- O godz. 8 jechałam autem ze Słupska i zauważyłam, że coś futrzanego porusza się przy drodze - mówi Anna Żurawska-Kryńska. - Cofnęłam się i z wyszłam z auta. Zobaczyłam, że to borsuk z charakterystycznym jasnym paskiem na pyszczku. Czołgał się, otwierał oczy, krwawił, bardzo cierpiał.
Pani Anna nie wiedziała gdzie szukać pomocy, po konsultacji z siostrą zadzwoniła po straż gminną w Kobylnicy.
- Przyjechali ze specjalnym koszem, umieściliśmy go w środku i zabrali borsuka do weterynarza w Kobylnicy - opowiada kobieta.
Tam zwierzak czekał na interwencję kilka godzin, bo lekarz weterynarii, z którym straż gminna ma umowę, był w terenie.
- Kiedy przyjechałem już się prawie nie ruszał. Miał prawdopodobnie przetrącony kręgosłup, bo nie poruszał tylnymi łapami. Miał też krwotok wewnętrzny. Musiałem go uśpić - mówi Andrzej Kozak, weterynarz z Kobylnicy i tłumaczy, że dzikich zwierząt w tak trudnej sytuacji raczej się nie ratuje, bo nie potrafiłyby wrócić do swojego naturalnego środowiska.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?