30-letnia Barbara ze Słupska chorowała na astmę i na początku roku poddała się zabiegowi wszczepienia tzw. portu, który miał jej umożliwić dożylne przyjmowanie leków. Wykonany był w jednej z prywatnych klinik w Gdańsku. - Okazało się jednak, że port był skażony - mówi matka Barbary. - Moja córka zaczęła się źle czuć. W końcu dostała wysokiej gorączki i musieliśmy zawieźć ją do szpitala. Lekarze usunęli jej port. W maju wyszła do domu. Jednak skażony port doprowadził do strasznych powikłań. Basia cały czas źle się czuła.
Kobieta straciła w końcu przytomność i trafiła na Oddział Intensywnej Opieki Medycznej w słupskim szpitalu. Przebywała tam przez dwa miesiące. Miała sepsę, gronkowca, zapalenie płuc.
Więcej w papierowym wydaniu "Głosu Pomorza" i elektronicznym wydaniu e-paper.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?