Mieszkańcy Borzytuchomia, Ryczyna, Chotkowa, Kamieńca, Struszewa oraz Jutrzenki, w sumie około dwóch tysięcy osób, przez dwa miesiące, z niewielkimi przerwami, nie mieli wody do picia w kranach. Powód? W gminnym wodociągu wykryto bakterie coli. Zaczęło się gorączkowe poszukiwanie źródła zakażenia, ale jak dotąd nie znaleziono przyczyny.
Do sieci trafiły olbrzymie ilości chloru oraz środków antybakteryjnych. Tuż przed świętami Bożego Narodzenia sanepid wydał oświadczenie, że woda nadaje się do picia. Jednak mieszkańcy nie wierzą w zapewnienia służb, a winą za taką sytuację obarczają gminnych urzędników.
Mieszkańcy są wściekli
i
- Na szali postawiono nasze życie i zdrowie - mówi Sławomir Witkowski z Ryczyna. - Pierwszy lakoniczny komunikat, który wydała gmina na pośrednictwem facebooka, nie zawierał informacji, z czym i z jakim zatruciem mamy do czynienia. Chciałem wiedzieć, jakie mogą być skutki i objawy po wypiciu wody.
Chodzi o informację z 19 października. Sanepid informował, że woda nie może być spożywana, nie może być używana do mycia owoców, warzyw, naczyń kuchennych, mycia zębów, kąpieli. Może być tylko wykorzystywana do celów sanitarnych.
W podobnym tonie wypowiada się Alicja Przyczka z Ryczyna: - Zabrakło rzeczowych informacji, o fatalnym stanie wody dowiedzieliśmy się z internetu, nie było żadnych listów, telefonów. Nie mieliśmy i nie mamy konkretnej wiedzy, jeśli chodzi o przyczynę skażenia, jak i szkodliwości dla zdrowia.
Kąpiele u babci
Jednak większym problemem było życie bez wody. - Koszmar - mówi pani Alicja. - Pranie woziliśmy do rodziny w Bytowie. Tam też się kąpaliśmy. Wodę przywoziliśmy w pojemnikach również z Bytowa. Zresztą do dziś tak robimy. Straciliśmy zaufanie do urzędników. Nie wierzę, że woda nadaje się do picia. Jest potwornie chlorowana i ma mętny kolor.
Pan Piotr z Borzytuchomia także mówi, że trudno mu uwierzyć, że woda jest bezpieczna. - Mam dwoje dzieci. Martwię się o ich zdrowie. Nie pijemy wody z kranu, nie używamy jej do gotowania. Dowożę ją z Bytowa, a dzieci kąpać jeździmy do dziadków - opowiada.
Mężczyzna twierdzi, że jeszcze przed wprowadzeniem pierwszego zakazu używania wody wiedział, że jest z nią coś nie tak. - Miała dziwny zapach, była mocno chlorowana - opowiada.
Jego słowa potwierdza Sławomir Witkowski, który uważa, że woda była skażona już przynajmniej od sierpnia ubiegłego roku. - Zwróciłem się do sanepidu, aby przedstawili informację, ile badań przeprowadzono w Borzytuchomiu, w jakim czasie i jakie były wyniki - twierdzi.
Z pisma sanepidu faktycznie wynika, że od kwietnia do października ubiegłego roku wykonał 15 badań, z czego - jak stwierdza stacja - 7 próbek wody nie spełniało wymagań rozporządzenia ministra zdrowia. Już 31 sierpnia w stacji uzdatniania wody stwierdzono obecność bakterii coli.
- Truli nas do października? - pyta pan Sławomir. - A mieszkańcy na tej wodzie zrobili przetwory na zimę, część zgniła.
Wójt się modli
Witold Cyba, wójt gminy Borzytuchom, ripostuje: - Przekroczone normy bakterii były tylko przez chwilę. Większość mieszkańców zrozumiało sytuację, ale też jest część, która po prostu lubi się czepiać. W próbkach pobranych w grudniu nie wykryto bakterii, kolejne badanie zapowiedziano na styczeń. Modlę się, aby nic złego już się nie wydarzyło. Na dezynfekcję sieci wydaliśmy 70 tysięcy złotych.
Winnych brak
Skąd wzięły się bakterie w gminnym wodociągu? Gmina nie rozwiązała tej zagadki, ale urzędnicy mają przypuszczenia.
- Hydrofornia w Borzytuchomiu jest dość nowoczesna, sterylna i poddawana dezynfekcji i płukaniu na bieżąco. Przyczyną może być samowolne korzystanie z wody, na przykład z hydrantu wężem niesterylnym, samowolne podłączenie się do sieci wodociągowej, niezałożenie zaworu antyskażeniowego przed licznikiem oraz niechlorowanie tego odcinka, uszkodzenie linii i niezgłoszenie tego do gminy, tylko naprawa we własnym zakresie - wylicza wójt Cyba. - Wszyscy musimy być świadomi, że sieć wodociągowa jest bardzo wrażliwa na bakterie i samowolne ingerowanie w instalację może mieć właśnie takie skutki. W tym roku ujawniliśmy dwa niekontrolowane i poczynione bez naszej zgody pobory wody z hydrantów poprzez stare, zbutwiałe węże, a ile ich jest naprawdę? I dodaje, że obecnie woda nie jest chlorowana. - Codziennie ją piję i nie wyczuwam chloru - mówi samorządowiec.
Co z rachunkami?
Mieszkańcy gminy podnoszą jeszcze kwestię rachunków za okres, gdy nie korzystali z wody.
- Dostaliśmy faktury, dlaczego mamy płacić za zatrutą wodę? Odliczono nam tylko metr sześcienny wody i ścieków - mówią ludzie.
- A dlaczego nie mają płacić za wodę? - pyta wójt. - Przecież w tym czasie, gdy były mniejsze restrykcje, mogli jej używać po przegotowaniu, spłukiwali też muszle toaletowe. Odliczyliśmy metr sześcienny, bo gdy w sieci znajdowało się dużo chloru, zachęcaliśmy mieszkańców do spuszczania wody, aby środek spenetrował całą sieć.
- Należy pamiętać, że wójt i jego urzędnicy nie mają żadnych swoich pieniędzy - podsumowuje Sławomir Witkowski. - Mają natomiast dobrze zarządzać naszymi pieniędzmi, które my jako obywatele płacimy w formie podatków.