Działalność prowadzi Andrzej Roszkowski, kupiec, który do niedawna handlował tylko obuwiem.
- Chorowałem na serce. Wtedy zacząlem korzystać ze świeżo tłoczonych na zimno olejów. Bardzo mi pomogły. Ponieważ zdobycie takich olejów nie jest łatwe, pomyślałem, że zacznę je produkować sam - mówi pan Andrzej.
Szybko przeszedł od pomysłu do działania. Teraz w jego boksie stoi już mała, czeska maszyna do tłoczenia olejów na zimno. - Nie jest wielka, ale posiada wszystkie certyfikaty. Może pracować całą dobę. Jej wydajność jest wystarczająca, aby zaspokoić bieżące potrzeby - tłumaczy właściciel maszyny.
Świeżo wyciśnięty olej, jak już się ustoi, bez żadnych dodatków chemicznych trafia do butelek, a potem do lodówki. Tam czeka na klientów.
- Swoje właściwości zachowuje przez trzy miesiące. Dzięki temu możemy dostarczyć organizmowi potrzebne mu składniki, w tym kwasy omega 3 i 6 - zachwala pan Andrzej.
Podstawowa "zewnętrzna" różnica pomiędzy tłuszczami powstałymi w wyniku tłoczenia na zimno i ratyfikacji jest łatwa do stwierdzenia organoleptycznie. Oleje tłoczone na zimno mają na ogół charakterystyczny zapach i smak. Olej rafinowany (większość dostępnych na naszym rynku olejów rzepakowych) jest obu tych cech pozbawiony, dzięki czemu stosowany może być do przyrządzania większej ilości potraw, jako że nie wpływa na ich własny aromat, a jedynie go podkreśla i wydobywa.
Właściciel olejarni na razie będzie tłoczył olej głównie z rzepaku i lnu, ale w przyszłości chce go także wyciskać z pestek dyni, słoneczka i innych nasion.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?