Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Uszkodził jej auto na myjni parowej

Katarzyna Sowińska [email protected]
Anna Owerko twierdzi, że właściciel myjni uszkodził jej auto. Domaga się od niego odszkodowania.
Anna Owerko twierdzi, że właściciel myjni uszkodził jej auto. Domaga się od niego odszkodowania. Łukasz Capar
Anna Owerko ze Słupska uważa, że właściciel mobilnej myjni parowej zniszczył jej samochód. To jednak nie wszystko - w czasie zabiegów uszkodzone zostało również auto stojące obok.

Anna Owerko, właścicielka nowego volkswagena garbusa, wykupiła w serwisie zakupów grupowych usługę oferowaną przez firmę Mobilna Myjnia Parowa - voucher kosztował 60 złotych.

- Chucham i dmucham na to auto - mówi słupszczanka. - Dlatego zainteresowała mnie oferta mycia parą, tym bardziej że usługodawca reklamuje zabieg jako nieszkodliwy dla lakieru. Zamówiłam mycie samochodu zewnątrz i wewnątrz. Czyszczenie trwało półtorej godziny, na pierwszy rzut oka wszystko wydawało się być w porządku. W środku rzeczywiście samochód wyglądał czysto, karoseria również. Jednak po kilku minutach od odjazdu firmy czyszczącej zaalarmował nas sąsiad, którego samochód stał obok mojego. Okazało się, że zostały na nim ślady zrobione drzwiami naszego auta. Dopiero po tym przyjrzeliśmy się dokładniej naszej karoserii i znaleźliśmy wgniecenia, uszkodzenia lakieru, zadrapania i zarysowania. Koszt naprawy mojego auta oszacowałam na kilka tysięcy złotych. Kolejny tysiąc złotych, to straty sąsiada. Właściciele obu pojazdów zadzwonili do pana myjącego samochody, od którego najpierw usłyszeli, że pojawi się u nich za dwie godziny.

- Niestety, nie pojawił się -mówi brat właścicielki drugiego auta (dane do wiadomości redakcji). - Tym razem usłyszałem, że chcemy go "wkręcić", że on na pewno nic nie zrobił. Nie dał sobie w żaden sposób wytłumaczyć, że myjąc samochód sąsiadki, uderzał drzwiami w mój. Potraktował
nas jak oszustów i naciągaczy. Specjalnie później nie odjeżdżaliśmy z parkingu, wezwaliśmy policję i
funkcjonariusz sprawdził uszkodzenia - pasowały idealnie do otwieranych drzwi.

Wcześniej obserwowałem poczynania tego pana przez okno i uważam, że rysy na volkswagenie pani Ani powstały podczas tarcia ścierką o lakier, z całą pewnością dostały się tam nieusunięte wcześniej ziarnka piasku, które zadziałały jak papier ścierny. Do tego widziałem, jak rura od urządzenia produkującego parę została rzucona na dach, a potem po tym dachu przesuwana. Jestem w stanie zeznać to przed sądem, ponieważ czeka nas tam dochodzenie swoich roszczeń. Janusz Wątor, właściciel Mobilnej Myjni Parowej, nie zgadza się z zarzutami.

- Nie ma możliwości, żebym spowodował uszkodzenia, o jakie jestem oskarżany - mówi mężczyzna.
- W pracy używam jedynie bardzo miękkich szmatek i pary. Nigdy nie zniszczyłem żadnego samochodu, a umyłem ich już bardzo dużo. Właściciel garbusa odebrał go ode mnie bez zastrzeżeń, podziękował, a po godzinie okazuje się, że coś uszkodziłem. Uważam, że ci państwo chcą mnie naciągnąć. Nie pojechałem na miejsce, ponieważ chciałem uniknąć ulicznej awantury - tłumaczy Janusz Wątor.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza