Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W słupskim szpitalu umarli leżą razem z chorymi

Daniel Klusek
Nasz czytelnik jest oburzony faktem, że na oddziale wewnętrznym słupskiego szpitala nie ma pomieszczenia, do którego przewozi się zmarłych pacjentów.
Nasz czytelnik jest oburzony faktem, że na oddziale wewnętrznym słupskiego szpitala nie ma pomieszczenia, do którego przewozi się zmarłych pacjentów. Archiwum
Nasz czytelnik jest oburzony faktem, że na oddziale wewnętrznym słupskiego szpitala nie ma pomieszczenia, do którego przewozi się zmarłych pacjentów.

Nasz czytelnik ze Słupska (imię i nazwisko do wiadomości redakcji) regularnie odwiedza bliską sobie osobę, która od kilku dni leży na oddziale chorób wewnętrznych i hematologii słupskiego szpitala. Był tam między innymi w świąteczny poniedziałek.

- Gdy wszedłem na salę, przeżyłem szok. Na jednym z łóżek leżał martwy starszy mężczyzna. Jak się dowiedziałem, zmarł zaledwie kwadrans przez moim przyjściem - mówi nasz czytelnik. - Był przykryty prześcieradłem tylko do szyi. Cały czas miał jeszcze otwarte oczy i opadniętą żuchwę, co mógł zobaczyć każdy, kto był w tym pomieszczeniu.

Mężczyzna dowiedział się, że zmarły starszy pan będzie leżał w sali z innymi chorymi przez najbliższe dwie godziny.

- Jak można pozwalać na takie praktyki? - dziwi się słupszczanin. - Przecież na tej sali leżało jeszcze kilka poważnie chorych osób. Jak one musiały się czuć, widząc, że ktoś, kto leżał obok nich, właśnie umarł? To był dzień świąteczny, wielu chorych odwiedzały rodziny. Przecież one nie musiały sobie życzyć oglądania nieboszczyka.

Nasz czytelnik był przekonany, że sytuacja z poniedziałku była jedynie incydentem. Przekonał się jednak, że nie.

- Bliską mi osobę po świętach przewieziono do innej sali na tym samym oddziale. Gdy w środę rano ją odwiedziłem, ponownie zobaczyłem, że na jednym z trzech łóżek leży nieboszczyk. Ten na szczęście był przykryty prześcieradłem po czubek głowy - opowiada mieszkaniec Słupska. - Na innych łóżkach w trzyosobowej sali oczywiście leżeli pacjenci. Tym razem pielęgniarka sugerowała jednak, żeby nie wchodzić przez jakiś czas do tej sali. Ale przecież tam wciąż przebywali chorzy ludzie. Z ich uczuciami już nikt się nie liczył.

Mężczyzna uważa, że na oddziale powinno być specjalne pomieszczenie, do którego odprowadzane są ciała zmarłych osób.

- Tu chodzi o szacunek zarówno dla zmarłych, jak i dla żywych. W jednym szpitalu w Poznaniu, w którym nie było takiego pomieszczenia, byłem świadkiem sytuacji, że nieboszczyka przewieziono do windy towarowej, którą na ten czas wyłączono z użytku. To lepsze rozwiązanie niż gromadzenie w jednej sali chorych i zmarłych - twierdzi nasz czytelnik.

Wojciech Homenda, ordynator oddziału chorób wewnętrznych i hematologii Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Słupsku, twierdzi, że na jego oddziale nie ma wyznaczonego pokoju, do którego odprowadzani byliby zmarli pacjenci.

- Nie ma miejsca na takie pomieszczenie, bo wszystkie sale są przeznaczone dla chorych - zapewnia Wojciech Homenda. - Zgodnie z przepisami, osoba zmarła przez dwie godziny musi przebywać w miejscu doglądu, aby można było się upewnić, że śmierć faktycznie nastąpiła. Osoba zmarła przebywa w tym czasie na sali, od chorych oddzielona jest parawanem. Bliscy, którzy odwiedzają innych pacjentów na danej sali, są o tym fakcie informowani przez pielęgniarki.
Tłumaczy, że zwłoki mężczyzny, które zobaczył w poniedziałek nasz czytelnik, były częściowo odkryte dlatego, że właśnie był on żegnany przez rodzinę.

- Pożegnania w windzie towarowej, na korytarzu czy w piwnicy byłyby niestosowne zarówno w stosunku do zmarłych, jak i ich bliskich. Jeśli więc mam wybierać: winda czy sala, decyduję się na salę - mówi Wojciech Homenda. - Z zarzutem, że zmarły leży w jednym pomieszczeniu z pacjentami, spotykam się pierwszy raz. Dużo częściej rodziny zmarłych mają pretensje, że przed odwiezieniem do zakładu pogrzebowego trzymamy ciała na oddziale tylko przez dwie godziny. Czasem ten czas jest zbyt krótki, by rodzina przyjechała do szpitala na pożegnanie. Zdarzały się też uwagi, że przez oddział przejeżdża trumna. Ale my nic na to nie możemy poradzić.
Ordynator oddziału wewnętrznego i hematologii dodaje, że większość oddziałów słupskiego szpitala nie ma wydzielonych specjalnych pomieszczeń, do których przewozi się zmarłych pacjentów.

- Zgony zdarzają się u nas niemal codziennie. Umierają głównie ludzie starsi, z przyczyn naturalnych - mówi Wojciech Homenda. - A my nie możemy zabronić rodzinom pacjentów odwiedzania ich. Podobnie jak nie możemy zabronić bliskim zmarłego, by się z nim pożegnali.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza