Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W nowej erze na rowerze. Kołowanie ponad skołowaniem [felieton]

Ireneusz Wojtkiewicz [email protected]
Ponad 1,5-kilometrowa trasa rowerowa wzdłuż ul. Kołobrzeskiej aż się prosi o włączenie w sieć tras dla cyklistów.
Ponad 1,5-kilometrowa trasa rowerowa wzdłuż ul. Kołobrzeskiej aż się prosi o włączenie w sieć tras dla cyklistów. Ireneusz Wojtkiewicz
W minionym długim weekendzie kołowałem sobie za miasto jak wielu cyklistów pragnących bliższego kontaktu z naturą i zobaczenia czegoś ciekawego.

Znajomi doznali nawet szoku, bo zobaczyli żniwa w całej pełni, o czym główne media nawet nie napomknęły. Zamiast zwrócić uwagę, z czego żyjemy i jakie będą plony, skołowały nas wieściami o różnych bzdetach w życiu publicznym i roli kapuścianych głąbów przy korytach.

Mnie takie doniesienia wymiatają z domu przynajmniej na pół dnia. Tak też było ostatnim razem, kiedy postanowiłem, że zobaczę, jak się jeździ na zachód od Słupska i co tu się zmieniło od ostatniego mojego ubiegłorocznego wypadu w rejon Szlaku Książęcego.

Docieram tam ścieżkami rowerowymi - od śródmiejskiej poczty ulicami Jagiełły, Prostą, Lutosławskiego i Poznańską do ronda im. Stanisława Kiejdy, gdzie odbijam w prawo na nowy kawałek ul. Koszalińskiej w miejskim ringu. Niedobrym rozwiązaniem są tu pasy rozdzielcze pomiędzy chodnikami i ścieżkami rowerowymi, usłane kamiennym grysem, który wysypuje się na nawierzchnie obu tych dróg. Grozi to wystrzałami kamieni spod kół. Krótko mówiąc, budowa sknocona, ale do naprawienia pasem trawiastym.

Na kolejnym rondzie, u zbiegu ulic Koszalińskiej i Grottgera, skręcam w lewo, aby zobaczyć jakie jest połączenie kawałka tej drugiej ulicy ze ścieżką rowerową wzdłuż ul. Kołobrzeskiej. Otóż jest, jak było: brakuje ok. 400 metrów łącznika, aby nową, ponad 1,5-kilometrową trasę przy ul. Kołobrzeskiej wkomponować w sieć miejskich dróg rowerowych. Obecnie to odludna, zarastająca chwastami droga, którą można byłoby też lepiej skomunikować ze Szlakiem Książęcym poprzez skrzyżowanie ul. Kołobrzeskiej i Szczecińskiej, niedostępne dla pieszych i rowerzystów.

Po przeprawieniu się na drugą stronę wjeżdżam na Szlak Książęcy, ongiś główny trakt Pomorza, poprzednik obecnej drogi krajowej nr 6. Cieszy, że ta gruntówka, przebiegająca w szpalerze starych, pomnikowych już drzew, już nie jest bezimienna. Jest to ulica Stanisława Szpilewskiego, upamiętniająca zmarłego przed kilku laty wybitnego historyka dokumentalisty, badacza dziejów Słupska i regionu. Niedaleko na osiedlu Niepodległości znajduje się ulica Marii Zaborowskiej - teściowej Stanisława Szpilewskiego, wielce zasłużonej organizatorki słupskiego muzealnictwa. Dzięki ich dorobkowi można dokonać pewnych rekonstrukcji historycznych opisywanego terenu. A jest tu naprawdę dużo do zrobienia.

Obecnie prawie trzy kilometry Szlaku Książęcego to dżungla pełna błota i dzikich wysypisk śmieci. Większość trasy to wyboista, błotnista ścieżka, na której trudno się wyminąć z jadącymi lub idącymi z naprzeciwka. Mimo to teren ten jest lubiany przez biegaczy, cyklistów i długodystansowych spacerowiczów. Poprzez korony starodrzewia widać w oddali bloki osiedla Niepodległości, a bliżej właśnie odbywają się żniwa - trwa koszenie owsa. Im dalej od miasta, tym rozleglejszy krajobraz żniw i coraz lepiej widać i słychać, czym się para ludność pozamiejska. W miastach na razie wymyślają, jak w niedziele pozamykać sklepy i wprowadzić inne głupoty.

Ale na dziewiątym kilometrze, po wydostaniu się z błota Szlaku Książęcego, trafiam na kamienisty placyk przed lasem. Stąd leśna droga z płyt betonowych, miejscami gładka jak na lotnisku, powiedzie przez ponad 4 km do Zębowa. Ładnie tu, widać rezultaty prac renowacyjno-konserwatorskich miejscowego kościółka - jednego z kilku okolicznych obiektów sakralnych poddanych tego typu zabiegom kosztem ok. 4 mln zł w sumie, pochodzących z funduszy UE.

Z Zębowa niecały kilometr do Redęcina - zadbanej wsi sołeckiej, która ładną stacyjką turystyczną kusi na niedługi postój i posilenie. Chyba bardzo się tu lubi cyklistów, bo nie sposób wyjechać w kierunku Bierkowa żółtym szlakiem rowerowym. Prowadzi on na manowce, zawracam więc dwukrotnie, by w końcu wybrać utarty szlak do Gaci i Swołowa. Wyprawa okaże się dłuższa niż 40 km, ale co tam.

Przejazd owalnicą krainy w kratę, jaką jest Swołowo, przyciągające akurat wielu turystów, przypomina nie tylko minięte wsie Gać i Gać Leśną, ale też... gacie rowerowe. Jak dobrze mieć te specjalne, z wkładką amortyzującą z irchy, bo na kocich łbach starego gościńca w Swołowie wszystko kłapie. Odgłos kłapnięcia, jaki wydam po następnych 8 kilometrach w Bierkowie, chyba ocali moje łydki przed zębami jakiegoś zawziętego burka, który ściga mnie przez pół wsi. W podobnych sytuacjach radzę nie zwalniać, nie stawać, a przyspieszać tak, aby zgubić nieprzyjaznego sierściucha. Wracam trochę skołowany tym, że nieco pobłądziłem, bo za bardzo liczyłem na oznakowanie tras rowerowych, a te ostatnio nie są odnawiane lub są zniszczone. Trzeba mieć to na uwadze. a

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza