Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wigilia Towarzystwa Wilna i Grodna w Słupsku (zdjęcia)

Jarosław Stencel
Jarosław Stencel
Fot. Jarosław Stencel
Już po raz kolejny w restauracji Młyn, słupskie Towarzystwo Przyjaciół Wilna i Grodna zorganizowało spotkanie wigilijne.

Przybyli członkowie i sympatycy Towarzystwa nie tylko z okolic Słupska, ale i z Lęborka. Przybyłych powitał i złożył życzenia prezes Towarzystwa Marian Boratyński. Wigilijny stół poświęcił ksiądz proboszcz Józef Domińczak z parafii św. Jacka. Przełamano się opłatkiem i składano sobie życzenia. Wspólnie zaśpiewano kolędy. Nie zabrakło paczek od "świętego Mikołaja", który "poprzez Grodno przybył prosto z Wilna".

Wspominano również poprzednie Wigilie, zarówno ze Słupska jak i z Kresów Wschodnich.

- Należę do tej organizacji już przeszło 25 lat. Pierwsze wigilie nie były takie jak teraz. Przychodziliśmy na zebrania, śpiewaliśmy, trochę winka się wypiło, posiedziało i koniec. To były często takie zebrania w świetlicy na Poznańskiej. Dopiero pan Marian Boratyński rozkręcił to wszystko. Pamiętam też wigilię zorganizowaną też tutaj w Młynie. Nawet solo śpiewałam ładną kolędę. Moje pierwsze wigilie były w Grodnie. Byliśmy tam zżyci wszyscy z sobą. Było bardzo fajnie. Przychodzili goście i rodzina - mówiła 96-letnia Leokadia Uznańska.

- Takie spotkania łączą się z wspomnieniami i dzieciństwem. Śnieżne zimy z Wilna, których tutaj nam brakuje w tej chwili. Przede wszystkim spotkania z przyjaciółmi z ludźmi którzy tak samo czują, tak samo zapatrują się na pewne sprawy. I ta bliskość, zapach świerkowej gałązki i uścisk ręki przyjaciela na święta jest bardzo potrzebny. Tak czujemy się bliżej siebie. Kiedyś nie byłam tym tak przesiąknięta, jak moja mama i rodzina, bo byłam dzieckiem. Teraz powrót i wspomnienia, pewne zdjęcia, obrazy, ktoś coś nadmieni, powie i to przypomina te dawne święta Bożego Narodzenia. Taka się czuję wtedy spełniona, czego ta teraźniejszość obecnie mi nie daje. Dawniej na Kresach było biednie, ale bardzo serdecznie, bo cała rodzina się zbierała. Jestem pokoleniem wojennym. Wtedy z Wilna przenieśliśmy się na Wołyń, ale trzeba było stamtąd uciekać. Jeden z Ukraińców za złoto na wozie przewiózł nas na dworzec. Załadowano nas do wagonów, ale poszła wiadomość, że Niemcy mogą nas zawieźć prosto do obozu. Wyłamując więc deski w wagonie zdołaliśmy uciec. Potem trafiłam do szpitala. Ratował nas rosyjski lekarz. Wszędzie można spotkać dobrych ludzi. Widziałam jak płonie Kowel i okolice. Po wojnie trafiliśmy na Pomorze - wspominała Danuta Iglewska, która przybyła wraz z Janem Mrugasiewiczem z Lęborka.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Michał Pietrzak - Niedźwiedź włamał się po smalec w Dol. Strążyskiej

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza