Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Z Pomorza prosto na Elbrus

Ilona Stec [email protected]
Agnieszka Chmielewska w Kaukazie. Przypomina, że wybierając się w wysokie góry, nie można zapomnieć o przeciwsłonecznych okularach i kremie ochronnym z filtrem powyżej 50, bo słońce na takich wysokościach jest bardzo ostre.
Agnieszka Chmielewska w Kaukazie. Przypomina, że wybierając się w wysokie góry, nie można zapomnieć o przeciwsłonecznych okularach i kremie ochronnym z filtrem powyżej 50, bo słońce na takich wysokościach jest bardzo ostre. Archiwum prywatne
Agnieszka Chmielewska z Koszalina na co dzień jest prezesem firmy "Dogadamycię". Ostatnio zdobyła Elbrus, najwyższy szczyt Kaukazu.

Zaliczany do korony Ziemi Elbrus jest najwyższym szczy­tem Europy. Leży w Kaukazie na pograniczu Europy i Azji, 5 642 m n.p.m.

- To była moja pierwsza góra, ale na pewno nie ostatnia - zapowiada Agnieszka Chmielewska.

Wyprawa w Kaukaz marzyła jej się od dawna. Turyści boją się tych rejonów.

W Kaukaz jeżdżą głównie Rosjanie, dla nich to tereny narciarskie. Spośród Europejczyków najczęściej trafiają tam ci, którzy chcą wejść na Elbrus i inne szczyty. Jakiegoś większego biznesu czy przemysłu tam nie ma. Baza turystyczna jest jednak nieźle rozwinięta, a ludzie bardzo przyjaźnie nastawieni do turystów.

- Tam jest skupisko wielu narodowości i różnych religii. Kotłuje się to wszystko na niewielkim terytorium, co sprzyja konfliktom. To jeden z nielicznych regionów w Europie, gdzie na drogach w poprzek poustawiane są barykady i zasieki. Na pograniczu Rosji i Gruzji granicę stanowi pasmo Kaukazu, dlatego w okolicy jest dużo żołnierzy. Jeśli jednak nikomu nie wchodzi się w drogę, nie dyskutuje się o polityce, nie próbuje dociekać, kto ma rację - jest pięknie. Uważam, że warto zrezygnować z codziennej wygody, z luksusów oferowanych przez światowe kurorty i przyjechać tutaj - przekonuje pani Agnieszka.

Wchodzi się i schodzi, by się zaaklimatyzować

Koszalinianka wybrała się w Kaukaz w grupie ośmiu osób. Pojechali pod koniec lata. To okres, w którym panują najlepsze warunki klimatyczne i pogodowe do takich eskapad.

- Na dole 20 stopni, ciepło, miło, wszystko kwitnie, a na górze lód i śnieg. Dół, to poziom 2250 metrów. Stąd wchodzi się do góry, do poziomu 4200 metrów. Nie od razu jednak, lecz etapami. Najpierw dochodzi się do 3000 metrów i schodzi, potem wchodzi się na wysokość 3800 metrów i znów schodzi, robi się przerwę i wreszcie dochodzi się do 4000 metrów. Dopiero wtedy można pomyśleć o noclegu na górze - wyjaśnia Agniesz­ka Chmielewska.

Organizm musi zaaklimatyzować się w warunkach panujących na dużych wysokościach, musi przyzwyczaić się do tego, że brakuje tlenu. W trakcie wspinaczki trzeba bardzo uważne siebie obserwować. Jeśli pojawią się bóle lub głowy, wymioty, zaburzenia równowagi - trzeba zawrócić i zejść na dół.

- Czasem wystarczy zejść tylko kilkaset metrów, by wyraźnie lepiej się poczuć, bo na dole jest więcej tlenu. Każdy organizm reaguje inaczej. U niektórych dokuczliwe i niebezpieczne objawy mogą występować już na wysokości 3000 metrów, u innych dopiero na 6 tysiącach metrów - dodaje pani Agniesz­ka. Na wyprawę w góry trzeba zarezerwować sobie sporo czasu , bo najpierw jest to etapowe wejście, potem celebruje się pobyt na górze i schodzi. Im dłużej się tam przebywa, tym lepiej.
Planując nocleg na górze, można skorzystać z Base Camp. Jest to baza wypado­wa do ataków szczytowych. Można tu spać w swoich namiotach, które trzeba ze sobą zabrać i samemu rozstawić, można też nocować w kontenerkach, które są na miej­scu. - Niestety, nie ma bieżącej wody i pryszniców, warunki higieniczne są bar­dzo surowe, ale jak ktoś idzie w takie góry, może się tego spodziewać - mówi.

Widoki cudne

Jej grupa na górę wspinała się bez przewodnika. - Dro­ga, która wiedzie na szczyt jest tak dobrze oznakowana, że trudno się zgubić. Przy dobrej widoczności widać trasę aż do samego szczytu. Na Elbrusie razi wiele rzeczy. Rosjanie jakby nie potrafili docenić tego cudu, który mają, naturalnych uroków tej góry, czystego powietrza. Jest tu przede wszystkim bardzo brudno, ale widoki takie, że dech zapiera - szczy­ty tonące w chmurach, błękitne niebo, niesamowite, intensywne słońce. Można zupełnie się wyłączyć i delektować urokami otaczających nas gór, odpocząć od cywilizacji - opowiada podróżniczka. Wię­kszą część czasu wraz z gru­pą spędziła w górach.

- Nie udało nam się jednak zdobyć Elbrusa. Doszliśmy do wysokości około 5000 metrów. Wybierając się na taką eskapadę zawsze trzeba pamiętać, że nie wystarczy wejść na górę, ale także trzeba z niej zejść. Pogoda nie sprzyjała wyprawie na szczyt, dlatego ostatecznie zrezygnowaliśmy z niej - wspomina pani Agnieszka.

W Biesłanie wciąż widać ślady tragedii

W zamian pojechali do północnej Oseti - do Biesłanu i Władykaukazu oraz do republiki Kabardo Bałkaria. To republika, na terenie której znajduje się Elbrus, jej stolicą jest Nalczik. Tam również zajechali.

Przejmujące wrażenie zrobił na nich Biesłan. Ludzie wciąż żyją tam straszliwą tragedią z 1 września 2004 roku - kiedy to podczas rozpoczęcia roku szkolnego czeczeńscy terroryści zaatakowali miejscową szkołę i uwięzili w niej około 1200 zakładników - dorosłych i dzieci. Podczas akcji ich odbijania, zginęło - według oficjalnych danych - prawie 380 osób, w tym 156 dzieci, a ponad 700 osób - głównie dzieci - zostało rannych. Według nieoficjalnych danych liczba ofiar była większa.

- Szkoła jeszcze stoi, ale jest nieczynna. Sala gimnasty­czna, w której przetrzymywani byli zakładnicy stała się miejscem pamięci. Mieszkańcy Biesłanu bardzo czczą to miejsce. Na ścianach zniszczonej sali wiszą fotografie ofiar, wokół jest mnóstwo kwiatów maskotek i butelek z wodą. Ta woda w odkręconych butelkach stoi wszędzie. Ma symboliczną wymowę, przypomina, że terroryści przez kilka dni przetrzymywali zakładników bez jedzenia i wody - dzieli się refleksją Agnieszka Chmielewska.

Do wyprawy trzeba się dobrze przygotować

Agnieszka Chmielewska starannie przygotowywała się do swojej wyprawy, także kondycyjnie. - Nie można wstać zza biurka i powiedzieć: jadę na Elbrusa. Wcześniej trzeba się regularnie ruszać - biegać, chodzić na siłownię, jeździć rowerem. Nie miejmy złudzeń, że nie robiąc fizycznie nic, nie uprawiając jakiegokolwiek sportu, uda nam się zdziałać cokolwiek w Kaukazie. Moglibyśmy, co najwyżej, pochodzić sobie na poziomie tych dwóch tysięcy metrów i tyle. Na taki wyjazd trzeba też zabrać ze sobą odpowiedni sprzęt i specjalną odzież - termiczne kurtki, spodnie, kominiarki, odpowiednie obuwie. Do 4000 metrów wystarczą buty trekkingowe. Wyżej niezbędne są specjalne buty przystosowane do wspinaczek wysokogórskich. Na 4000 metrów potrzebny jest już także sprzęt wspinaczkowy - raki, liny.

Przygotowania do wyprawy należy rozpocząć przynajmniej rok wcześniej. Najlepiej zacząć je od kompletowania odzieży. Odzież termiczna jest droga, dlatego lepiej kupować ją po sezonie, na letnich wyprzedażach. Zawczasu trzeba też zgromadzić inny potrzebny sprzęt. Koszt dwutygodniowej wyprawy - wraz z dojazdem i pobytem - sięga około 4000 zł , co najmniej na taki wydatek trzeba się przygotować. Najdroższy jest przelot. Ile kosztuje - zależy od przewoźnika, terminu rezerwacji biletów.

- Gdybym miała więcej czasu, pojechałabym tam pociągiem. Niestety, obowiązki zawodowe uniemożliwiły mi to. Musiałam wybrać szybszy środek transportu. Polecieliśmy samolotem z Berlina do Moskwy, a z Moskwy do Mineralnych Wód. Potem na miejsce jechaliśmy około 3,5 godziny samochodem - mówi Agnieszka Chmielewska.

Ona za przeloty w obie strony zapłaciła około 2000 żłotych. - Reszta wydatków też zależy od tego, w jakim standardzie zapewnimy sobie na przykład noclegi. My nocowaliśmy w takim pensjonacie - schronisku - czysto, z wyżywieniem, prysznicami, ale bez luksusów - dodaje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza