Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W gminie Ustka ciężko pomóc dzikim zwierzętom

Anna Piwowarska
Pani Ewa próbowała uratować ranną mewę, ale nikt nie chciał jej pomóc. Jak się okazuje, znaleźć pomoc dla dzikiego zwierzęcia wcale nie jest łatwo.
Pani Ewa próbowała uratować ranną mewę, ale nikt nie chciał jej pomóc. Jak się okazuje, znaleźć pomoc dla dzikiego zwierzęcia wcale nie jest łatwo. sxc.hu
Pani Ewa próbowała uratować ranną mewę, ale nikt nie chciał jej pomóc. Jak się okazuje, znaleźć pomoc dla dzikiego zwierzęcia wcale nie jest łatwo.

Teoretycznie najlepiej skontaktować się ze strażą miejską, która skieruje nas do odpowiedniego weterynarza. Tak jest np. w Ustce. Ale już nie w gminie Ustka.
- W poniedziałek wieczorem obok mojego domu zauważyłam ranną mewę. Nie bardzo wiedziałam, co zrobić, więc zaczęłam dzwonić: do straży gminnej, na policję, próbowałam się też kontaktować ze schroniskiem i weterynarzem w Ustce. Nikt nie chciał mi pomóc - mówi pani Ewa, która mieszka w Wodnicy w gminie Ustka.
W końcu dodzwoniła się do Renaty Cieślik ze Straży Ochrony Zwierząt. Renata Cieślik na odległość próbowała znaleźć rozwiązanie sytuacji, jednak również ona nie była w stanie dowiedzieć się, kto właściwie mewą powinien się zająć.

- Dzikimi zwierzętami powinien zajmować się urząd miasta albo gminy. Na stronie internetowej danego urzędu powinna być zamieszczona informacja, z kim się w takiej sytuacji kontaktować. Ważne jest to zwłaszcza wieczorem, kiedy większość instytucji jest już zamknięta. Jednak w tym wypadku nikt nie potrafił udzielić nam informacji, gdzie szukać pomocy - mówi Renata Cieślik.
Jak się okazuje, gmina Ustka po prostu nie zajmuje się dzikimi zwierzętami. Co prawda ma podpisaną umowę z kliniką weterynaryjną na pomoc zwierzętom, jednak w bardzo ograniczonej formie.

- Gmina podpisała z nami umowę, z której wynika, że z jej ramienia zajmować mamy się tylko zwierzętami bezdomnymi. Czyli tymi, które z założenia mieszkają z ludźmi, np. psami i kotami. Umowa nie obejmuje za to zwierząt dzikich - mówi Piotr Szczepanik, lekarz weterynarii z Przychodni Weterynaryjnej Małych Zwierząt w Ustce.

Zupełnie inaczej wygląda sytuacja w przypadku samej Ustki. Podpisana przez miasto umowa obejmuje również zwierzęta dzikie, co nawiasem mówiąc, jest normą w innych miastach
i gminach w Polsce.

- Kiedy znajdziemy w Ustce ranne dzikie zwierzę, najlepiej skontaktować się ze strażą miejską, aby ta mogła sporządzić odpowiedni raport dla urzędu. To ona skontaktuje się następnie z nami
i wspólnie pomożemy zwierzęciu - mówi Piotr Szczepanik.

Co robić więc ze zwierzętami na terenie gminy Ustka? Straż gminna mówi, że to nie jej sprawa, a urząd gminy kieruje do Nadleśnictwa Ustka. Tam zapewniają, że zwierzętom chętnie pomagają, chociaż to nie zawsze ich obowiązek.

- Los wszystkich zwierząt leży nam na sercu. Często, próbując pomóc zwierzę­tom, kontaktujemy się ze Strażą Ochrony Zwierząt w Siemianicach. Zdarzało nam się już ratować bociana, mewą też byśmy się zajęli, ale to gmina jest zobowiązana zajmować się zwierzętami - mówi Józef
Popiel z Nadleśnictwa Ustka.

Zatem od strony formalnej pomoc dzikim zwierzętom na terenie gminy Ustka jest raczej skomplikowana. Niestety, cierpią na tym zwierzęta. Mewa w Wodnicy nie doczekała się pomocy i zdechła po kilku godzinach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza