Łzy szczęścia polały się wczoraj w słupskim Sądzie Okręgowym. Płakała oskarżona - 32-letnia Beata P., jej rodzina i przyjaciele, którzy przyszli na ogłoszenie wyroku. Kobieta została oczyszczona z najcięższego zarzutu - zbrodni zabójstwa.
Jej życiowy partner, 39-letni Marek Ż.T., zginął 27 września ubiegłego roku. Nóż do krojenia chleba, który chwyciła Beata P., leżał pod ręką, na zlewozmywaku. Miał długie ostrze. Weszło prosto w serce. Beata P. zadała jeden cios.
Na procesie oskarżona nazwała siebie upodloną kobietą Marka Ż.T. W alkoholu, przelewanym razem z konkubentem, utopiła prawa rodzicielskie do swoich nastoletnich synów. Do czasu zabójstwa była opiekunką starszych osób. O to właśnie wybuchła awantura domowa.
Stało się to, gdy para wróciła do domu przy ul. Sienkiewicza w Lęborku. Oboje wcześniej wypili. Kobieta oznajmiła konkubentowi, że pod koniec października jedzie na obowiązkowe szkolenie
z MOPS-u. Na trzy dni z noclegiem w hotelu. Zdenerwował się bardzo. Kursy, hotele. Nic tylko zdrada. Jego kobieta nie będzie tam jeździć.
Beata P. była nieugięta. Wtedy on zaczął ją wyzywać, tłuc, kopać. Wepchnął do pokoju, wyciągał klamki z drzwi. Chciała uciec na klatkę schodową. Dogonił ją. Ciągnął za włosy. Wlókł po podłodze. Miała podartą bluzkę.
W kuchni uderzył pięścią w twarz. Krew pociekła jej z nosa. Wtedy chwyciła za nóż.
Beata P. twierdzi, że nie pamięta, jak zadała cios. Jeszcze wtedy, gdy konkubent upadł na kanapę w pokoju, myślała, że żartuje. Jednak w chwilę później próbowała go ratować. Naciskała na serce, robiła sztuczne oddychanie. Na procesie powiedziała, że nie chciała zabić, ale wystraszyć.
- Bo nie raz on do mnie z tym nożem skakał i groził. Chciałam mu zadać ból, żeby poczuł się tak jak ja, gdy mnie bił i poniżał - wyznała.
Po awanturach często uciekała z własnego domu. Siadała na podwórku na piaskownicy. Spała w ubikacji na klatce. Kiedy konkubenta zabierała policja, wracał i znowu bił, ale jeszcze mocniej. Kiedy to ona go wyganiała, wchodził oknem. Nawet szyby wybijał. Szantażował, że ją zabije, kogoś, z kim ona będzie w przyszłości, a na koniec sam siebie. A ona wciąż go kochała.
W Słupsku na palcach jednej ręki można policzyć uniewinnienia oskarżonych o przekroczenie granic obrony koniecznej. Beata P. odpowiadała za zabójstwo. Lęborska prokuratura nie dostrzegła w jej działaniu przekroczenia granic obrony i zażądała dziewięciu lat więzienia. Adwokat Danuta Rybka chciała, by sąd potraktował czyn jako spowodowanie śmiertelnych obrażeń albo obronę własną.
Zdaniem sądu, Beata P. zabiła. - Zdawała sobie sprawę, że zadając cios nożem, może pozbawić konkubenta życia, ale działała w warunkach obrony koniecznej i wcale nie przekroczyła jej granic
- stwierdziła sędzia Aldona Chruściel-Struska. - Nie mając możliwości ucieczki, starała się bronić tak, jak to było możliwe. Mogła użyć środka, który był dostępny i skuteczny. Takim jedynie był nóż.
- Moja córka była poniżana, zastraszana, maltretowana. Ileż można chodzić posiniaczoną? Od początku wierzyłam, że jest niewinna - nie miała wątpliwości Danuta P., matka Beaty P. - Dzisiaj jestem bardzo szczęśliwa.
Uniewinniona kobieta prawie siedem miesięcy siedziała w areszcie. Wczoraj po raz pierwszy drogę z sali sądowej przebyła bez kajdanek.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?