"Edek" albo "Edziu" tak przezywały go całe pokolenia usteckich licealistów. Także i ja, bo Edward Zaryczny uczył mnie tu angielskiego w latach 1978-1982.
Był wspaniałym pedagogiem i wychowawcą, do dziś uważam, był jednym z najlepszych nauczycieli, jakich kiedykolwiek spotkałem. Jego lekcje przenosiły nas w inny świat. Uczył nie tylko języka, ale także kultury i historii krajów anglojęzycznych. Pamiętam, że śpiewaliśmy między innymi stare pieśni, między innymi taką o żołnierskiej logice, o jakimś brytyjskim wodzu, który "gdy był na wzgórzu, to był na wzgórzu, a gdy był na dole, to był na dole."
Znał mnóstwo fajnych anegdot. Był wielkim erudytą. W szkole krążyły o nim legendy, że gdy wybierał się w podróż, zawsze zabierał ze sobą co najmniej trzy opasłe tomy książek.
- Dwie, to dla niego stanowczo za mało, bo choć ma grube szkła w okularach, to czyta bardzo szybko. "Edek" uważa, że gdyby wziął tylko dwie, mógłby się nudzić - opowiadał nam kolega, który pojechał z tym naszym powszechnie lubianym profesorem na jakiś konkurs przedmiotowy.
Nie pamiętam, czy wygrał, ale znam kilku uczniów Edwarda Zarycznego, którzy odnosili sukcesy, i startując ze swoim angielskim, nabytym w usteckim LO, pokończyli filologie.
Należałem do sporej grupy uczniów LO, których "Edziu" zaraził żeglarstwem. Nasz anglista z wielką pasją działał bowiem w harcerstwie i zorganizował przy LO drużynę wodniacką. W tamtych latach można było w Ustce, także dzięki niemu, niemal za darmo uprawiać ten ekskluzywny sport. Wystarczyło tylko popracować przy łódkach i otwierał się przed nami świat przygód.
Ten człowiek miał powołanie. Nigdy nie zapomina się nauczycieli takich jak on.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?