Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zimna wojna. Polacy mieli zająć Danię, Niemcy i Holandię

Marcin Barnowski
Plan natarcia Ludowego Wojska Polskiego na Niemcy, Danię i Holandię.
Plan natarcia Ludowego Wojska Polskiego na Niemcy, Danię i Holandię. Archiwum
Front Polski albo Front Nadmorski - taką nazwę miał mieć związek operacyjny Wojska Polskiego, m.in. z jednostkami ze Słupska i Lęborka. W Moskwie wyznaczono im zadanie zajęcia Danii, części Niemiec, a także Holandii.

O tych planach mówi się od lat, w tym także o tym, że jedną z najważniejszych polskich formacji wojskowych, przewidzianych do ich realizacji, były słupskie "Niebieskie Berety". Właśnie teraz "Frontowi Polskiemu" poświęcona została obszerna publikacja w pierwszym numerze biuletynu Instytutu Pamięci Narodowej "pamięć. pl".

Do wydawnictwa, które jest już w sprzedaży, dołączono m.in. mapę z rozrysowanym planem "operacji zaczepnej Frontu Nadmorskiego". To tajny dokument "specjalnego znaczenia", z podpisami szefów Sztabu Generalnego WP, zatwierdzony 25 lutego 1970 roku przez generała broni Wojciecha Jaruzelskiego, ministra obrony narodowej.

Dr Daniel Koreś, autor tekstu, podkreśla jednak, że geneza "Frontu Nadmorskiego" sięga jeszcze ostatniej fazy II wojny światowej. Już wówczas pojawiła się koncepcja utworzenia ze wszystkich jednostek polskich, walczących po stronie ZSRR przeciwko Niemcom, odrębnego frontu. Miał on skupić razem m.in. 1. i 2. armię WP oraz 3., będącą wówczas jeszcze na etapie formowania.

Ostatecznie zamysł ten nie został zrealizowany, m.in. wskutek licznych dezercji, ale wrócono do niego po II wojnie, gdy sztabowcy zaczęli już przygotowywać się na ewentualność wybuchu III wojny światowej. Idea była taka, aby polskie formacje wojskowe skupić na północy kraju i - pod polskim dowództwem - wyznaczyć im zadania na obszarach północnych Niemiec, Danii i krajów Beneluksu.

Sens zainteresowania się wybrzeżem wykazała gra wojenna, przeprowadzona na Pomorzu wiosną 1950 roku. Tym ćwiczeniem sztabowym kierował osobiście marszałek Konstanty Rokossowski, dowódca sił zbrojnych stalinowskiej Polski. Gra wykazała, że gdy bohaterska armia radziecka z żołnierzem polskim u boku będzie nacierać na zachód, NATO podejmie próbę wysadzenia desantu morskiego z Bałtyku i wyprowadzenia z Pomorza uderzenia na południe.

Ten wariant ćwiczono potem długo. Założenia: w pierwszej fazie odparcie ataku NATO na Pomorzu Środkowym, a następnie przejście do operacji zaczepnej i zniszczenie "Grupy Hamburskiej" przeciwnika, wyjście na rubież kanału Kilońskiego i "oswobodzenie" początkowo południowej części Półwyspu Jutlandzkiego, a następnie całej Danii.

Równocześnie, we współdziałaniu z radziecką Flotą Bałtycką, realizowana miała być operacja desantowa na duńskie wyspy. Te plany w głównym zarysie obowiązywały przez ponad 30 lat. Zmieniały się tylko siły i techniczne środki realizacji. Jak podaje dr Koreś, o ile na początku przewidywano, że siły frontu liczyć będą około 300 tys. żołnierzy, to w latach siedemdziesiątych planowano przeznaczyć dla niego aż 600 tys. żołnierzy spośród 900 tysięcy zmobilizowanych.

Jak wynika z mapy z 1970 roku, 7. Dywizja Desantowa, a więc "Niebieskie Berety", których elementy, m.in. pułk czołgów pływających i batalion saperów, stacjonowały w Słupsku i w Lęborku, miała w pierwszej fazie wojny skoncentrować się na południe od dzisiejszej drogi krajowej nr 6, a następnie przesunąć się do "rejonu wyjściowego do załadowania", zlokalizowanego w pasie nadmorskim od Kołobrzegu po Kamień Pomorski.

Po załadowaniu na okręty desantowe, słupscy i lęborscy rezerwiści mieli przeprowadzić inwazję na duńskiej wyspie Zelandia, na południe od Kopenhagi. Koege, Stroeby Egede, Store Heddinge, Praesto - nazwy nadmorskich miasteczek, które nasi mieli zająć w pierwszej kolejności. Figurowałyby w niejednym polskim akcie zgonu...

Wsparcia "Niebieskim Beretom" udzieliłyby "czerwone", żołnierze 6. Dywizji Powietrzno-Desantowej, zrzuceni na Danię z samolotów. Polskie dywizje pancerne i zmechanizowane, nacierające lądem równolegle do brzegów Baltyku i Morza Północnego, miały przemieszczać się na zachód w tempie około 20 kilometrów na dobę, po drodze łamiąc opór wojsk NATO, głównie niemieckiej Bundeswehry.

Do wybuchu III wojny światowej na szczęście nie doszło, ale związane z nią wojenne plany Układu Warszawskiego na dziesiątki lat wypaliły piętno w naszym krajobrazie. To m.in. drogowe odcinki lotniskowe, jak te koło Dębnicy Kaszubskiej i Jarosławca, z których nad Danię i północne Niemcy miały startować polskie i radzieckie samoloty. To także fortyfikacje po nadmorskich "obszarach wojennych", zlokalizowane m.in. w lasach zachodniej części Ustki.

W oparciu o te niewielkie bunkry rozsiane wzdłuż plaż, polscy żołnierze mieli być w stanie zepchnąć do morza natowski desant, o ile koalicja państw zachodnich zdecydowała się go tutaj wysadzić. Podobne umocnienia miały powstać w rejonie Łeby, a także przy prawie bezludnych plażach Smołdzina.

Także scenariusz ćwiczeń, które przez dziesięciolecia odbywały się na dzisiejszym Centralnym Poligonie Sił Powietrznych, wiązał się z koncepcją Frontu Nadmorskiego i jego wojennych zadań. Żołnierze ze Słupska i z Lęborka ciągle ćwiczyli załadunki na okręty desantowe, a potem desantowanie na plażach między Ustką a Jarosławcem.

Z powietrza wspierało ich lotnictwo myśliwskie z Redzikowa oraz myśliwsko-bombowe ze Świdwina i Mirosławca. Docelowo, jak wynika z mapy opublikowanej przez IPN, nasi piloci mieli zrzucać bomby na Kopenhagę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza