nam, aby były blisko centrum. Dlatego odpadła "Kapitańska", położona dość daleko od ratusza i promenady.
Jak dodał Wszółkowski, zastosowanie tej procedury przetargowej było obowiązkiem urzędu, bo na wszelkiego rodzaju posiłki i poczęstunki swoich gości ustecki ratusz wyda w skali roku więcej niż równowartość 14 tys. euro (ok. 65 tys. zł).
Najwięcej pieniędzy pójdzie na to w czasie sezonu, gdy ratusz żywi m.in. organizatorów imprez masowych.
- Wielu z nich pracuje dla nas właściwie tylko w zamian za gościnę - tłumaczy szef promocji. A każdy wydatek z publicznych pieniędzy na kwotę wyższą niż równowartość 14 tys. euro podlega przepisom o zamówieniach publicznych.
Tu jedzą mniej
Inaczej jest w innych miastach regionu. Ustaliliśmy, że Maciej Kobyliński jada ze swoimi gośćmi tam, gdzie chce, często np. w Dolinie Charlotty. Zamawia obiady finansowane przez podatników nie w trybie zamówień publicznych, lecz indywidualnie, kierując się tylko upodobaniem.
- Nie robimy niczego w rodzaju przetargów, bo na tego typu oficjalne posiłki Słupsk wydaje w skali roku zaledwie około 10 tysięcy złotych - wyjaśnia jego rzecznik Mariusz Smoliński.
Podobne wyjaśnienia otrzymaliśmy także z Łeby i z Człuchowa. W tym ostatnim oficjalni goście prowadzani są do "Leśnej Chaty" przy stacji paliw Canpol, mimo że nie jest to lokal wyłoniony w drodze ustawy o zamówieniach publicznych.
-Mało mamy odpowiednich lokali - tłumaczy Justyna Muryn z człuchowskiej promocji.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?