Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zaskoczenie po doniesieniach z Brukseli. Dziś stoczniowcy spotykają się z ministrem skarbu

Piotr Jasina [email protected] Współpraca Marcin Prusak
Szczecińscy stoczniowcy już protestowali przeciwko decyzjom unijnych komisarzy.
Szczecińscy stoczniowcy już protestowali przeciwko decyzjom unijnych komisarzy. Fot. Andrzej Szkocki
We wtorek wieczorem unijna komisarz do spraw konkurencji zapowiedziała odrzucenie planów restrukturyzacji polskich stoczni. Jeżeli tak się stanie, Bruksela zażąda od stoczni w Gdyni i Szczecinie zwrotu pomocy publicznej.

Oznaczać to będzie bankructwo zakładów. Wczoraj w obu wrzało.

- Myślę, że jest jeszcze szansa, że decyzja Unii będzie pozytywna - mówił wczoraj do stoczniowców przez radiowęzeł Artur Trzeciakowski, prezes Stoczni Szczecińskiej Nowa.

- Nie ma przesłanek do przygotowania przez zarząd wniosku o upadłość.
Prezes przekonywał, że przedstawione przez rząd programy pomocy publicznej są zgodne z unijnym prawem. - Nasz inwestor jest zaangażowany w prywatyzację. Udzielił nam 70 mln zł kredytu, nie czekając na koniec procesu prywatyzacji.
Szczecin nie składa broni

- Walczymy dalej, nie ma przecież jeszcze żadnej decyzji - stwierdził wczoraj Zbigniew Urbaniec, przewodniczący Rady Nadzorczej Mostostalu Chojnice, zainteresowanego kupnem szczecińskiej stoczni wspólnie z norweskim Ulstein Verft.

- Jesteśmy zaskoczeni wypowiedzią pani komisarz, bo w czasie spotkań w Brukseli nie mówiono w ogóle o proporcji pomocy publicznej i naszego zaangażowania w prywatyzację. Będziemy negocjować z armatorami, by zmniejszyć nierentowność kontraktów.

Urbaniec zwraca uwagę, że deklarowana przez rząd pomoc 400 mln zł dotyczy głównie złych kontraktów. - Wariantu upadłości nie bierzemy pod uwagę - dodał. Podobnie wypowiadali się wojewoda i marszałek zachodniopomorski z prezydentem Szczecina.

Decyzja należy do rady

Komisarz Neelie Kroes zapowiedziała ministrowi skarbu we wtorek, że negatywnie odniesie się do programów prywatyzacji i restrukturyzacji stoczni. Decyzja należy teraz do rady komisarzy. Ale jak stwierdził eurodeputowany Dariusz Rosati, to gremium zwykle podtrzymuje stanowisko komisarzy.

Związkowcy na razie zachowują spokój. - Odwołaliśmy środowe spotkanie pod bramą. W czwartek spotykamy się z ministrem skarbu w Warszawie - powiedział Krzysztof Fidura, szef zakładowej "Solidarności".
- Oczekujemy wyjaśnień, na czym ma polegać bezwzględna prywatyzacja (bez względu na zgodę Unii - przyp. redakcji) oraz gwarancji zatrudnienia i wypłat w razie upadłości.

Związkowcy wystosowali pismo do Komisji Krajowej "S" o zwołanie nadzwyczajnego spotkania.

Nasi już nie współpracują

Problemy Stoczni Gdańsk i Stoczni Szczecińskiej nie wpływają na dwie największe firmy zajmujące się produkcją stoczniową w regionie słupskim. - Nie jesteśmy podwykonawcą dla tych firm od sześciu lat - mówi Feliks Borkowski, dyrektor Stoczni Ustka sp. z o.o. - Produkujemy łodzie rekreacyjne na rynek zachodni.

W podobnej sytuacji jest MKJ Stocznia Ustka, dawniej Alu-Stocznia Ustka.
- Produkujemy kadłuby statków do połowów tuńczyków dla odbiorcy francuskiego oraz części kadłubów dla Norwegów - tłumaczy Zbigniew Opolski z firmy MKJ. - Kadłuby budujemy w Ustce, potem dostarczamy je do Gdyni, ale montujemy je w tamtejszym oddziale naszej firmy, więc kłopoty Stoczni Gdynia nie wpływają na nas.
Wielkie stocznie szukają od kilku lat w regionie słupskim pracowników.

- Mamy wiele ofert pracy ze Stoczni Gdynia i nikt ich nie wycofuje - mówi Marcin Horbowy z Powiatowego Urzędu Pracy w Słupsku. - Nadal szukamy dla nich monterów maszyn i urządzeń okrętowych.

Przez wiele lat największym w regionie słupskim kooperantem polskich stoczni była produkująca łańcuchy okrętowe firma Sezamor. Jej następczyni Sezamor-Rem nie pracuje już dla polskich stoczni.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza