Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wspominamy zloty motocyklowe w Miastku (ZDJĘCIA)

Konrad Remelski
Dawne zloty motocyklowe w Miastku
Dawne zloty motocyklowe w Miastku Konrad Remelski
Co roku w lipcu w końcu lat dziewięćdziesiątych i na początku dwutysięcznych Miastko stawało się najgłośniejszym miastem na Pomorzu. A to za sprawą Zlotów Motocyklowych i Pojazdów Dziwnych organizowanych przez Miastecki Klub Motocyklowy "Cedr".

Stowarzyszenie to powstało po to, żeby jego członkowie mogli rozwijać swą motocyklowa pasję. W lipcu 1997 roku ówczesny prezes klubu Zygmunt Kruszyna zaproponował, by zorganizować w Miastku zlot motocyklowy. I tak się stało - przyjechało kilkaset osób. - Sami nie wierzyliśmy, że będzie takie zainteresowanie -mówił wówczas Rafał Pluto-Prondziński, jeden z działaczy klubu. - Od tego czasu miasteckie zloty weszły ludziom w krew. Mamy już swoją własną datę w ogólnopolskim kalendarzu imprez. Każdy motocyklista - uczestnik zlotów w kraju wie, że co roku w czwarty weekend lipca trzeba przyjechać do Miastka.

Dawne zloty motocyklowe w Miastku

Wspominamy zloty motocyklowe w Miastku (ZDJĘCIA)

W organizacji pierwszego zlotu członkom Cedru pomagał Ireneusz Bieniek, twórca zlotów polanowskich. Ustalili wówczas, że miasteckie zloty będą się odbywać zawsze dwa tygodnie po polanowskim. - Nie wchodzimy sobie w paradę. Nie ścigamy się, który zlot jest lepszy - mówił wówczas reporterowi "Głosu" Rafał Pluto-Prondziński. Według działaczy klubu, miasteckie zloty mają swoją specyfikę. Motocykliści, którzy przyjeżdżają na stadion przy ul. Koszalińskiej pytają już o następne zloty.

Członków "Cedru" łączyła motocyklowa pasja. Spotykali się w barze Zatoka, gdzie wymieniali opinie na temat motocykli i trójkołowców, dzielili się doświadczeniami i pomagali sobie w remontach maszyn. Jeździli starymi iżami, junakami, radzieckimi K-750 i M-72. Część z nich dosiadała maszyny japońskie - jamahy, suzuki i hondy. Pierwszy trójkołowiec zbudował Zygmunt Kruszyna. Cedrowcy wspólnie jeździli na zloty - do Giżycka, Polanowa, Poznania, Piły, a nawet do Francji i Bułgarii.

- Klub powstał po to, żeby młodych chłopaków, którzy siedzieli przy piwie odciągnąć od takiego sposobu spędzania wolnego czasu. Lepiej niech siedzą w garażu i składają motocykle - przekonywał wówczas Rafał Pluto-Prondziński.
Miasteckie zloty odbywały się na terenie dawnego stadionu przy ul. Koszalińskiej. Zwykle przyjeżdżało do Miastka po kilkaset osób na swych maszynach - od bardzo starych, jeszcze przedwojennych, poprzez samodzielnie zbudowane składaki - aż po super nowoczesne "japończyki". Przyjeżdżały też nietypowe auta -składane trabanty, zdezelowane syrenki i stare warszawy. Imprezy rozpoczynały się w piątek po południu, a ostatni motocykliści opuszczali miasteczko zlotowe w niedzielę w godzinach popołudniowych. W międzyczasie ryczały maszyny, palono gumę, dosłownie wbijając opony swych motorów w ziemię, rzucano silnikiem, ścigano się na specjalnie przygotowanym torze przeszkód, a niektórzy bardziej odważni potrafili taplać się w błocie. Załogi niektórych motocykli miały kompletne uniformy, a nawet atrapy broni żołnierzy Wermahtu i Armii Czerwonej. Prawie na okrągło grały kapele rockowe. W sobotę odbywała się parada uczestników zlotu na ulicach Miastka. - Patrzcie , Ruscy znowu przyjechali - krzyczeli widzowie. - O, a obok nich żołnierze z Wermachtu. Co za przyjaźń!

Sobotnim wieczorem znowu grały kapele rockowe, piwo "z kija" lało się do plastikowych kubeczków, a w nocy na niebie odbywały się pokazy ogni sztucznych. Za każdym razem dokonywano "rytualnego" spalenia dwóch totemów - wraka fiata i olbrzymiego drewnianego "konia trojańskiego".

Jak na Woodstocku

Zlot był okazją dla młodych ludzi do wyszalenia się na terenie zlotu, czego nie mogliby zrobić w swoim środowisku. W te dni na Koszalińskiej było bardzo głośno. Atmosfera czasami przypominała tę na Przystanku Woodstock. Nie wszystkim się to podobało, choć zloty były doskonałą promocją gminy w regionie, a nawet w kraju.
Władzom samorządowym gminy zlot podobał się, ale tylko w połowie. Ówczesny wiceburmistrz Jerzy Stasiewicz uważał, że zloty powinny być lepiej dopracowane organizacyjnie. - Zauważyliśmy, że na zlot przyjechały nieodpowiedzialne osoby, które swym zachowaniem, szczególnie po wypiciu sporej ilości piwa, robią złą reklamę tej imprezie. Mieszkańcy, którzy przyszli na nocny pokaz ogni sztucznych i zobaczyli zachowanie niektórych pseudomotocyklistów, byli zbulwersowani.

Sebastian Rafałowski, prezes klubu powątpiewał, czy byli to akurat zlotowicze, a poza tym twierdził, że trudno utrzymać porządek w kilkusetosobowym miasteczku zlotowym. Na zlocie nie było żadnych bójek czy wybryków chuligańskich. Częściej zdarzają się one w biały dzień na ulicach Miastka niż na zlotach - wyjaśniał prezes.

Klub Cedr nie istnieje już od kilkunastu lat. W jego miejsce kilka lat temu powstał Miastecki Klub Motocyklowy Gryf. Czy działacze tej organizacji będą organizować zloty, podobne do tych sprzed lat? - Marzymy o tym! - wyjawia Dariusz Jawor, wiceprezes Gryfa. - Może uda się nam to w przyszłym roku. Chcielibyśmy taki zlot zorganizować w tym samym miejscu - na stadionie przy ulicy Koszalińskiej. Na pewno w innej formule, bez takich jak dawniej szaleństw, bo motocykle teraz drogie i nie każdy ich właściciel będzie chciał "ujeżdżać" swą maszynę w błocie, pyle czy kurzu. Będą jednak konkurencje zlotowe i wreszcie to co nieodłącznie związane z takimi zlotami - dobra, ostra muzyka - zapowiada D. Jawor.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza