Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wielkie sztormy i trzęsienia ziemi w regionie słupskim

Archiwum
Przedwojenne zdjęcie obrazujące zniszczenia sztormowe w Ustce.
Przedwojenne zdjęcie obrazujące zniszczenia sztormowe w Ustce. Archiwum
Pełnomorskie statki w ogródkach Darłowa i Łeby, panika w Rekowie koło Bytowa, gdzie zatrzęsła się ziemia w styczniu 1866 roku. Na wybrzeżu ludziom zawsze towarzyszył lęk przed tragedią, jak ta ostatnia w Japonii.

Tym, co spędzało sen z oczu mieszkańcom terenów nadmorskich był Seebaer, czyli morski niedźwiedź. To przedziwne zjawisko wielu badaczy porównuje do fali tsunami. To za jego sprawą w 1497 roku zniszczone zostały okolice Darłowa, a zwłaszcza Darłówko. Mnisi z pobliskiego klasztoru zapisali, iż myśleli, że nadszedł właśnie koniec świata. Woda wdarła się na depresyjne tereny między Darłówkiem i Darłowem, kołysały się na niej zerwane z cum statki, porwane z portu. Potem ich wraki odnajdywano w ogródkach w głębi lądu.

Niedźwiedź w Łebie
23 kwietnia 1757 przy pięknej pogodzie podobna fala taka zniszczyła okolice Trzebiatowa. A 4 marca 1779 podobne zjawisko obserwowano w Łebie. Relacje świadków zdołała jeszcze w 1821 roku zamieścić jedna z pomorskich gazet. Ten wielki sztorm zniweczył zarazem jedną z wielkich inwestycji Fryderyka Wielkiego, tę, która miała uczynić z Łeby jeden z największych portów handlowych na Bałtyku, a polegała m.in. na przekopaniu kanału przez mierzeję z Bałtyku do Jeziora Łebsko. Kanał akurat przekopano, kosztem czasu, olbrzymiego wysiłku i 15 tysięcy talarów.

Morski niedźwiedź na zawsze jednak zaprzepaścił szansę łebian na wielki port. Okazało się, że sztorm wtłoczył nim tyle wody do jeziora Łebsko, że całej okolicy zagroził potop. Kanał trzeba było czym prędzej zasypać kosztem kolejnych 6 tysięcy talarów. Łebianie potem i tak jednak cieszyli się, że wielki sztorm nie powtórzył sytuacji sprzed dwustu lat, kiedy to zniszczona została stara Łeba - wcześniejsze miasto, usytuowane na zachodnim brzegu rzeki, po którym do dziś zachowały się tylko ruiny kościoła św. Mikołaja.

Powódź długo pamiętano. Łeba przez kilka dni była wtedy odcięta od świata, bo woda z rzeki i jeziora Sarbsko zalała między innymi jedyną drogę, która łączyła miasteczko z Lęborkiem i innymi miejscowościami w głębi lądu.

Najpierw słychać było pomruk
Morskim niedźwiedziem już w XIX wieku zainteresowali się uczeni. Większość uważała, że wielka fala generowana jest wstrząsami sejsmicznymi, a więc tak jak teraz w Japonii. Profesor dr W. Deecke w pracy poświęconej geografii Pomorza "Landeskunde von Pommern" kojarzył je jednak z gwałtownymi wahaniami ciśnienia. "Przy spokojnej upalnej letniej pogodzie nagle daje się słyszeć pomruk. Od tego właśnie pochodzi nazwa tego zjawiska. A potem nadchodzi wielka fala, która wdziera się w ląd. Przebieg jest podobny, jak w przypadku zjawisk sejsmicznych, z którymi wcześniej niedźwiedź morski był kojarzony - pisał profesor.

Sam wykluczał związek niedźwiedzia z trzęsieniami ziemi, bo podobne zjawiska, ale w mniejszej skali, dostrzegał także na jeziorach.

Tylko nieliczne z tego typu kataklizmów przetrwały w ludzkiej pamięci dzięki szczegółowym kronikarskim zapiskom. Informacje bywają lakoniczne, jak ta z 1648 roku o wielkim sztormie, który zniszczył na całym Pomorzu aż 15 wieży kościelnych.

Zatopione miasta

Ale ślady tych dramatów przetrwały w legendach. Przedwojenny pomorski regionalista Karl Rosenow z tymi zjawiskami kojarzył między innymi legendę o przebogatym mieście portowym Winieta, które w wyniku jakiegoś kataklizmu zostało pochłonięte przez morze. Winieta lokalizowana jest w okolicach Wolina na Pomorzu Zachodnim. Wschodnie Pomorze miało jej odpowiednik. Tu takim bogatym portem, który w wyniku gniewu bogów został zmyty z powierzchni ziemi, było Truso, lokalizowane gdzieś w Zatoce Gdańskiej, często gdzieś pod Elblagiem.

Także w sagach i legendach opowiadanych w naszym regionie często występuje motyw pochłonięcia przez wodę albo ziemię, będący być może jakąś dawną, bajkową trawestacją autentycznych trzęsień ziemi. Rosenow, z racji zamieszkania w Darłowie, wymienia tu na pierwszym miejscu Jezioro Kamienne koło Polanowa. Opowiadano, że w tym miejscu kwitło kiedyś wspaniałe miasto, które zapadło się pod ziemię. W sylwestrowe noce, gdy jest bardzo cicho, czasami słychać dźwięk jego dzwonów.

Podobnie miało być z jeziorem w Marszewie, które również zalać miało jakieś bogate miasto. Zamki pochłonięte przez ziemię występują m.in. w legendach o wsi Damno i o wzgórzu Rowokół koło Smołdzina.

Nie tylko w legendach
Ale co ciekawe, takie historie wcale nie musiały być wyssane z palca. Dramatyczne przypadki, zupełnie jak te opisywane w legendach, miały miejsce także w czasach historycznych i zostały potwierdzone przez historyków. W 1790 roku w Czaplinku zapadły się do jeziora "z wielkim hukiem" prawie 3 hektary łąk. 12 godzin wcześniej dokładnie na tym miejscu ćwiczyło 150 słupskich huzarów ze słupskiego pułku kawalerii. W miejscu, gdzie powstało zapadlisko, była ogromna głębia. W Czaplinku wybuchła panika. Obawiano się, że ten los wkrótce podzieli całe miasto, rozłożone między jeziorami.

29 stycznia 1866 roku zapadł się z hukiem do jeziora kawał pola o powierzchni dwóch mórg, czyli około hektara koło Rekowa w powiecie bytowskim. We wsi zaobserwowano liczne spękania ziemi. Niektóre naruszyły konstrukcję budynków, wskutek czego trzeba było je rozebrać. Rosenow zaznacza: nie wiado­mo, czy był to efekt trzęsienia ziemi, czy może uboczny skutek jej osunięcia się do jeziora.

Trzęsienia jako takie zdarzały się jednak i tutaj. Pierwsza pewna wiadomość o wstrząsach na Pomorzu dotyczy dnia 1 listopada 1755 roku. Wtedy kataklizm zniszczył Lizbonę w Portugalii. Na Pomorzu, a także w Szwecji i w Meklemburgii, dało się je odczuć przede wszystkim poprzez ruchy wody. Łodzie zrywały się z cum.

Bardziej szczegółowe relacje zachowały się z dnia 23 października 1904 i tak zwanego goeteborskiego trzęsienia ziemi. Było odczuwalne w południowej Szwecji, Jutlandii i na Pomorzu. Obserwowano je także w Słupsku, w Lęborku i w nadmorskich Rowach. Relacja ze Słupska: domy i meble drgały, tak jakby obok nich przejeżdżał jakiś ciężki wóz, doniczki z kwiatami przesuwały się na parapetach. Obrazy wiszące na ścianach oraz lampy kołysały się.

Czasami jednak za trzęsienia ziemi mylnie uznawano ruchy gruntu o zupełnie innej naturze.
Na przykład w 1894 roku niecodzienne zjawisko obserwowano na południu powiatu świdwińskiego.
Zaczęła dosłownie falować powierzchnia torfowisk, przerażeni robotnicy leśni w panice pouciekali.
Potem fachowcy stwierdzili, że przyczyną tego zdarzenia były gazy, które zebrały się pod powierzchnią. Tego typu zdarzenia mogły występować także na torfowiskach w naszym regionie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza