Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zaczadzenie 13-letniej Nikoli. Słupski ratusz i PGM pozwane o 700 tysięcy złotych

Bogumiła Rzeczkowska
Bogumiła Rzeczkowska
Nikola Sendek / Jej rodzice przed sprawą w Sądzie Rejonowym w Słupsku
Nikola Sendek / Jej rodzice przed sprawą w Sądzie Rejonowym w Słupsku Archiwum rodzinne p.p. Sendek / Krzysztof Piotrkowski
Nikola miała 13 lat. Była iskierką i pociechą rodziców. Zabił ją czad. Czy i kto do tego dopuścił, wyjaśnia śledztwo. Trwa już trzy lata. Teraz rodzina pozwała słupski ratusz i Przedsiębiorstwo Gospodarki Mieszkaniowej o zapłatę 700 tysięcy złotych za wyrządzone jej krzywdy.

14 lutego 2020 roku. Mroźny walentynkowy wieczór. W mieszkaniu przy ulicy Rybackiej w Słupsku 13-letnia Nikola Sendek napuściła wodę i weszła do wanny. Okno w łazience było zamknięte.

Piętnaście minut później Beata Sendek, mama Nikoli, usłyszała z pokoju, że córka się zachłysnęła. Sekundę później była już w łazience.

- Nie wiem, skąd miałam tyle sił, ale sama wyciągnęłam ją z wanny, zaniosłam do przedpokoju i zaczęłam reanimować. Mąż wzywał pogotowie – mama dziewczynki mówi ze ściśniętym gardłem.

Przyjechali ratownicy, straż pożarna i policja. Tyle służb, że mieszkanie pękało w szwach. Ratowanie Nikolki. Wietrzenie. Łzy. Modlitwa. Wciąż nadzieja. Przerażenie.

Najpierw w karetce, a później w szpitalu trwała reanimacja. Na SOR-ze lekarze ratowali dziewczynkę 50 minut, ale pokonała ich gigantyczna dawka czadu, która prawie o 20 procent przewyższała tę już śmiertelną.

Kąpiel, taka zwyczajna czynność, po której mówi się „dobranoc, mamo”, sprawiła, że i czas przestał istnieć.

- To było wczoraj – Beata Sendek wciąż ociera łzy. - Uczymy się żyć na nowo. Bez niej. Ale tęsknota nie pozwala nam się otworzyć na ludzi, na życie towarzyskie. Leki, terapia. Nie radzę sobie z codziennymi problemami. Pytam, co by było Nikolko, gdybyś była przy mnie? W jej pokoju nic się nie zmieniło. Ciuchy, maskotki, zeszyty. Życie nie daje nam szczęścia. Otwarta rana.

Kto zawinił?

W domu przy ulicy Rybackiej w Słupsku rodzina mieszkała od października 2018 roku. W łazience Sendekowie zastali zamontowany piecyk gazowy.

Po tragedii Prokuratura Rejonowa w Słupsku wszczęła śledztwo w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci Nikoli. Biegli z zakresu kominiarstwa i instalacji gazowych stwierdzili, że wysoki poziom tlenku węgla był skutkiem nieprawidłowej wentylacji pomieszczenia i braku dopływu powietrza. Natomiast piecyk gazowy nie powinien być zamontowany w łazience o tak małej kubaturze. Tylko komin był drożny.

Rodzina Sendeków nie wiedziała, kto i kiedy zamontował piecyk. Nie znała też zaleceń kominiarza, który wady wentylacji opisywał w pismach od 2008 roku, a w 2018 roku skierował do PGM pismo, że do tej pory niczego nie zrobiono.

- Gdy wynajmowaliśmy to mieszkanie, nikt nie wskazywał na żadne zagrożenia. Nie dysponowaliśmy żadną opinią – mówi Beata Sendek. - Nawet już po tym, gdy zginęło nasze dziecko, trzy miesiące byliśmy bez gazu, bo piecyk zabrano jako dowód w sprawie. W PGM stwierdzili, że nie mają środków, a my nie mieliśmy do tego głowy. Dopiero później usprawniono wentylację i dostaliśmy zgodę na zainstalowanie bojlera.

- Nowi lokatorzy zaufali zarządcy, który w takim stanie oddał mieszkanie do ich dyspozycji. Wierzyli, że są w nim bezpieczni - stwierdza adwokat Bartosz Fieducik, pełnomocnik rodziny.

- Jednak to mieszkanie nie nadawało się do zamieszkania. W takim stanie nie powinno w ogóle zostać wynajęte. Ceną było ludzkie życie, które rozbija się o dwa tysiące złotych, bo taki byłby koszt wymiany piecyka gazowego na podgrzewacz elektryczny.

Gdy po raz pierwszy pisaliśmy o sprawie, Ewa Wach, ówczesna prezes PGM w Słupsku nie znalazła dla "Głosu Pomorza" czasu. W jednym z programów telewizyjnych twierdziła, że odbywały się przeglądy i instalacje były sprawne.

Później śledztwo przejęła Prokuratura Okręgowa w Słupsku. Wtedy zlecono policji oględziny całego budynku. Śledztwo miało wyjaśnić kwestię odpowiedzialności pracowników PGM - niedopełnienia obowiązków służbowych przez osoby odpowiedzialne za prawidłowe przeprowadzenie kontroli instalacji gazowej i kominowej w mieszkaniu zajmowanym przez rodzinę dziewczynki. Ustalić, czy i kto zawinił.

I nie wyjaśniło do tej pory. Prokuratura umorzyła je w całości z powodu braku znamion przestępstwa. Biegli uznali, że bezpośrednią przyczyną obecności tlenku węgla w łazience w śmiertelnym stężeniu były wady układu wentylacyjnego. Ustalili, że piecyk gazowy w dniu zdarzenia był w pełni sprawny, ale został zainstalowany samowolnie przez któregoś z poprzednich najemców mieszkania. Umorzenie uzasadniono tym, że "powszechnie obowiązujące przepisy prawa nakładają miedzy innymi na najemcę lokalu mieszkalnego obowiązek utrzymywania należytego stanu układu wentylacyjnego mieszkania". Według śledztwa to rodzice dziewczynki powinni dbać o instalacje w mieszkaniu, choć to miasto wynajęło rodzicom dziewczynki mieszkanie w takim stanie technicznym.

Śledztwo po drugim umorzeniu. Pozew

Sprawa trafiła z zażaleniem do Sądu Rejonowego w Słupsku. Sąd uchylił postanowienie o umorzeniu śledztwa i nakazał prokuraturze uzupełnić postępowanie o kolejne dowody, w tym o zeznania świadków. Prokurator przeprowadził te czynności i stwierdził, że zeznania niczego do sprawy nie wniosły. Sprawa została ponownie umorzona. Jednak kolejne zażalenie adwokata przekazano do Prokuratury Regionalnej w Gdańsku. Śledztwo wróciło do Słupska.

- Prokuratura regionalna uchyliła umorzenie, zauważając konieczność uzyskania kompletnej opinii biegłych z zakresu gazownictwa i kominiarstwa – mówi prokurator Paweł Wnuk, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Słupsku. - Opinie zostały już sporządzone. W drugiej połowie maja odbędzie się uzupełniające przesłuchanie biegłego ze Szkoły Głównej Służby Pożarniczej w obecności pełnomocnika rodziny.

Tymczasem sprawa weszła na ścieżkę cywilną.

- Pozwaliśmy miasto Słupsk i Przedsiębiorstwo Gospodarki Mieszkaniowej o zadośćuczynienie za doznaną krzywdę po śmierci osoby najbliższej w kwocie 700 tysięcy złotych. Rodzicom Nikoli – po 250 tysięcy, a bratu i babci po 100 tysięcy złotych - mówi adwokat Bartosz Fieducik. - Lokal, który wynajęto rodzinie, powinien być wolny od wad. Państwo Sendekowie zostali wprowadzeni w błąd, że stan mieszkania jest właściwy. Rodzina dążyła do pozasądowego sposobu rozwiązania sporu, wzywając miasto Słupsk i PGM do dobrowolnej zapłaty, ale jej odmówiono.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza