Jak powiedział nam sędzia Michał Meissner, przewodniczący Izby Morskiej w Gdyni, sąd ten uznał, że pierwszą przyczyną zatonięcia "Janiny" było zetknięcie się jej drewnianej rufy z dziobem stalowego kutra Dar 303, stojącego za nią.
Jednak kolejną przyczyną, według Izby, był napór wiatru i fal, powodujący wielokrotne uderzanie lewą burtą, w jej podwodnej części przy rufie o krawędź nabrzeża. W efekcie kadłub uszkodził się i rozszczelnił - i jednostka poszła na dno.
Izba uznała też za wysoce naganne zachowanie osób przebywających w czasie sztormu na stalowym kutrze Dar 303. Zachowanie to polegało, według orzeczenia, na spożywaniu alkoholu. Wskutek braku dostatecznego nadzoru nad jednostką, zerwała się ona potem z cum.
Ale zerwanie jednostki z cum i zatonięcie stojącej przed nią "Janiny" Izba potraktowała jako dwa oddzielne zdarzenia. Takie rozstrzygnięcie jest niekorzystne dla Romana Stawikowskiego, armatora "Janiny", który wcześniej właśnie załogę kutra Dar 303 oskarżał o zaniedbania, które doprowadziły do zatonięcia jego własności.
Dla Stawikowskiego wyrok jest druzgocący. Jemu bowiem przypisuje wyłączną winę za zatonięcie jednostki. Jak widnieje w sentencji orzeczenia, w sposób nieadekwatny do stopnia zagrożenia przycumował swoją jednostkę do nabrzeża, a ponadto nie zadbał o jej odpowiednie wyposażenie i stan techniczny, przez co liny cumownicze zamocowane były na statku do zbyt słabych konstrukcyjnie elementów.
Stwierdzenie, że wyłącznie właściciel "Janiny" odpowiada za wypadek, oznacza zarazem, że w praktyce, o ile wyrok uprawomocni się, Stawikowski będzie miał niewielkie szanse na odszkodowanie od właścicieli Dar 303 za poniesione straty.
"Janina" była starym drewnianym kutrem, który ustczanin kupił w Danii i który sam, po sprowadzeniu go do Ustki, przerabiał na jednostkę wycieczkową do rejsów dla wędkarzy. Drewniany stateczek zatonął pod koniec lipca 2010 roku podczas nocnego sztormu w kanale portowym, przy nabrzeżu władysławowskim. Właściciel przez kilka tygodni ofiarnie pracował, aby go wydobyć. Wspierało go tylko dwóch strażackich płetwonurków i dwa prywatnie wynajęte dźwigi. W sumie, jak powiedział nam wczoraj, jego straty sięgają kilkudziesięciu tysięcy złotych.
Czytaj e-wydanie »- Poważnie rozważam odwołanie się od tego wyroku. Według mnie, nie wszystkie moje dowody i argumenty zostały uwzględnione, na przykład to, że dziurę w poszyciu burty zrobiłem sam, ale później, żeby zainstalować przez nią podczas wydobywania jednostki z dna pompę szlamową - powiedział nam wczoraj Roman Stawikowski.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?