Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zło i okrucieństwo - to temat powieści "Portrecista psów" radcy prawnego ze Słupska

Anna Czerny-Marecka
Anna Czerny-Marecka
Rozmowa z Wojciechem Chamierem-Gliszczyńskim, radcą prawnym ze Słupska, autorem debiutanckiej powieści "Portrecista psów". I recenzja książki.

- Ma pan poważny zawód prawniczy, ułożone życie. Kiedy i dlaczego uznał pan, że to za mało, i że chce pan zostać pisarzem

- Potrzeba pisania pojawiła się u mnie, zanim poszedłem na studia. Już wtedy marzyłem o tym, żeby zostać pisarzem. Nie ma jednak szkół dla pisarzy, poszedłem więc na prawo, bo to wszechstronny kierunek. Miłosz poszedł na prawo, Gombrowicz, to ja też. W czasie studiów pisałem wiersze. Myślę, że należę do tego rodzaju osób, które chcą coś stworzyć, pozostawić po sobie, być artystą.

- Przejdźmy do powieści. Dlaczego jej akcję umieścił pan w Chojnicach w latach 20. XX wieku?

- Chojnice wzięły się dlatego, że mieszkam na Pomorzu i te ziemie są mi bliskie, swojskie. Umieściłem akcję powieści w okresie po pierwszej wojnie światowej, ponieważ był to ciekawy, zwrotny moment dla Chojnic, które przechodziły wtedy pod jurysdykcję nowo powstałego państwa polskiego. To był teren przygraniczny, jak się jechało z Człuchowa do Chojnic, to przekraczało się granicę pomiędzy Polską i Niemcami.

- A skąd wziął się pomysł, żeby jej główną bohaterką i narratorką była kobieta, psychopatka o skłonnościach do kanibalizmu?

- Nie analizowałem tej postaci tak dogłębnie, żeby przypisywać jej jednostkę chorobową, ale faktycznie jest to osoba, która nie rozumie swoich uczuć, intelektualnie podchodzi do różnych kwestii. Chciałem stworzyć postać wyjątkową, niesamowitą, wyposażoną w cechy, które są nietypowe, robiące wrażenie. Która będzie czytelnika jednocześnie przyciągała i odpychała. Żeby czytelnik mógł się nią zafascynować. Natomiast płeć była na drugim planie. Zdecydowałem się na kobietę, bo to było interesujące warsztatowo.

- W ogóle stworzył pan w swojej powieści istną galerię potworów. Wiele z nich to albo okrutni ojcowie albo ich ofiary, które przez wychowanie stały się złymi ludźmi. Dlaczego?

- Nie wiem, czy z tymi ojcami to trafna diagnoza, ale rzeczywiście główną bohaterkę ojciec szkolił do zła, tytułowy portrecista psów też został przez ojca skrzywdzony, a Achilles Memling - zignorowany. Jest też ojciec guwernantki, który ją sprzedaje zboczeńcowi. No cóż, nie analizowałem tego dogłębnie pod tym kątem, ale na samym początku pytam się czytelników: myślicie, że świat nie może mieć złego ojca? Być może jest tutaj pytanie o źródło zła - czy my nim jesteśmy, czy świat, który nas powołał do życia. Pytanie, dlaczego nie ma złych matek? Ktoś mi kiedyś powiedział, że książka ma feministyczny wydźwięk, a jeden z recenzentów napisał, że jest tam dużo motywów tarantinowskiej zemsty. Myślę, że fakt, że mamy w powieści do czynienia z różnymi złymi ojcami, wynika z wpływu kultury na literaturę. Włączając w to chociażby "Ojca chrzestnego".

- Czy liczba trzy odgrywa w pana powieści jakąś szczególną rolę. Ja zauważyłam taką trójcę: trzy sposoby na pozyskanie cudzej własności, trzy rodzaje morderstw, trzy metody zabijania?

- To trójka retoryczna, nie wiążę z tą liczbą żadnych przesądów. Trójkę retoryczną stosuje się dla lepszego uwypuklenia tego, co się chce przekazać w pismach procesowych.

- Roi się w pana powieści od dysput filozoficznych, nawiązań do Księgi Hioba, mitów, powieści Dostojewskiego, Gide’ a, Manna, "Fausta" Goethego, baśni o Sinobrodym, nawet "Milczenia owiec". Mogłabym więcej wymieniać, ale pewnie co czytelnik, to różne rzeczy znajdzie. Jaki jest tego cel?

- Nie żyjemy przecież w próżni, jeden z bohaterów twierdzi wręcz, że nie możemy powiedzieć, że każda myśl jest naszą własną. Podkładam w powieści różne tropy i zauważyłem, że książka rezonuje w głowie czytelnika na różne sposoby. Im bardziej jest oczytany, tym więcej strun w nim pobudza. Wkładam w usta moich bohaterów różne treści odnoszące się do systemów filozoficznych, bo chciałem pokazać, jak małomiasteczkowe zło spotyka się ze Złem. Chodziło mi o to, aby ten świat przedstawiony, świat małego miasteczka, skonfrontować z wielką filozofią. Wychodzą z tego ciekawe kontrasty.

- Tradycyjne pytanie na koniec. Po tak dobrym debiucie, czy myśli pan już o następnej książce?

- Mam pewien pomysł, ale go nie zdradzę. Jeszcze nie wiem, czy będę kontynuował pisanie w stylistyce "Portrecisty psów", czy pójdę w inną stronę. Na razie jednak cały czas żyję swoją debiutancką powieścią.

Promocja debiutanckiej powieści słupskiego prawnika Wojciech...

Recenzja

"Portrecista psów"
Wojciech Chamier-Gliszczyński
Wydawnictwo Czarne

Czas akcji początek 20-lecia międzywojennego. Miejsce niemieckie miasto Konitz, które po zmianach granic staje się polskimi Chojnicami. W tym mieście główna bohaterka, Polka, morderczyni i paserka, z upodobaniem wymyślająca przepisy kulinarne z ludzkiego mięsa, przejmuje nieczynny zakład fotograficzny. I zatrudnia w nim Niemca Martina. Martin zna się na robocie, a jego specjalnością jest portretowanie martwych psów, które na fotografiach wyglądają "jak żywe". Nasza bohaterka obraca się w kręgach przestępczych, jest bywalczynią burdelu, robi ciemne interesy z typami spod ciemnej gwiazdy, zarabia między innymi na pornograficznych fotografiach. Dla społeczności jest jednak szanowaną panią w dojrzałym wieku. I toczy się ten światek aż do dramatycznych wydarzeń, w wyniku których kilka postaci widowiskowo odchodzi z tego świata.

Tyle opisu fabuły powinno wystarczyć, żeby zachęcić do powieści, a jednocześnie nie zdradzić przyszłym czytelnikom za wiele i nie odbierać im tym samym przyjemności z lektury. Bo że ta przyjemność będzie znaczna, mogę obiecać. Autor postarał się bowiem, żeby tę książkę smakować jej przedwojenny, świetnie oddany w szczegółach klimat, wielowarstwowość, erudycyjność, wreszcie oryginalną bardzo galerię postaci.

Można poprzestać na samej intrydze, zgrabnie skonstruowanej i toczącej się w niespiesznym może, ale też nie za wolnym rytmie. Mamy rosnące napięcie, wodzenie czytelnika za nos, zagadki i niespodziewany finał. Postaci, nawet poboczne, zostały wielostronnie scharakteryzowane. Aż dziwne, że niektóre z nich, a nie brakuje tutaj ludzkich potworów, mogą u czytelnika wzbudzić współczucie, a nawet sympatię. Gatunkowo "Portrecista psów" jest więc jednocześnie kryminałem, thrillerem, powieścią obyczajową i psychologiczną.

Jednak nie tylko. Wielką radość z lektury będą czerpać ci czytelnicy, którzy lubią się doszukiwać nawiązań do tradycji kultury wysokiej i popularnej. Nasza bohaterka i jednocześnie narratorka (dobry zabieg pisarski, żeby dać czytelnikowi wgląd w jej umysł i odczucia), a także kilka innych postaci lubią sobie pofilozofować i podyskutować. O wolności, wolnej woli, roli przypadku i determinizmie na przykład. Jest to naturalnie umieszczone w fabule w proporcjach, które nie powodują, że chce się przeskakiwać duże fragmenty, aby wrócić do akcji. Padają nazwiska filozofów, ale także pisarzy. Nie brakuje odniesień do Biblii, mitów, baśni czy filmów. Czasem wprost, czasem czytelnik musi trochę pokombinować. Zabawa jest więc przednia.

I na koniec jedno spostrzeżenie pozalekturowe. Debiutancką powieść słupszczanina wydało wydawnictwo "Czarne". I postarało się ono o świetną, niesztampową okładkę. Chodzą słuchy, że powieść będzie "wystawiana" w literackich konkursach. Dlaczego zwracam na to uwagę? Dlatego, że Czarne nie wydaje na pęczki książek debiutantów. Nawet pomoc uznanego pisarza Daniela Odiji, który zarekomendował "Portrecistę psów" wydawnictwu, na nic by się zdała, gdyby powieść była średnia. Redaktorzy z Czarnego mają nosa do dobrej literatury. Jeżeli o mnie chodzi, i tym razem dokonali dobrego wyboru.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza