Pani Anna, mieszkanka podsłupskiej miejscowości, rodziła 29 stycznia w Ustce na oddziale ginekologiczno-położniczym słupskiego szpitala.
- To moje pierwsze dziecko. Około godziny dziewiętnastej zabrali mnie na porodówkę. Kilka minut po dwudziestej trzeciej urodziłam syna - opowiada młoda mama (nazwisko do wiadomości redakcji).
- Trafiłam na salę poporodową. Synek był spokojny. Po kilku godzinach przyszła młoda pielęgniarka. Powiedziała, że zabiera dziecko do mycia. To było około drugiej w nocy, już 30 stycznia. Gdy mały wrócił do mnie, stał się marudny, popłakiwał. Nie mogłam go położyć na lewym boczku.
Pani Anna twierdzi, że na drugi dzień inna pielęgniarka poinformowała ją, że coś się dzieje z rączką.
- Niby coś z nerwami. Przyszła rehabilitantka, ale mały reagował na dotyk jeszcze gorzej. Stwierdzono, że dziecko bardzo cierpi. W końcu prześwietlenie wykazało, że ma złamaną rączkę - mówi młoda mama.
Razem z noworodkiem kobietę przewieziono do poradni chirurgii dziecięcej na ul. Hubalczyków w Słupsku. Tam stwierdzono złamanie z przemieszczeniem. Kość ustawiono i unieruchomiono rączkę szyną gipsową. Po trzech dniach pani Anna wróciła z synkiem do domu, pozostając przez następne tygodnie pod opieką poradni dziecięcej.
- Złożyliśmy zawiadomienie do prokuratury, ponieważ matka noworodka nie wie, w jakich okolicznościach dziecko doznało urazu drugiego dnia po porodzie. Nikt w szpitalu nie chciał jej tego powiedzieć. Dziecko bardzo cierpiało, leczenie trwało kilka tygodni mówi mecenas Anna Bogucka - Skowrońska, pełnomocnik młodej mamy.
- Nie wiadomo także, czy i jakie będą konsekwencje złamania dla zdrowia dziecka w przyszłości. Śledztwo powinno to wyjaśnić i pociągnąć winnych do odpowiedzialności karnej. Opinię na temat mechanizmu spowodowania złamania kości powinien wydać biegły chirurg dziecięcy spoza Słupska.
Mama chłopca twierdzi, że na oddziale noworodków powiedziano jej tylko, że to czasami się zdarza przy porodzie.
- Ale ja myślę, że stało się później. Dziecko wyślizgnęło się, ktoś złapał za rączkę, może pękła kość - przypuszcza kobieta. - Zdecydowałam się powiadomić prokuraturę, żeby wyjaśnić, dlaczego moim synkiem zajęli się dopiero w drugiej dobie, skoro twierdzą, że to stało się przy porodzie.
Z zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa wynika, że 30 stycznia na oddziale ginekologiczno-położniczym spowodowano u noworodka złamanie ramienia lewego z przemieszczeniem kości ramiennej, co naruszyło czynności narządu ciała i rozstrój zdrowia trwający dłużej niż siedem dni. Wczoraj zawiadomienie dotarło do prokuratury.
- Zarejestrowaliśmy sprawę jako postępowanie sprawdzające. Mamy miesiąc na podjęcie decyzji, czy śledztwo zostanie wszczęte - informuje Dariusz Iwanowicz, słupski prokurator rejonowy. - Sprawa została zakwalifikowana jako nieumyślne naruszenie czynności narządów ciała powyżej siedmiu dni.
Ryszard Stus, dyrektor słupskiego szpitala powiedział, że o sprawie nic nie wie, a mama dziecka nie zwracała się z tym do szpitala.
- Nie o wszystkich powikłaniach docierają do mnie informacje. Nie słyszałem o tej sprawie - twierdzi dyrektor.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?