O tym, że z mieszkania na parterze wydobywają się kłęby dymu, ktoś powiadomił policję. - Dyżurny oficer od razu wezwał straż i pogotowie - relacjonuje Robert Czerwiński, rzecznik słupskiej policji. - Nasz patrol pierwszy dojechał na miejsce. Dwaj policjanci sforsowali podwójne drzwi.
Wtedy przyjechali strażacy. Weszli do mieszkania i znaleźli na podłodze mężczyznę. Nie udało się go uratować. Zabił go czad, a pożar najprawdopodobniej wybuchł od kuchenki spiralnej.
60-letni Andrzej C. zajmował jednopokojowe mieszkanie. Niecałe 16 metrów kwadratowych. Mało kto z sąsiadów wie, jak się nazywał. Mówili na niego Tiger. Chodził o kulach. Według sąsiadów, lubił wypić. Urządzał libacje. Po nocach hałasy. Walenie w ściany. Krzyki. Wyzwiska. Z siekierą biegał. Kiedyś z jego okna został wyrzucony pies. W tym mieszkaniu już wcześniej był pożar. Ale tamtemu lokatorowi nic się nie stało.
Według bratanicy, Agnieszki C., był spokojnym, schorowanym człowiekiem. - Nie wierzę w to, co mówią sąsiedzi - mówi kobieta, która przyszła na miejsce tragedii.
Po pożarze do szpitala trafili dwaj policjanci, którzy wyważyli drzwi. - Zachłysnęli się dymem. Podano im leki. Przeszli badania. Czekamy na wyniki - poinformował nas wieczorem rzecznik policji.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?