Jak podkreślają ich dowódcy są dobrze przygotowani i wyszkoleni i na pewno dadzą sobie radę. We wtorek o 7 rano startują z lotniska w Goleniowe i lecą na Bałkany. Grupa 36 żołnierzy reprezentujących niemal wszystkie siły i rodzaje wojsk będzie szkolić bośniackie wojsko. Trzon grupy stanowią żołnierze z 7 Brygady Obrony Wybrzeża, stacjonującej w Słupsku. Stąd pochodzi też ich dowódca.
Polacy będą również monitorować sytuację wojskową w regionie i ściśle współpracować z przedstawicielami władz samorządowych, instytucji publicznych i organizacji pozarządowych w kwestiach związanymi z bezpieczeństwem. W Bośni i Hercegowinie spędzą pół roku.
Jadą w rejon, w którym sytuacja jest stabilna. Do domów mają wrócić na przełomie sierpnia i września, czyli po zapoznaniu bośniackiej armii z natowskimi procedurami. Jak zapowiadają wrócą z podniesioną głową. Nie oznacza to jednak, że nie mają obaw. Najwięcej związanych z rozłąką z rodzinami.
- To nie jest nasza pierwsza misja - tłumaczy major Mirosław Zyber, dowódca piątej zmiany Polskiego Kontyngentu Wojskowego, który z misją wojskową jedzie już po raz trzeci. - Niektórzy żołnierze byli na misjach kilkakrotnie. Jesteśmy więc w praktyce przyzwyczajeni i przyzwyczajona jest też rodzina. Jednak rozłąka zawsze jest trudna. Z pomocą przychodzi Internet.
- W sieci jest cała masa komunikatorów różnego rodzaju - mówi kapitan Dariusz Niewiadomy. - Na miejscu działa też pewnie jakaś sieć komórkowa, więc z łącznością nie powinno być problemów. Ale pół roku to kawał czasu - przyznaje.
- A będzie urlop w międzyczasie - pytamy. - Tak, ale nie jest pewne czy mąż będzie mógł przyjechać. Mamy nadzieję, że trzyletni syn jakoś zniesie tę rozłąkę - odpowiada pani Magda, żona kapitana.
O męża nie boi się żona porucznika Sylwestra Kilmczaka - Jestem na to przygotowana. W końcu będziemy z sobą cały czas kontakcie - zauważą pani Aneta.
To pierwsze w historii tak uroczyste pożegnanie żołnierzy jadących na zagraniczną misję. Do tej pory tego typu ceremonie odbywały się za murami jednostki.