Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wezwała pogotowie z powodu wysokiego ciśnienia. Chcieli ją zabrać do psychiatryka

Zbigniew Marecki
sxc.hu
Gdy wezwałam pogotowie z powodu wysokiego ciśnienia, nie spodziewałam się, że lekarka będzie mnie chciała zabrać na oddział psychiatryczny - opowiada słupszczanka.

Pani Wiesława (imię zmienione na życzenie czytelniczki) ma 82 lata, choć wygląda najwyżej na 60. W nocy z 1 na 2 sierpnia spała w swoim mieszkaniu przy ul. Koszalińskiej, w którym mieszka samotnie. W pewnym momencie poczuła się bardzo źle z powodu niezwykle wysokiego ciśnienia. Choć bierze leki na nadciśnienie, postanowiła sprowadzić do mieszkania pogotowie ratunkowe. Do dyspozytorki zadzwoniła ok. godz. 3. Wkrótce w mieszkaniu pojawiło się dwóch ratowników i pani w garsonce, która się nie przedstawiła i nie miała żadnej plakietki informacyjnej. Dopiero w trakcie rozmowy okazało się, że była lekarką.

- Jakie pani bierze leki? - zapytała lekarka. Pani Wiesława wyciągnęła z szafy leki zapisane przez lekarza pierwszego kontaktu. - To nie mogła sobie pani wziąć podwójnej dawki - zapytała lekarka. - Nie mogę brać podwójnej dawki, bo nie wiem, czy mi pomoże czy zaszkodzi - wyjaśniła pacjentka. Powiedziała także, że liczy na pomoc ratowników. - Nie jestem ratownikiem, a lekarzem. Nie jestem też niańką, abym się starymi opiekowała - usłyszała w odpowiedzi.

Choć pani Wiesława wtedy się zdenerwowała, postanowiła, że nie będzie okazywała emocji i nadal będzie spokojnie odpowiadała na pytania lekarki. Liczyła, że zmierzy jej ciśnienie, ale tego nie zrobiła. Dopiero pod koniec wizyty zrobił to jeden z ratowników, ale nie powiedział, jak było wysokie.

Lekarkę najbardziej interesował dowód osobisty. Zresztą tak samo jak dwóch jej pomocników, którzy też go dokładnie obejrzeli. Potem lekarka znowu wróciła do tematu leków branych przez pacjentkę, które pani Wiesława zdążyła już odnieść do szafy.

- Jak pani może brać leki, gdy pani nie pamięta ich nazw - oburzyła się lekarka, gdy pacjentka powiedziała, że musi po nie ponownie podejść do szafy, aby sobie przypomnieć nazwy.

- To pani nadaje się do psychiatryka, gdy pani bierze leki i nie wie jakie - stwierdziła gniewnie lekarka, a potem zaproponowała, że "da pacjentce w żyłę". - Nie rozumiem, co pani mi da w żyłę - zapytała zaskoczona pacjentka. - Mam dwa: jeden dla siebie, drugi dla pani - powiedziała lekarka i zaproponowała pacjentce zejście do karetki oraz wyjazd na oddział psychiatryczny.

Gdy ta odmówiła zaskoczona propozycjami lekarki, usłyszała, że ratownicy będą wzywać policję. Po kilku minutach przyjechał patrol złożony z dwójki młodych funkcjonariuszy.

- Pani Wiesławo, my tu przyjechaliśmy, aby pani pomóc, a pani nie chce zejść. My chcemy pani wszyscy pomóc - tłumaczyła spokojnie policjantka. Pacjentka wtedy już bardzo się przestraszyła. Spokojnie wyjaśniła, że nie widzi powodu, aby jechać do psychiatryka. Ostatecznie odmówiła wyjazdu z ratownikami.

- Niech pani mi to podpisze - zażądała w końcu lekarka.

Pacjentka też odmówiła, bo nie wiedziała, co miałaby podpisać. Na tym przykra dla niej wizyta się skończyła. Jeden z ratowników, kiedy już wychodził, dał jej małą tabletkę pod język. - Szczerze mówiąc, po tej wizycie straciłam zaufanie do pogotowia. Teraz boję się nocy, bo gdybym znowu potrzebowała pomocy, to nie wiem, czy bym je wezwała - kończy rozmowę. Jak wyjaśniła, zdecydowała się nam opowiedzieć, co się wydarzyło w jej mieszkaniu, bo dyrekcja Pogotowia Ratunkowego powinna się do tego ustosunkować.

Włodzimierz Rutkowski, kierownik Działu Usług Medycznych Stacji Pogotowia Ratunkowego w Słupsku zbadał sprawę wyjazdu pogotowia do pacjentki i poprosił o napisanie wyjaśnień ratowników oraz lekarki.

- Z ich relacji wynika, że ta wizyta miała inny przebieg niż opowiada pacjentka - mówi pan Rutkowski. Wg niego pacjentka nie chciała jechać na SOR i nie chciała też podpisać dokumentu potwierdzającego odmowę. - Dlatego lekarka wezwała policję. Chodziło o to, aby byli świadkowie odmowy pacjentki. Jednocześnie została ona poinformowana o niebezpieczeństwie tej decyzji - dodaje Rutkowski.
Powiedział nam też, że ze strony lekarki pojawiła się propozycja zabrania pacjentki na oddział psychiatryczny, bo zachowywała się dość nerwowo.

- Taka propozycja nie była obraźliwa. Leczenie psychiatryczne nie jest niczym groźnym. W dzisiejszych czasach korzysta z niego wiele osób i nie oznacza to żadnego upokorzenia - dodaje doktor Rutkowski.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza