Znajomi na mój widok z tymi wielkimi kotami pokonali pobliskie schody w tempie trudnym do nadążenia. A pumy zdążały do wybiegu dla zwierzyny leśnej, gdzie lubiły się z nią lizać przez siatkę ogrodzeniową. Baraszkowały i spacerowały ze swoją opiekunką po całym ogrodzie będącym jeszcze w zimowej szacie. Brunatne niedźwiedzie były pobudzone, a polarne też, ale coś złe, że czuć wiosnę. Słonie na wybiegu wcinały owoce z naszych sadów. Inne koty, dużo mniejsze od pum, raczej się nie wychylały poza swoje legowiska. Tam wypatrzyliśmy rysia i ocelota. Pierwszy w nastroju złowrogim, drugi skory do zabawy w gabinecie dyrektora gdańskiego ZOO, gdzie się zadomowił.
Na propozycję opiekunki pum, aby jeszcze lwicę wyprowadzić na wiosenny spacer, zareagowałem dość płochliwie: - Może już wystarczy tych zdjęć. Przybyły bowiem jeszcze fotografie kangura drzewnego, pingwinów Humboldta i dzikiego, ptasiego zimowiska w roztopach. Chciało się krzyknąć: A kysz, ty zimo! Mruknąłem tylko aby nic nie spłoszyć.