Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Aria dla atlety z Koszalina. Nim skończysz osiemdziesiąt lat, masz dobry czas, by siłować się na rękę i zostać w tym najlepszym

Piotr Polechoński
Piotr Polechoński
Nazwisko na dyplomie za zdobycie tytułu mistrza świata wydrukowane bez błędu. Jan Bętkowski ma się czym chwalić, bo i zbiór medali...
Nazwisko na dyplomie za zdobycie tytułu mistrza świata wydrukowane bez błędu. Jan Bętkowski ma się czym chwalić, bo i zbiór medali... Radek Koleśnik
Jan Bętkowski kładzie na rękę najlepszych z najlepszych. Jest mistrzem Europy i najstarszym mistrzem świata w armwrestlingu w historii.

- Ma 78 lat. - Jak to jest w tym wieku słuchać Mazurka Dąbrowskiego? Łzy same lecą... - mówi. Najważniejszy jest start do walki, jak w wyścigach na żużlu - opowiada Bętkowski.

- Przegapisz go, rywal ma już przewagę, twoja dłoń źle wygięta jest w defensywie i nic już nie zrobisz. Dlatego tak ważne są te chwile przed walką, gdy zawodnicy dopasowują sobie wzajemnie dłonie. To kluczowy moment, dłonie się chwytają, palce rywali pracują, aby wygrać jak najlepszy chwyt. Czasem wkraczają sędziowie, którzy, gdy jest problem, układają zawodnikom palec po palcu. To też takie mocowanie się psychologiczne. Każdy próbuje zdobyć na początku jakąkolwiek przewagę - mówi 78-latek.

Po zdobyciu tytułu mistrza Polski w siłowaniu się na rękę jedna z dziennikarek zapytała go, skąd u niego w tym wieku bierze się taka siła. - Odpowiedziałem pół żartem, że mieszkam w Koszalinie, a tam czyste jest czyste powietrze i to mnie nakręca - mówi z uśmiechem.

Pomyślałem, że te moje łapska zawsze miałem silne

Zawsze był ponadprzeciętnie silny. Lubił sport, a w szkole w siłowaniu się na rękę nie miał sobie równych. Sportowej ścieżki jednak nie wybrał, życie inaczej się potoczyło. Urodził się na Lubelszczyźnie, jako dzieciak trafił na Pomorze Zachodnie, od 1959 roku mieszka w Koszalinie. W domu się nie przelewało, po maturze nie stać go było na studia, skończył techniczną szkołę pomaturalną, a potem przez całe życie był przedsiębiorcą w różnych branżach. Zdążył też zostać radnym, wiceprzewodniczącym w koszalińskiej radzie miejskiej, a nawet szefem lokalnej „Samoobrony”. Gdy przeszedł na emeryturę, nie sądził, że jeszcze czeka go jakaś życiowa rewolucja. A ta była tuż za drzwiami.

W 2018 roku przeczytał notkę w prasie, że przy Uczniowskim Klubie Sportowym „16” działa nieduża sekcja w siłowaniu się na rękę dla dorosłych.

- Przez całe życie byłem aktywny, nie potrafię siedzieć na miejscu. Pomyślałem, że przecież te moje łapska zawsze miałem silne, może to będzie coś dla mnie - wspomina.

Poszedł, wszystkich zdziwił jego wiek. Miał wtedy 73 lata. Trener wziął go na bok i od razu zaproponował pojedynek na rękę. Chciał mnie sprawdzić, czy w ogóle jest sens, abym tu przychodził. Położyłem go w kilkadziesiąt sekund. Jeszcze na pierwszym treningu dostał propozycję nie do odrzucania.

- Aż zaniemówiłem, gdy usłyszałem, że trener chciałby, abym wziął udział w zawodach o Puchar Polski, które za kilka miesięcy odbędą się w Katowicach. Trochę wystraszony, ale zgodziłem się od razu.

Zaczął trenować, siłownię odwiedzał kilka razy w tygodniu. Myślał, że pojedzie, popatrzy, pewnie wszystkie walki przegra i wróci do domu. Ot, fajna przygoda dla emeryta. Pojechał i wśród seniorów zajął trzecie miejsce.

- I wtedy uwierzyłem w to, że w tym wieku jeszcze mogę coś zdziałać, coś wywalczyć. Że to wcale nie koniec życia.

Walki nie trwają długo, czasem kilka, kilkanaście sekund

Sukcesy zawsze go napędzały, teraz też. Zmienił rytm dnia, schudł, najpierw ćwiczył na siłowni, potem treningi zaczął uzupełniać swoim prywatnym treningiem w garażu. Wstawił kilka urządzeń własnego pomysłu, w tym nawet worek bokserki. Ale najważniejszy jest specjalny stół do siłowania się na rękę, taki sam jak na zawodach. Jedna ręka trzyma drążek, łokieć drugiej ręki tkwi w specjalnym miejscu. Ciało zawodnika może w czasie walki pracować, wyginać się w różne strony, ale łokieć nie może oderwać się od podłoża nawet na sekundę. Walki nie trwają długo, czasem kilka, kilkanaście sekund. Gdy starcie jest bardzo wyrównane, szala zwycięstwa waha się przez około minutę.

Trenuje dużo nie tylko, aby być najlepszym. Chodzi też, aby nie ulec kontuzji. Po każdej walce mięśnie przedramienia bolą, a po turnieju bolą jak diabli. Łatwo o jakiś uraz i te czasami się zdarzają.

- Ale między bajki można włożyć takie sceny, że nagminnie kości pękają, jak gdzieś to widziałem w filmach. O tym, że komuś pękła kość w czasie siłowania, słyszałem tylko raz. Chodziło o dziewczynę z Polski.

Zaraz będę miał 80 lat, a tu mi grają hymn. Płakałem ze szczęścia!

Za Janem Bętkowskim jest pasmo sukcesów. Jest mistrzem Polski (w kategorii 60 plus), w roku ubiegłym wywalczył tytuły mistrza Europy i mistrza świata (kategorii 70 plus). - No, teraz to już jestem znanym, utytułowanym zawodnikiem. Teraz to już każdy chce ze mną wygrać. Wiadomo, wszyscy chcą pobić mistrza - śmieje się. Ale jego występ na mistrzostwach Europy był prawdziwym zaskoczeniem.

- Nikt mnie nie znał, a tu przyjechali zawodnicy, którzy ćwiczą po 20 lat i mają na koncie serię ważnych tytułów. Na każdych takich zawodach w mojej kategorii toczę kilka walk. Wtedy wygrałem wszystkie i zdobyłem mistrzowski tytuł. Ale się cieszyłem! - wspomina.

Radość była jeszcze większa na mistrzostwach świata, które się odbyły w Dieppe, we Francji.

- To już była inna ranga. Pomimo że siłowanie się na rękę to sport niszowy, bez wielkich struktur, promocji, reklamy i bez wielkich pieniędzy to pojawili się zawodnicy z różnych kontynentów, w mojej kategorii także.

Bętkowski był już rozpoznawalny po europejskim sukcesie. Ale dwaj jego najgroźniejsi rywale byli pewni siebie i nie spodziewali się tego, że mogą nie wygrać.

- To byli potężni faceci z USA. Każdy ważył po sto kilkanaście kilo, dłonie mieli jak bochenki chleba. Bardzo znani w środowisku, z licznymi zdobytymi medalami. Trochę patrzyli na mnie z góry, coś tam pewnie o mnie słyszeli, ale wyglądałem przy nich jak chucherko i to jeszcze z jakiejś tam Polski. Okazałem się najlepszy i w finale walczyłem z jednym z nich. Walka była ciężka, gość był naprawdę dobry, ale to ja miałem przewagę po starcie i go położyłem. Był wściekły, a ja byłem mistrzem świata! Ale po chwili ochłonął i stać go było, aby pogratulować mi zwycięstwa. Klasa.

Najwyższe podium, Mazurek Dąbrowskiego.

- Łzy same lecą - mówi wzruszony. A w głowie jeden mętlik i gonitwa myśli.

- Gdy pierwszy raz słyszałem polski hymn, który zagrano dlatego, że wygrałem coś ważnego, myślałem, że grają go komuś innemu. Przecież zaraz będą miał 80 lat, jestem emerytem, a tu grają hymn mojego kraju, bo ja zdobyłem mistrzowski tytuł! I jak tu było nie płakać? Płakałem ze szczęścia - wspomina.

To nie był wielki stadion, nie było dziesiątek tysięcy ludzi, zawody tego rodzaju mają raczek kameralny charakter. Najczęściej odbywają się w dużej restauracji, z ludźmi siedzącymi przy stolikach, którzy piją dobre trunki i dopingują zawodników.

- Wiem też, że raczej mało kto o moim sukcesie usłyszy, ale ja tego nie robiłem dla innych. Ja to robiłem dla siebie. Chciałem poczuć, że jeszcze stać mnie na życie na wysokich obrotach. No i stać mnie.

Głupio tak oddać tytuł walkowerem, ale cóż, tak może się zdarzyć.

Nie chce tych obrotów zwalniać. Dawno nie czuł się tak, jak się czuje dziś.

- To znaczy tak dobrze! Zdrowy sposób odżywiania, regularne treningi, świetni ludzie dookoła: wszystko to zdjęło mi z karku chyba ze dwadzieścia lat. I ciągle chce mi się więcej! - mówi.

W tym roku najbardziej chciałby obronić tytuł mistrza świata, ale wie, że będzie trudno. Może przegrać, ale nie z rywalem. O wiele groźniejsze mogą być geografia i pieniądze. Światowe zmagania w siłowaniu się na rękę odbędę się w Kuala Lumpur w Malezji. A to niestety na drugim końcu świata. Już wyprawa do Dieppe była trudna pod względem finansowym, a co dopiero teraz. Na pewno pomoże polska federacja armwrestlingu (międzynarodowa nazwa sportowego siłowania się na rękę), dorzucą się też sami zawodnicy.

- Ale czy to wystarczy? Trudno zgadnąć. Głupio tak oddać tytuł walkowerem, ale cóż, tak może się zdarzyć. Liczymy jednak na to, że może jakiś hojny sponsor się jednak znajdzie.

Bez względu na to, jaki będzie finał tych działań, Jan Bętkowski ćwiczy z takim samym zaangażowaniem jak zawsze. Zmienił klub, teraz reprezentuje Dziki Bielice Armwrestling, na klubowej siłowni melduje się pięć razy w tygodniu. Do tego trening w garażu. - Ciężko mi jest sobie powiedzieć „dosyć”. Ciągle chcę przesuwać granice na co mnie stać. Na pewno jeszcze co najmniej kilka takich przesunięć przede mną.

Nie wszystkie te przesunięcia dotyczą armwrestlingu. Bętkowski przed 80-tką chce wydać książkę i powalczyć na ringu bokserskim. Książkę już napisał, do bokserskich walk przygotowuje się każdego dnia.

- Te moje sukcesy sportowe zmieniły mnie nie tylko fizycznie. Dzięki nim uwierzyłem w siebie. Że mogę w tym wieku więcej, niż mi się wydawało. Że nie muszę tylko trwać, ale mogę dalej się rozwijać, iść do przodu. No to idę - mówi.

Mam dobre uderzenie, dobrze walczę z cieniem, jedno starcie wytrzymam

W boksie chce się sprawdzić podczas tegorocznej, organizowanej w Słupsku Gali Bokserskiej Białych Kołnierzyków. Między linami ringu mogą wystąpić amatorzy, którzy czują się na tyle silni, aby stoczyć bokserski pojedynek z innymi amatorami. - Mam dobre uderzenie, dobrze walczę z cieniem, jedno starcie wytrzymam.

Książkę napisał o tym, jak wyglądało życie w powojennym Koszalinie.

- Chciałem oddać realia tamtego czasu, ale też opowiedzieć historię kilku osób, których losy splątały się właśnie w Koszalinie, w tamtych dniach. Ci, co ją przeczytali, mówią, że dobra. Teraz czekam na kogoś, kto mi ją wyda. Poczekam, mam czas.

W garażu pokazuje nam swoje ćwiczenia. Bez problemu utrzymuje się w górze na wyprostowanych rękach, równie łatwo robi powtórzenia w podciąganiu się.

- 10….15…..20 - liczy. Potem krótka seria szybkich ciosów w worek i równie błyskawicznych uników.

- Dobra, podejdźcie teraz, zamarkujemy walkę na rękę - przywołuje z uśmiechem. Pozując do zdjęcia, kładzie swoją dłoń i dotyka nią stołu. „Przegrywa” i puszcza oko.

- No, teraz możecie mówić, że wygraliście z samym mistrzem świata!

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Aria dla atlety z Koszalina. Nim skończysz osiemdziesiąt lat, masz dobry czas, by siłować się na rękę i zostać w tym najlepszym - Plus Głos Koszaliński

Wróć na gp24.pl Głos Pomorza