Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wspomnienie. Zmarł Jan Stępień

Michał Kowalski
Pierwsza połowa 1980 roku. Fabryka Rękawiczek i Odzieży Skórzanej w Miastku. Od lewej: Jan Stępień, Zbigniew Głowacki - I sekretarz KW PZPR, Edward Gierek - I sekretarz KC PZPR, Marian Babiuch, premier, Bogdan Karwowski, dyrektor FRiOS).
Pierwsza połowa 1980 roku. Fabryka Rękawiczek i Odzieży Skórzanej w Miastku. Od lewej: Jan Stępień, Zbigniew Głowacki - I sekretarz KW PZPR, Edward Gierek - I sekretarz KC PZPR, Marian Babiuch, premier, Bogdan Karwowski, dyrektor FRiOS). Fot. Jan Maziejuk
Zmarły w czwartek Jan Stępień, pierwszy wojewoda słupski, doskonale obrazuje minioną epokę PRL-u. Gospodarz, towarzysz, wierny syn partii, rozumiejący ludzkie problemy. Na swój sposób.

Do pracy chodził rano na piechotę. Miał do niej niedaleko. Od lat 50. pracował w Centrum Wyszkolenia Milicji Obywatelskiej na wysokim stanowisku zastępcy komendanta. Urodził się w 1926 roku we wsi w okolicy Zduńskiej Woli. O tym, co robił przed przybyciem do Słupska, nie wiadomo w zasadzie nic.

Wspaniały człowiek

Zamieszkał na Supią na ulicy Wandy. W tych pięknych rejonach Słupska zamieszkało wielu prominentnych działaczy tamtego okresu. Szybko awansował. Już w 1961 roku, mając 35 lat, został przewodniczącym Miejskiej Rady Narodowej. To odpowiednik dzisiejszego prezydenta miasta.

- Był wspaniałym człowiekiem - wspomina Jolanta Arszyńska, jego sekretarka z tamtego okresu. - Sprawiedliwym. Na przykład, jak ktoś przychodził do niego z donosem na jakiegoś urzędnika, to kazał go wołać, a donosicielowi mówić w jego obecności, co ma do powiedzenia.

Przypisuje mu się udział w działaniach na rzecz utworzenia w Słupsku zakładów Alka i Kapena. W czasach gospodarki ręcznie sterowanej towarzysze dosłownie wyrywali sobie podczas planowania lokalizacje fabryk, domów, przydziałów na autobusy. Kto był skuteczniejszy, miał większą siłę przebicia, mógł więcej wziąć dla siebie.

- Pokolenie, które niby nie miało nic, a tak naprawdę miało wszystko. Talony, przywileje i tym podobne rzeczy - ocenia Anna Bogucka-Skowrońska, opozycjonistka czasów PRL-u. Dla niej i jej kolegów Stępień był symbolem partyjnego betonu.

Po słusznej stronie

W czasie zakrętów historycznych zawsze obierał słuszną stronę. Tak jak wtedy, gdy oceniał publicznie wydarzenia marcowe 1968 roku, mówiąc o syjonistach, którzy stanęli socjalistycznej Polsce na drodze rozwoju. Słupsk stał się miejscem rozgrywek o władzę między grupami partyjnymi. Tak wynika z notatek Służby Bezpieczeństwa.

Józefa K., działaczka PZPR, wskazywała, że w mieście rządził z jednej strony obóz Karola Szuflity, a z drugiej - grupa Jana Stępnia. "Wśród tych dwóch grup pozornie żyjących w zgodzie prowadzona jest zażarta walka szczególnie o stanowiska i wpływy na szczeblu centralnym (!).

Ludzie ci od kilkunastu lat kierują życiem politycznym i gospodarczym w Słupsku. Rodziny ich (żony) zajmują kierownicze stanowiska pomimo niższych kwalifikacji od innych. Podczas akcji wyborczych prowadzona jest cicha walka o miejsca poselskie. W ostatnich wyborach do Sejmu PRL, tak Szlufita, jak i Stępień wysunęli swoje żony na kandydatów na posła z ramienia organizacji kobiecych, choć w tym czasie żadna nie była członkinią Ligi Kobiet" - pisała.

Za jego kadencji z pomnika Powstańców Warszawskich zniknął krzyż. Fragment wywiadu z J. Stępniem z początku lat 80. - Czy wie Pan, kto wtedy wydał decyzję? - pytała dziennikarka. - Nie, nie wiem. Sądzę, że było to przy okazji jakiegoś remontu - odpowiedział.

- Czy była jakaś uchwała MRN? - brzmiało kolejne pytanie. - Nie, ale tak czy inaczej zasługą pierwszych słupszczan było to, że chcieli uhonorować powstanie, na którego temat, jak pani wie, są różne opinie.

Macie rację, ale to was może zgubić

- W domu zawsze było pełno ludzi, którzy prosili o pomoc - opowiada Janusz Stępień, syn wojewody. - Prośby załatwiał pozytywnie.

Legendy krążyły o jego skuteczności w działaniu na rzecz Słupska, szczególnie od 1975 roku, kiedy miasto stało się stolicą województwa i dzięki temu wyrwało z niebytu rozdział towarów, których większość zawsze trafiała do Koszalina.

Słupsk powoli stawał się ideałem socjalistycznego miasta. Szczególnie po tym, jak skutecznie udało się stłumić legendę grudnia 1970. Według samego SB, wzięło w tamtych wydarzeniach udział dwa tysiące osób. Dziś mało kto je pamięta. Tak się stało również dzięki interwencji władz PZPR, między innymi Stępnia. Ale z drugiej strony, dzięki jego osobistemu zaangażowaniu, zostało rozwiązanych wiele podstawowych problemów, jak np. zaopatrzenie regionu w gaz techniczny.

Krążyło o nim wiele powiedzonek: "Mamy Stępnia, mamy Słupię, a Koszalin mamy w d...". Albo anegdot. Gdy w Słupsku na leczeniu przebywał słynny ksiądz Jan Zieja, kapelan Szarych Szeregów, odwiedził go właśnie Stępień, wtedy już wojewoda słupski. Tłumaczenie było takie: albo Stępień przyszedł do spowiedzi, albo ksiądz ma czerwone poglądy, skoro odwiedza go taki dygnitarz.

Miał poczucie humoru:

- Macie rację, ale to was może zgubić. Tak odpowiadał na skargi - opowiada Michał Piechocki, były funkcjonariusz PZPR w Słupsku. - Na pewno był otwarty i każdy mógł się z nim spotkać.

Oceniany dość skrajnie

Funkcję wojewody stracił na fali przemian sierpniowych w 1980 roku. Później dorabiał w słupskiej Wyższej Szkole Pedagogicznej.

Do końca był osobą ocenianą skrajnie. Niech świadczą o tym dwie relacje świadków z tych samych wykładów ekonomii politycznej na WSP.

- W połowie lat 80. na pierwszym wykładzie pytał, kto z jakiej rodziny pochodzi, to było bardzo nieprzyjemne - mówi nam pierwszy z nich.

- To były ostatnie zajęcia. Był rok 1988 albo 1989. Zdawał sobie sprawę z tego, co się dzieje, dlatego zajęcia wcale nie były już doktrynerskie. Wszyscy zdali przy pomocy ściągawek, które widział, ale nie reagował - stwierdza z kolei drugi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza