Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Z archiwum: Maraton tańca w Białym Borze. 12 tysięcy złotych czekał na najwytrwalszych [ZDJĘCIA]

Rajmund Wełnic
Rajmund Wełnic
Maratony tańca były szczególnie popularne w Polsce w latach 80. XX wieku. Na Pomorzu moda ta znalazła swoich wielbicieli w Białym Borze
Maratony tańca były szczególnie popularne w Polsce w latach 80. XX wieku. Na Pomorzu moda ta znalazła swoich wielbicieli w Białym Borze Krzysztof Sokołów
Sześć dni i sześć nocy tańczył zwycięzca maratonu tańca w Białym Borze u schyłku PRL. Moda na nie przywędrowała z Ameryki lat Wielkiego Kryzysu.

Maratony tańca były szczególnie popularne w Polsce w latach 80. XX wieku. Na Pomorzu moda ta znalazła swoich wielbicieli w Białym Borze. To tutaj na przełomie lat 70. i 80. zorganizowano dziesięć edycji takiej tanecznej imprezy, jedynej wówczas na całym Pomorzu. Aczkolwiek pod koniec zmagań, gdy pary dosłownie snuły się po parkiecie, trudno to już było nazwać tańcem.

W roku 1983 odbyła się czwarta odsłona białoborskiego maratonu. Jej niewątpliwym atutem była wysoka jak na tamte czasy nagroda dla zwycięskiej pary, która najdłużej wytrwa na parkiecie. Wydarzeniu patronował wówczas dziennik „Głos Pomorza”, a więc na imprezę redakcja oddelegowała dziennikarza i fotoreportera. To dzięki niezwykłym zdjęciom fotografa Krzysztofa Sokołowa możemy i dzisiaj poczuć klimat tamtych zmagań tancerzy.

Rok później, na kolejnej edycji maratonu, padł rekord. Wytańczyli go tancerze z Zielonej Góry.

- W roku 1984 na maratonie w Nowej Soli przetańczyliśmy non stop 83 godziny - wspominał na łamach „Gazety Lubuskiej” tancerz Andrzej Gliwa. - I zapadła decyzja. Jedziemy do Białego Boru w Koszalińskiem! Przetańczyliśmy tam sześć dni i sześć nocy!

Cóż to jednak w porównaniu z wyczynem Mike Ritova i Edith Boudreaux, którzy tańczyli... od 29 sierpnia 1930 do 1 kwietnia 1931? Czyli 5 152 godziny. Zarobili za to dwa tysiące dolarów...

Zwycięzcy białoborskiego maratonu inkasowali w końcówce Polski Ludowej 12 tysięcy złotych. Dodajmy, niewymienialnych wtedy na dolary. To było tylko nieco mniej, niż wynosiła wówczas przeciętna miesięczna płaca. Było więc o co walczyć i nic dziwnego, że w białoborskim ośrodku kultury w sierpniową sobotę przez kilka lat stawiało się kilkadziesiąt par z całego regionu.

- Jeden z maratonów wygrał mój kolega, z którym chodziłem do technikum, Janusz Janecki z Miastka - wspomina Tadeusz Datta, trener i nauczyciel ze Szczecinka. - Nie pamiętam już, jak się nazywała jego partnerka. Tańczyli całą dobę z przerwami, byłem tam wtedy przez około 30 minut popatrzeć.

Regulamin maratonów tańca pozwalał na przerwy na odpoczynek, skorzystanie z toalety i posiłek. Po kilku dniach tańca nie miało to już jednak większego znaczenia. Narastało potworne zmęczenie, niektórzy mdleli. Tancerze już nie tańczyli, lecz ciężko się o siebie wspierali, aby nie upaść, i wykonywali jakiekolwiek ruchy, aby nie zostać zdyskwalifikowanym. Na parkiecie zostawało na koniec kilka par, które ożywiała jedynie wizja nagrody. Ze sportem i rozrywką miało to już niewiele wspólnego.

Pan Tadeusz Datta pamiętał jeszcze jedną ciekawostkę z tej imprezy.

- Organizatorzy na początku nie wiedzieli, jak oznaczyć zawodników - opowiada. - Chcieli najpierw flamastrami pisać numery na koszulkach, ale ktoś wpadł na inny pomysł. Poszli do stadniny koni pożyczyć numery, które pozostały po międzynarodowych zawodach jeździeckich we wszechstronnym konkursie konia wierzchowego. Dlatego na tych plastronach widnieje CCI, nazwa międzynarodowa zawodów WKKW.

Świadomie lub raczej nieświadomie organizatorzy nawiązali w ten sposób do amerykańskiego filmu z roku 1969 „Czyż nie dobija się koni”, poświęconego maratonowi tańca w okresie panowania w USA Wielkiego Kryzysu.

To bowiem zza oceanu przybyła do nas moda na taneczne maratony. Szczególną popularność zdobyły one w USA w latach 20. XX wieku. Zaczęło się od sportowej rywalizacji, gdy Alma Cummings ustanowiła 27-godzinny rekord, tańcząc z kilkoma partnerami. Motywacją tancerzy, którzy zapisywali się do kolejnych maratonów, była chęć pobicia tego osiągnięcia. Jednak wybuch Wielkiego Kryzysu i masowe bezrobocie sprawiły, że to nie sportowe ambicje, lecz finansowe nagrody za wygranie maratonu zaczęły przyciągać desperatów gotowych zaryzykować zdrowiem i życiem dla zarobku. Najbardziej prestiżowe maratony oferowały wygrane liczone w tysiącach dolarów, co było wówczas zawrotną kwotą. Na parkietach w całej Ameryce meldowały się więc rzesze osób bez żadnego przygotowania tanecznego, co zresztą nie miało większego znaczenia, bo ostatecznie liczyło się to, kto dłużej ustoi na nogach.

Widowiska te podziwiały rzesze widzów. To na ich oczach rozgrywały się dramaty. W roku 1923 po przetańczeniu 88 godzin podczas nowojorskiego maratonu zmarł Homer Morehouse. Kilka lat później samobójstwo próbowała popełnić tancerka z Seattle, która przeszła załamanie po 19-godzinnym tańcu, który to czas pozwolił jej zająć tylko piąte miejsce.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wielki Piątek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Z archiwum: Maraton tańca w Białym Borze. 12 tysięcy złotych czekał na najwytrwalszych [ZDJĘCIA] - Plus Głos Koszaliński

Wróć na gp24.pl Głos Pomorza