Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W pracowni Kusiów powstają prawdziwe arcydzieła

Katarzyna Sowińska [email protected]
W pracowni Kusiów powstają prawdziwe arcydzieła.
W pracowni Kusiów powstają prawdziwe arcydzieła. Krzysztof Piotrkowski
W podniszczonym budynku przy ul. Kilińskiego w Słupsku powstają prawdziwe bursztynowe arcydzieła. Prace ojca i syna czyli Wiesława i Przemysława Kusiów znajdują się u kolekcjonerów na całym świecie.

Ich bursztynowa Statua Wolności stoi na biurku amerykańskiego prezydenta Georga Busha.

Rzeźbami słupszczan zachwycają się także arabscy szejkowie. Zobaczyć je można w wielu prestiżowych polskich galeriach. Jedną z nich jest między innymi Galeria Amberia Jana Sygitiowicza przy ul. Mariackiej w Gdańsku.

- Paradoksem jest to, że w samym Słupsku niewiele osób zdaje sobie sprawę z istnienia artystów tego kalibru - mówi Tomasz Urbaniak, historyk pasjonat, zachwycony tym, co wychodzi z pracowni Kusiów.

Mimo ogromnego talentu i wbrew niezliczonym pracom, słupscy bursztynnicy nie mają zupełnie smykałki do autopromocji.

Bursztynowy pył

Od ponad dziesięciu lat gnieżdżą się w pracowni, w której nie ma ciepłej wody, nie ma toalety, a zimą ogrzewana jest zdezelowaną kozą. W tym wszystkim dziesiątki narzędzi, obsypanych bursztynowym pyłem, i dwa stanowiska, przy których bryły bursztynu zamieniają się w prawdziwe cuda. Są wśród nich owady, zwierzęta, anioły, jeźdźcy, a nawet w całe bitwy. Imponująca, trójwymiarowa Bitwa pod Grunwaldem, największa płaskorzeźba, jaką do tej pory wykonali Kusiowie, powstała właśnie w takich warunkach. Dzieło ma wymiary sto dziesięć na sześćdziesiąt centymetrów i waży około dziesięciu kilogramów, a na jej wykonanie potrzeba było aż dwudziestu kilogramów bursztynu.

Wartość płaskorzeźby, oprócz oczywiście tej czysto artystycznej, to setki tysięcy złotych. A jaka jest jej wartość artystyczna? Ta praca Kusiów wzbudza podziw nawet u średnio znających się na bursztynie oglądających. Misterne wycyzelowanie wszystkich szczegółów trwało rok.

Laikom bursztyn kojarzy się z trącącymi myszką babcinymi koralami. Znawcy i kolekcjonerzy wiedzą, że za bursztynem stoi ogromny rynek, wielbiciele, kupujący, pośrednicy i kolekcjonerzy. I przede wszystkim niewyobrażalnie duże pieniądze. A do tych słupscy bursztynnicy jakoś szczęścia nie mają.

Wdzięczny materiał

- Najpierw rzeźbiłem w drewnie - wspomina Kuś senior. - Z wykształcenia jestem co prawda rolnikiem i zanim zafascynował mnie bursztyn, imałem się różnych zajęć. Zawsze miałem artystyczne ciągotki, malowałem, rzeźbiłem w drewnie. Przez pewien czas miałem pracownię w Sycewicach, w sklepie z antykami. Któregoś razu przyjechał do mnie właściciel galerii bursztynu z Kołobrzegu i zapytał, czy nie spróbowałbym zmierzyć się z bursztynem. Spróbowałem. I tak oto bursztyn został w moim życiu. Bo jak się zacznie pracować w bursztynie, to bursztyn staje się całym życiem. Moją pasję podłapał syn. Na początku podkradał mi dłuta i po kryjomu rzeźbił w drewnie. Potem zacząłem podrzucać mu bursztyn.

- A ja od najmłodszych lat wiedziałem, że moje życie zwiążę właśnie z bursztynem - dodaje Przemysław Kuś.

- Skończyłem studia na Wydziale Historii Akademii Pomorskiej w Słupsku, ale nigdy mi w głowie nie postało, żeby robić coś innego.

Niespodzianki

Bursztyn to niezwykły materiał, ciepły, o cudownej i bardzo bogatej palecie kolorów. Jest nawet bursztyn w kolorze niebieskim.

- Najbardziej lubię dobierać rzeźbę do formy czy koloru bursztynu - opowiada Przemysław Kuś. - Każda bryła jest niespodzianką, nigdy nie wiadomo, co kryje się pod wierzchnią warstwą. A zdarzają się niespodzianki. Czasem trafia jakiś owad, bywają pęcherzyki z wodą sprzed milionów lat. Tata miał właśnie taki przypadek, kiedy podczas pracy nad jedną z płaskorzeźb natrafił na pęcherz z wodą. W bursztynie zrobiła się dziura, wylała się łyżeczka wody i trzeba było ten fragment rzeźbić od początku. Czasem przez tydzień zastanawiam się nad koncepcją. To sam bursztyn narzuca koncepcję rzeźby. Taką pracę najbardziej kocham. Oczywiście trafiają się klienci z konkretnymi zamówieniami. Przywożą materiał mówiąc, że chcą to i to, a my zabieramy się za pracę.

Kuś to brzmi dumnie

- Czujemy się trochę rozżaleni, że właściwie pracujemy na pośredników, a nasze nazwisko znane jest tylko handlarzom. Niewiele osób wie, podziwiając nasze prace, że to właśnie my jesteśmy ich autorami - mówi Przemysław Kuś. - O tym, że nasza rzeźba trafiła do amerykańskiego prezydenta dowiedzieliśmy się przypadkiem od jednego z pośredników. Nie wiemy już jednak, czy do ojca czy do syna. Podobnie jest z bardzo znaną w świecie bursztynników Bitwą pod Grunwaldem. Wszyscy się nią zachwycają, niewielu jednak wie, że to my ją stworzyliśmy. Chcielibyśmy to zmienić, wyjść z ukrycia i doczekać się tego, że nasze nazwisko nie będzie ścierane z naszych prac, a i tak się zdarzało, i że bursztynowym świecie zapanuje moda na bursztyn od Kusiów. Wiemy, że pośrednicy ukrywali nas, nie chcieli zdradzać konkurencji informacji o naszym istnieniu. Doszliśmy do wniosku, że w końcu nadszedł najwyższy czas na to, żeby teraz zacząć pracować na własne nazwisko. Założyłem nawet profil na Facebooku. Dzięki czemu paradoksalnie już straciliśmy kilku klientów. Ale skoro powiedziało się a, trzeba powiedzieć b.

Chińska inwazja

Ceny bursztynu w ciągu ostatnich kilku lat poszybowały o kilkaset procent w górę.

- Jeszcze nie tak dawno za kilogram bursztynu płaciło się kilkaset złotych, teraz nawet trzydzieści tysięcy - mówi Wiesław Kuś. - To wina Chińczyków, którzy masowo wykupują bałtycki bursztyn. Penetrują nasz rynek, potrafią skupować bursztyn bezpośrednio od zbieraczy z plaży. Naszym bursztynnikom zaczyna brakować materiału. Nikt się nie spodziewał takiego obrotu spraw, my też nie. Myśleliśmy, że jeszcze mamy czas zacząć rzeźbić w swoim materiale i pokazywać się na wystawach. Koszt wystawienia się na renomowanych targach bursztynniczych waha się od kilku do kilkunastu tysięcy za samo stoisko w dobrym punkcie. A co tu mówić o pracach we własnym materiale? Dlatego, pomimo tego, że nasze dzieła znajdują się na całym świecie, my sami tkwimy wciąż w martwym punkcie.

Słupsk stolicą bursztynu

- Obecnie zajmuję się pisaniem historii na temat słupskiego bursztynnictwa od średniowiecza do dziś - mówi Urbaniak. - Częścią tej pracy jest również opis dziś działających bursztynników. Co ciekawe, odwiedzając dobrze znane na rynku od wielu lat słupskie zakłady bursztynnicze, gdy pytałem w nich o ludzi zajmujących się bursztynem, nikt nie powiedział ani słowa o panach Kuś. Zapomnieli o nich, czy boją się konkurencji?

O zakładzie przy ulicy Kilińskiego powiedział mi kolega, który widział ich Bitwę pod Grunwaldem na tegorocznych targach Amberif w Gdańsku. Uważam, że Wiesław i Przemysław Kuś mogą być świetną promocją naszego miasta, które dziś zepchnięto na margines rynku bursztynniczego. A przecież nie zawsze tak było. Tylko w ciągu całego XVIII wieku działało w Słupsku aż stu osiemdziesięciu sześciu bursztynników.

Dla porównania - w Gdańsku od XVI do początku XIX wieku zarejestrowano dwustu kilkudziesięciu rzemieślników tej specjalności. Dawniej Słupsk było jednym z najważniejszych ośrodków bursztynniczych na świecie, a konkurować z nim mogło zaledwie kilka miast: Gdańsk, Elbląg, Kołobrzeg, Lubeka i Królewiec.

Liczę na to, że uda mi się wypromować Kusiów i ich prace. Gdy niedawno gościliśmy w Słupsku Światową Radę Bursztynu, jej członkowie byli pod ogromnym wrażeniem tego, co wychodzi z pracowni Kusiów. Bardzo mi zależy na tym, żeby tak znakomici artyści mogli funkcjonować w godnych warunkach i pokazywać szerszemu gronu, co potrafią.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza