Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Worki do przenoszenia zwłok, zużyte igły, chusty chirurgiczne na wysypisku śmieci

Sylwia Lis
Worki do przenoszenia zwłok, igły, okrwawione chusty chirurgiczne trafiły na linię sortowniczą do Zakładu Zagospodarowania Odpadami w podbytowskim Sierznie. We wtorek sprawą zajęły się sanepid i policja.
Worki do przenoszenia zwłok, igły, okrwawione chusty chirurgiczne trafiły na linię sortowniczą do Zakładu Zagospodarowania Odpadami w podbytowskim Sierznie. We wtorek sprawą zajęły się sanepid i policja. Archiwum
Worki do przenoszenia zwłok, igły, okrwawione chusty chirurgiczne trafiły na linię sortowniczą do Zakładu Zagospodarowania Odpadami w podbytowskim Sierznie. We wtorek sprawą zajęły się sanepid i policja.

Niebezpieczne odpady medyczne, jak mówią pracownicy sortowni, trafiły do Sierzna z miasteckiego szpitala. Rozmawialiśmy z pracownikiem, który widział zajście.

- To było w piątek - mówi mężczyzna (imię i nazwisko do wiadomości redakcji, pracownik boi się, że gdy ujawni prawdę, straci pracę.) - Przyjechał samochód ze śmieciami komunalnymi z Miast­ka. Czarny worek trafił na taśmę. W środku były chusty chirurgiczne, skrzepy krwi, worki od dializy, zużyte strzykawki, rękawiczki, końcówki od kroplówek, pampersy i brudne ubrania. Taśma szła godzinę, worków było kilka, pomiędzy nimi też te do przenoszenia zwłok. Z boku rozpinane na zamek, z rączkami, na jednym była data zgonu (19 styczeń 2014) i napis oddział chirurgiczny z Miastka. Tych worków było chyba z dwadzieścia. A w tych czarnych były też czerwone, do których wkładane są w szpitalach odpady medyczne, które powinny być przeznaczone do utylizacji.
Ktoś powiadomił kierownictwo, inny pracownik zatrzymał taśmę. Kierownik kazał to wszystko usunąć z taśmy. Jedna z kobiet wzięła to i zaniosła na dolną halę. Po jakimś czasie przyjechał samochód osobowy z Miastka, kierowca wziął to wszystko i zapakował do bagażnika osobówki.

Pracownik sortowni mówi, że takie śmieci w Sierznie zdarzają się częściej. - Nor­mą są brudne pampersy, igły i worki na zwłoki, a nawet te czerwone przeznaczone właśnie na przechowywanie odpadów medycznych - twier­dzi. - Mam już tego dość, bo przecież możemy nabawić się jakiegoś choróbska. Zarabiamy najniższą krajową, a jesteśmy tak narażeni. Szkoda mi tych kobiet, one czasem przy tej taśmie ledwie stoją, kilka z nich nie raz ukłuło się igłami. A nikt z tym nic nie robi. Zresztą jak ktoś ze służb będzie chciał to wszystko sprawdzić wystarczy przejrzeć monitoring.

Inny z pracowników dodaje: strach tu pracować, nie mamy żadnego dodatku za pracę w warunkach szkodliwych - mówi rozżalony. - A szczepień ochronnych ma­my niewiele, tylko na tężec, dur brzuszny i żółtaczkę.

Katarzyna Lidia Korona, kierownik składowiska, członek zarządu, bagatelizuje zagrożenie. - Nasi pracownicy są tak przeszkoleni, że wiedzą, co robić w takiej sytuacji - wyjaśnia kierowniczka. - Zatrzymują taśmę i informują szefostwo. Natychmiast powiadomiłam operatora, który dostarcza nam odpady. Nie mamy do niego pretensji, bo nie zagląda w worki. Zabiera cały kontener. Skontaktowałam się ze szpitalem, przyjechał pracownik i wszystko zabrał.

Kierowniczka nie widziała potrzeby powiadomienia służb, sanepidu czy prokuratury. - To incydentalny przypadek, śmieci trafiły do właściciela - twierdzi. - Pracownik szpitala twierdzi, że prawdopodobnie ktoś im to celowo podrzucił.

Kobieta przyznaje, że wykonała dokumentację zdjęciową. Przyznała też, że na taśmie były brudne worki do przenoszenia zwłok.

- Uczuliliśmy operatora, by zwracał większą uwagę na to, co zabiera - twierdzi. - Bo następnym razem tak tego nie odpuścimy. Zaprzecza jednak, by dochodziły do szefostwa informacje, że na taśmie częściej pojawiają się niebezpieczne odpady.

O tym, co się stało w Sierznie, powiadomiliśmy bytowską Powiatową Stację Sanitarno-Epidemiologiczną. Anna Krefft z sanepidu: - Natychmiast wszczynam kontrole zarówno w zakładzie, jak i miasteckim szpitalu. Poinformuję też prokuraturę. - We wtorek wpłynęło do nas zawiadomienie - mówi Jarosław Juchniewicz, rzecznik prasowy bytowskiej policji. - Wszczęliśmy postępowanie z artykułu 183 KK, który mówi, że kto wbrew przepisom składuje, usuwa, przetwarza, dokonuje odzysku, unieszkodliwia albo transportuje odpady lub substancje w takich warunkach lub w taki sposób, że może to zagrozić życiu lub zdrowiu wielu osób lub spowodować zniszczenie w świecie roślinnym lub zwierzęcym w znacznych rozmiarach, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5.
Juchniewicz dodaje, że policja wyjaśnia wszelkie okoliczności sprawy i zabezpieczy monitoring.
Renata Kiempa, prezes spółki zarządzającej miasteckim szpitalem, twierdzi, że sprawę wyjaśnia.

- Wszczęliśmy procedurę wyjaśniającą - mówi pani prezes. - W tej chwili trudno powiedzieć, czy to były nasze odpady, i zapewnia, że szpital ma podpisaną umowę ze specjalistyczną firmą odbierająca i utylizującą odpady medyczne. Zaznaczmy, że musi być to specjalna firma posiadająca zezwolenia i odpowiedni sprzęt, którym przewożone są nieczystości do utylizacji. Każdy pojemnik i każdy worek powinien mieć odpowiednie oznaczenia umieszczone w widocznym miej­scu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza