Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Weterynarz uratował psy przeznaczone na śmierć

Bogumiła Rzeczkowska [email protected]
Sara i Kubuś czekają na nowy dom.
Sara i Kubuś czekają na nowy dom. Łukasz Capar
Zdrowe, młode, ale bezpańskie, bo zmarł ich właściciel. Straż Ochrony Zwierząt twierdzi, że dzięki weterynarzowi dwa psy z Damnicy uniknęły śmierci, na którą skazali je urzędnicy. - To nieprawda - twierdzi gmina.

- Kubuś i Sara mają po trzy lata. Są zdrowe, towarzyskie, może tylko Kubuś trochę wystraszony, bo Sara jest bardziej ufna i lgnie do ludzi - opowiada Renata Cieślik, szefowa Straży Ochrony Zwierząt w Słupsku. - W ubie­głym tygodniu zadzwo­nił do mnie weterynarz z gminy Damnica i poprosił o pomoc.

Powiedział, że z gminy przywieźli psiaki do uśpienia, bo ich właściciel zmarł. Ten pan nie miał rodziny. Wcześniej był palaczem w szkole i te psy zawsze mu towarzyszyły. Czekały, aż skończy pracę, bawiły się z dziećmi, były wesołe i towarzyskie, niegroźne.

- Taką usłyszałam historię, a doktor podał nawet imiona psów i powiedział, że nie ma sumienia ich uśpić i nie może, bo nie wolno usypiać zdrowych zwierząt. Serce się kroi, że ktoś w ogóle pomyślał, żeby uśpić te psy - mówi R. Cieślik.

Według Renaty Cieślik, problemem są finanse samorządów.

- Uśpienie z utylizacją to wydatek około dwustu pięćdziesięciu złotych, oddanie do schroniska kosztuje gmi­nę co najmniej cztery razy więcej, więc taniej jest uśpić
- argumentuje szefowa SOZ. - Są gminy, w których urzędnicy sami szukają nowych domów dla zwierząt. Na przy­kład w Bytowie czy Kę­picach. Do schroniska zwierzęta trafiają w ostateczności, nie mówiąc już o ich uśpie­niu.

Maria Boryła, inspektor do spraw gospodarki nieruchomościami w gminie Damni­ca, która ma w obowiązkach opiekę nad bezdomnymi zwierzętami, zaprzecza informacjom o chęci uśpienia psów.

- Dementuję tę plotkę - oświadcza. - Pan Jan, który pracował w szkole w Damnie, od dłuższego czasu leżał w szpitalu. Chyba nawet dwa miesiące. Jeden z mieszkańców przyszedł do nas i powiedział, że jest problem z psami, bo długo są same i nikt ich nie żywi. Trochę dokarmiali je sąsiedzi, ale psy zaczęły się robić agresywne. Postanowiliśmy je więc odłowić. Nie zawieźliśmy ich do weterynarza z zamiarem uśpienia, przecież ja o tym nie decyduję. Weterynarz dał je do Straży Ochrony Zwierząt.

Pani inspektor dodaje, że w tym roku gmina przeznaczyła 12 tysięcy złotych na opiekę nad zwierzętami.

- Oddaliśmy do schroniska już dziewięć psów i trzy koty. Po dziewięćset złotych za psa, po dwieście za kota. A ludzie najczęściej nam podrzucają niechciane zwierzęta, przyjeżdżają z nimi nawet ze Słupska - mówi Maria Boryła. - Urzędnicy sami znajdują dla nich domy. W wakacje ktoś podrzucił cztery szczeniaki. Ja wzięłam, koleżanka. Nawet śmiejemy się, że dostałyśmy na to dodatek służbowy w postaci psa.

Jednak zdaniem szefowej SOZ historia Sary i Kubusia to przykład oszczędności gmin.

- To po co zanieśli psy do weterynarza, a nie do schroniska, a doktor z kolei zadzwonił do nas. Przecież SOZ nie ma umowy z gminą - argumentuje Renata Cieślik. - Samorządy przeznaczyły niewiele na opiekę nad bezdomnymi zwierzę­tami, a z kolei schroniska żądają wygórowanych kwot. Kończy się rok, kończą się pieniądze.

Ustawa zobowiązuje gmi­ny do zapewnienia schronie­nia bezdomnym zwierzę­tom.
Wszystkie schroniska w Polsce pobierają od samorządów opłaty - albo jednorazową za przyjęcia psa (w Słupsku to około tysiąca złotych), albo comiesięczną, na przykład 180 złotych plus dodatkowo za koszty leczenia do końca życia zwierzęcia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza