Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zderzenia: Ubezpieczyciel gra na zwłokę, a poszkodowany nie ma pieniędzy na życie

Marcin Barnowski
Motocyklista twierdzi, że na remont jednośladu wydał 20 tys. zł. Tymczasem ubezpieczyciel wydłuża likwidację szkody.
Motocyklista twierdzi, że na remont jednośladu wydał 20 tys. zł. Tymczasem ubezpieczyciel wydłuża likwidację szkody. Fot. sxc.hu
Piotr Hołowienko, czytelnik ze Słupska, mówi, że przez to, iż uwierzył w obietnice firmy ubezpieczeniowej, nie ma teraz z czego zapłacić czynszu. - Obiecali mi odszkodowanie w ciągu 30 dni, ale potem przedłużyli ten termin - skarży się.

Prawdopodobnie zasadniczą przyczyną kłopotu pana Piotra jest fakt, iż niedawno kupił sobie drogi motocykl, nowiutkiego ścigacza Yamacha R1 za 65 tys. zł. Pechowo zaparkował go 4 września 2009 roku na ulicy Braci Gierymskich w Słupsku, akurat za BMW, którego kierowca podczas wycofywania nie zauważył stojącego za nim jednośladu i na niego najechał.

- Motocykl przewrócił się - opowiada Hołowienko. - Na miejscu było dużo ludzi, wezwałem też policję, która zrobiła zdjęcia i spisała protokół. Sprawa całkowicie jasna, dobrze udokumentowana, wina kierowcy BMW też jest bezsporna.

Zgłosił szkodę do przedstawicielstwa Towarzystwa Ubezpieczeniowego HDI w Słupsku, bo w tej firmie ubezpieczony był kierowca BMW.

Początkowo wszystko szło sprawnie. Kłopoty zaczęły się po paru dniach, gdy okazało się, że pracownicy HDI urzędnicy nie mogą u siebie znaleźć polisy sprawcy. Pan Piotr: - A ja miałem jego adres na notatce, którą spisałem na miejscu wypadku. Sam musiałem po niego pojechać, przywieźć do HDI i dopiero on im wszystko wyjaśnił.
W ciągu kolejnych dwóch tygodni pracownicy HDI sporządzili oględziny auta sprawcy. Po tym okresie Piotr Hołowienko ponownie odwiedził ubezpieczyciela pytając o termin wypłaty odszkodowania. Twierdzi, że usłyszał, iż już mają wszystkie potrzebne dokumenty, zamykają sprawę i zmieszczą się z wypłatą w przepisowym terminie 30 dni.

- Wtedy oddałem motocykl do serwisu, dokupiłem części za 8.000 zł, zrobiłem przegląd powypadkowy. W sumie przedstawiłem im faktury na jakieś 20 tys. zł - mówi słupszczanin. Uznałem, że skoro wypłata będzie w terminie, mogę zainwestować w naprawę swoje pieniądze, bo zaraz dostanę zwrot.

7 października, gdy upłynął już 30-dniowy termin, udał się ponownie do HDI. Tym razem dowiedział się, że towarzystwo zmieniło plany. Wydłużyło termin badania sprawy do 90 dni.

- Wysłali do mnie oficjalne pismo z informacją o tym. Wiem, że w szczególnych przypadkach mogą przedłużać sprawę do 90 dni, ale na czym polega szczególność mojego przypadku, nie wyjaśnili. Mam chyba prawo wiedzieć, co jest tą przyczyną, tym bardziej, że teraz muszę pożyczać pieniądze na czynsz i inne rachunki.
Dawid Piasecki, dyrektor oddziału HDI w Słupsku także nam udzielił lakonicznej informacji: - Są przypadki, w których pojawiają się wątpliwości, czy w ogóle powinniśmy przejąć odpowiedzialność za wypadek - powiedział i przeprosił za to, że więcej powiedzieć nie może.

Lakoniczne wyjaśnienie można zinterpretować tak: firma podejrzewa, że odszkodowanie się nie należy, bo np. pan Piotr sfingował kolizję, albo do uszkodzeń doszło w innych okolicznościach, niż podał. Jak się dowiedzieliśmy, HDI wynajęło specjalną firmę detektywistyczną, która prześwietli słupszczanina.

Hołowienko: - Teraz już wiem, dlaczego HDI zostało w tym roku ukarane przez nadzór ubezpieczeniowy za przewlekanie postępowań. Niczego się nie nauczyli.

O rozwoju tej sprawy będziemy informować.

Masz problem z samochodem? Zadzwoń na nr tel. 697 770 219 lub wyślij e-maila na adres: [email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza