Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W centrum mazurskiej tragedii

Rozmawiał Mariusz Nowicki
Krzysztof Aniszewski.
Krzysztof Aniszewski. Fot. Archiwum
Rozmowa z Krzysztofem Aniszewskim, dowódcą grupy wodno-nurkowej z Ustki

Ratownicy

Ratownicy

st. aspirant Krzysztof Aniszewski; aspirant Jacek Janta- Lipiński; sekcyjny Jacek Ventzke; st. strażak Adam Wojtas; sekcyjny Rajmund Dargas.

- Kiedy dołączyliście do akcji ratunkowej na Mazurach, były szanse na odnalezienie żywych osób?

- Działania rozpoczęliśmy w trzecim dniu akcji, w piątek 24 sierpnia, na jeziorach Tauty i Mikołajskim. Na początku opieraliśmy się tylko na zeznaniach świadków, którzy przeżyli tę tragedię. Ale były sprzeczne. Na przykład na jeziorze Tauty mieliśmy odnaleźć jacht i ciało dziewczyny. Ludzie, którzy widzieli ją na wodzie, wskazywali jedno miejsce, a inni, którzy obserwowali wydarzenia z brzegu, inne - 100 czy 200 metrów dalej. To utrudniało poszukiwania.

- Wiele osób filmowało biały szkwał telefonami komórkowymi. Czy te nagrania wam pomagały?

- My dostawaliśmy ściśle określone zadania z głównego sztabu i przeszukiwaliśmy konkretnie wskazane miejsca. Dowództwo akcji korzystało z wszystkiego, aby jak najbardziej precyzyjnie określić miejsce zaginięcia osoby czy zatonięcia jachtu. Nagrania z telefonów też pewnie były pomocne.

Tragedia na Mazurach

Tragedia na Mazurach

21 sierpnia nad mazurskimi jeziorami przeszła gwałtowna burza, która wywróciła około 40 jachtów i łodzi. Biały szkwał pochłonął 10 ofiar. Jedna osoba wciąż uznawana jest z zaginioną.

- Jakie największe trudności napotkaliście podczas akcji?

- Duży obszar jezior. Bardzo pomógł nam właściciel gospodarstwa rybnego, który doskonale znał specyfikę tych wód. Jezioro było bowiem rynnowe i woda zachowywała się w nim jak w wannie. To powodowało, że zatopione obiekty mogły znacznie się przemieszczać. Nowe dla nas było też to, że zazwyczaj pracujemy w rzekach, na mniejszych głębokościach. A tu schodziliśmy pod wodę nawet na 30 metrów.

- Takiej tragedii na Mazurach nie pamiętają najstarsi żeglarze. Jakie były reakcje ludzi?

- Wszyscy bardzo to przeżywali. Wiele osób straciło przecież bliskich i znajomych. Mimo to starali się jakoś pomóc, cały czas nam towarzyszyli i obserwowali naszą pracę. Wzruszające było zachowanie krewnego dziewczyny, której ciało odnaleźliśmy jednej nocy. Bo pracowaliśmy bez względu na porę dnia. Bardzo nam dziękował. To było zaskakujące, że w tak trudnych dla siebie chwilach był w stanie docenić nasze działania. Zauważyłem, że ludzie, których bliscy zaginęli, nawet już nie łudzili się, że mogą oni jeszcze odnaleźć się żywi. Raczej pogodzili się z tragedią i chcieli tylko, aby odnaleźć ich ciała.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza