Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wczoraj dzieci, a dzisiaj 50 plus. Wspomnienia mieszkańców i stare zdjęcia

Konrad Remelski
Śnieżne zabawy przed budynkiem Szkoły Podstawowej nr 2 w Miastku. Wtedy to były zimy, a nie jak teraz...
Śnieżne zabawy przed budynkiem Szkoły Podstawowej nr 2 w Miastku. Wtedy to były zimy, a nie jak teraz... Jan Maziejuk
Prezentujemy zdjęcia Jana Maziejuka z przełomu lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych ubiegłego stulecia. Autor przez szesnaście lat mieszkał na ziemi miasteckiej, w tym ostatnie dziesięć lat w Miastku. W czasie pracy w Fabryce Rękawiczek i Odzieży Skórzanej dokumentował wszystkie ważne wydarzenia z życia powiatu miasteckiego.

Przedstawiał także życie codzienne mieszkańców Miastka. Dziś przyjrzymy się zdjęciom przedstawiającym dzieci, a ówczesnych przedszkolaków i uczniów zapytamy, jak im przebiegło dzieciństwo w epoce peerelu. Czy ówczesne dzieci miały lepiej, czy też gorzej niż obecne maluchy? Na pewno obecni sześćdziesięciolatkowie i starsi powiedzą, że mile wspominają tamte czasy, bo przecież byli o pół wieku młodsi. A że życie 50 lat lat temu nie było łatwe, to już całkiem inna sprawa. Niedostatki tamtego życia całkowicie przykryją wspomnienia tego, co było dobre.

Starsi mieszkańcy wspominają, że ówczesna władza dbała o najmłodszych mieszkańców. W roku 1970 funkcjonowały w Miastku już dwie szkoły podstawowe (dwójka jako tysiąclatka została oddana do użytku w roku 1965). Dzieci miały więc dobre warunki do nauki i prawidłowego rozwoju. Młodsi uczęszczali do dwóch przedszkoli - nr 1 przy ul. Chrobrego i nr 2 przy ul. gen. Sikorskiego (obecnie mieści się tam urząd pracy), a jeszcze młodsze dzieci lokowane były w żłobku znajdującym się powyżej obecnego ratusza przy ul. Dworcowej.

- Pracowałam w obydwu przedszkolach jako nauczycielka, a potem jako nauczyciel-metodyk przedszkoli - wspomina Alicja Maziejuk, żona autora zdjęć. - Wraz z inspektorem oświaty organizowałam Przedszkole nr 2. Powstał obiekt wtedy na wskroś nowoczesny z przestronnymi salami, kuchnią, toaletami, bawialniami i sypialniami. Mieliśmy własną księgowość, dużo personelu. Wszyscy dookoła nam tego przedszkola zazdrościli.

W obydwu przedszkolach były po cztery grupy dzieci. Placówki rywalizowały ze sobą w organizacji ciekawych przedsięwzięć, m.in. choinek z prezentami, występów i zabaw. - Bale przebierańców z udziałem dzieci i rodziców odbywały się nie w przedszkolach, a w domu kultury - informuje pani Alicja. - W ogóle wówczas dom kultury tętnił życiem, a zabawy przedszkolno-szkolne przyciągały wielu mieszkańców.

- Ja chodziłam do Przedszkola numer 1. Pamiętam, że sporo czasu poświęcaliśmy na prace kuchenne - kiszenie kapusty, gotowanie, pieczenie. Już od małych dziewczynek stawałyśmy się prawdziwymi gospodyniami domowymi - opowiada Elżbieta Kozieł, dziś sekretarz gminy Miastko, a wówczas kilkuletnia obywatelka Miastka. Pani Elżbieta z nostalgią wspomina też zabawy choinkowe ze strojami z bibułki, a za jedną z najciekawszych inicjatyw pań przedszkolanek do dzisiaj uważa... szycie lalkom i misiom odpowiednich strojów. Wiadomo, że i mieszkańcom Miastka i lalkom nie było lekko, więc panie nauczycielki wypożyczały je dzieciom do domu, by tam razem z mamą odpowiednio je ubrać. - Była to wspaniała zabawa, a potem duma z tego, że lalka nosi właśnie mój strój. Wiadomo, jakie były wtedy czasy, więc każda taka akcja i zabawa cieszyła.

- Ja już jako przedszkolak pomagałam rodzicom w pracach domowych, bo mieliśmy świnie i kury. Największą przyjemność sprawiało mi codzienne chodzenie do przedszkola - przyznaje Helena Binczyk ze Słosinka, wówczas mała dziewczynka, a dziś radna gminna i nauczycielka. - Praktycznie przy każdym zakładzie rolnym było przedszkole. Pamiętam, że wówczas bardzo lubiłam spać, czyli leżakować po południu, ale koleżanka Beata nie chciała zasnąć, więc musiałam przy niej siedzieć. Do dzisiaj, jak się spotkamy, to jej to wypominam.

Co duża dziś Helenka pamięta z przełomu lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych ubiegłego stulecia? - Dzbanek z mlekiem! - odpowiada bez wahania. - Do śniadania w przedszkolu pani Merda podawała nam mleko albo kakao właśnie w takim dzbanku z uszkiem. Do dzisiaj czuję zapach tego mleka.

Miastecka radna pamięta też satynowe fartuszki z białymi kołnierzykami, które nosiły już starszaki w przedszkolu, a potem uczniowie podstawówek. A że pamięć pani radna ma dobrą, więc recytuje nam fragment piosenki, którą śpiewała na pożegnanie przedszkola: - Skakanki, piłki, bąki, końca przedszkola nadszedł czas, z przedszkolnej barwnej łąki już szkoła wzywa nas!

Dziś miasteccy pięćdziesięciolatkowie plus mile wspominają też szkolne lata. Janusz Gawroński, obecnie dyrektor Miejsko-Gminnego Ośrodka Kultury w Miastku, w roku 1970 chodził do jedynki. - Miałem wtedy dwanaście lat, ale mógłbym podać nazwiska co najmniej połowy mojej klasy, a była nas ponad trzydziestka. Moją wychowawczynią była pani Wanda Gąsecka, którą wspominam niezwykle mile.

Po lekcjach chodził na zajęcia w szkolnej modelarni, prowadzonej przez nauczyciela-pasjonata Stanisława Prolejko. - Czego myśmy tam nie robili? Statki, samoloty, latające jaskółki i czyżyki. O modelach samolotów oczywiście mówię. W dzieciństwie byłem bardzo zaangażowany w harcerstwo. To nie tylko zbiórki w harcówce, imprezy i zabawy, ale i długo oczekiwane letnie obozy. Byłem między innymi w Jarosławcu, a także na akcji Bieszczady 40 - nad Soliną. Ech, co to były za czasy! - wspomina z rozrzewnieniem i dodaje, że jak harcerstwo ówczesnym uczniom zostało zaszczepione w podstawówce, to potem w 1973 roku, kiedy znalazł się w miasteckim Liceum Ogólnokształcącym, wraz z nim pojawiła się cała klasa harcerzy.

- Ja doświadczyłam trochę innego życia w dzieciństwie - mówi Urszula Zając, dziś przewodnicząca Miejsko-Gminnej Komisji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych, w wówczas trzynastoletnia uczennica Szkoły Podstawowej w pod-miasteckim Świeszynie. - Mieszkaliśmy wówczas w Chlebowie i codziennie dowożono nas do szkoły „bonanzą”, czyli taką budą ciągniętą przez traktor. A jeszcze wcześniej jeździliśmy po prostu wozem konnym i w deszcz, i w śnieg, i w mróz. Czasami było tak zimno, że nasi nauczyciele pożyczali nam swe czapki i szaliki, żeby jakoś dojechać do domu i po drodze nie zamarznąć.

Miastecka wieś 50 lat temu

Miastecka wieś pięćdziesiąt lat temu. Jak mówiono - boso, al...

Pani Urszula do dziś jest wdzięczna nie tylko za to swym nauczycielom, w tym wychowawczyni Agnieszce Górale-wicz. W jej ocenie, nauczyciele byli dla nich jakby drugimi rodzicami. - W szkole czuliśmy się jak w domu. Placówka była mała, wszyscy się doskonale znali. W mojej klasie było 15 osób, większość chłopców. Mile wspominam choinki z prezentami, programy artystyczne, w których brałam udział. Mimo trudów codziennego dnia, to były niezapomniane lata - podkreśla nasza rozmówczyni.

Jerzy Dolny, obecny dyrektor miasteckiego Zarządu Mienia Komunalnego, a wtedy uczeń Szkoły Podstawowej nr 1 w Miastku tak opisuje swoją szkolną edukację.

- Jako maluszek byłem grzecznym chłopcem, a od piątej klasy do ósmej - łobuzem. Od ósmej klasy zacząłem się poważnie uczyć, a tak naprawdę nauka zaczęła mnie pochłaniać w zawodówce, na kierunku mechanik maszyn rolniczych. Jak wspominam podstawówkę? Zabawy, choinki, wycieczki - to pamiętam najbardziej. - Spore wrażenia wywarła na mnie wycieczka do Malborka i od wtedy zacząłem się interesować historią. Przydało mi się to w późniejszej edukacji. W szkole ponadpodstawowej byliśmy w Mikołajkach. Też było ciekawie. A w ogóle to wtedy byliśmy młodzi, pełni zapału i sił. Dziś, po pięćdziesięciu latach jest już z tym nieco gorzej.

Wśród ówczesnych uczniów dominującą organizacją, która przyciągała do siebie chętnych był Związek Harcerstwa Polskiego, który organizował dzieciom powszechny wypoczynek - od kilkudniowych pobytów w ramach Nieobozowej Akcji Letniej (popularnej NAL-ki), przez obozy wędrowne - aż do kilkutygodniowych obozów nad morzem - w Dźwirzynie i Jarosławcu.

- 50 lat temu i później rodzice mogli wysłać swe dzieci na te obozy, bo za pobyt głównie płaciły zakłady pracy. Przynależność do harcerstwa i udział w wielu przedsięwzięciach były prawdziwą szkołą życia dla zuchów i harcerzy - twierdzi Ryszard Staszkiewicz, wówczas nauczyciel miasteckiej dwójki.

Miasteckie dzieci poza nauką miały wtedy sporo możliwości aktywnego spędzania wolnego czasu. Wystarczy spojrzeć na zdjęcia Jana Maziejuka, by przekonać się, że najmłodsi mieszkańcy powiatu miasteckiego, mimo trudów codziennego dnia, mieli urozmaicone dzieciństwo. Dziś ich wnukom praktycznie niczego nie brakuje. No, może poza śniegiem, bo jak wspominają świadkowie tamtych czasów - czego jak czego - ale śniegu zimą było w nadmiarze.

Zobacz także: Wystawa wyjątkowych pocztówek w Muzeum Pomorza Środkowego w Słupsku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza