Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Blog festiwalowy - 51. FPP: wieczór drugi

[email protected]
Niedzielny koncert był jak dobry film akcji: znalazły się w nim ostre jazdy i pościgi, wątek romansowy ze scenami lirycznymi i trochę dramatu. A zakończył się happy endem. Nawet trzema endami i wszystkie były happy.

Szalenie cieszę się, że ileś lat temu organizatorzy Festiwalu Pianistyki Polskiej w Słupsku poluzowali jego klasyczną formułę i zaczęli zapraszać twórców jazzowych. Dzięki temu w niedzielę na scenie filharmonii zagrało fantastyczne trio Włodzimierza Nahornego. Mistrz (człowiek nadzwyczaj skromny i kontaktowy) zasiadł przy fortepianie, a towarzyszyli mu kontrabasista Mariusz Bogdanowicz oraz perkusista Piotr Biskupski.

Czytaj także: Blog festiwalowy - 51. FPP: wieczór pierwszy [zdjęcia]

Usłyszeliśmy zestaw jazzowych dzieł inspirowanych utworami Chopina, Szymanowskiego i Maciejewskiego oraz kompozycje Nahornego. Działo się naprawdę dużo. Czasem czułam się, jakbym wsiadła do pociągu, który powoli ruszał, rozpędzał się, pędził szaleńczo, aby znowu zacząć zwalniać i wreszcie dobić do celu. Tak wyglądała dynamika większości utworów. Jednak po całym koncercie nasunęło mi się jeszcze jedno porównanie - z wciągającym filmem, w którym sceną kulminacyjną było przepiękne, po prostu przepiękne opracowanie jednego z preludiów Chopina. Zaparło mi dech w piersiach.

Nie tylko doznania muzyczne były tego wieczoru wspaniałe, ale i wzrokowe. Bo każdy z muzyków miał swoją ekspresję, a najbardziej szalony wydał się, chyba nie tylko mi, perkusista. No i to, jak artyści porozumiewali się z sobą, przekazywali sobie wątek wiodący, prowadzili dialog, spierali się dźwiękami lub dopełniali, także było wielkim przeżyciem dla słuchaczy.

Nie mogło po takiej uczcie obyć się bez bisów. Pierwszy miał, jak nie omieszkał zaznaczyć Nahorny, tytuł na czasie: "Czas rozpalić piec". Gorący był to utwór bez wątpienia. Podczas drugiego bisu zrobiło się zaś lirycznie i nieco melancholijnie - przy piosence "Jej portret". A już na sam koniec było trochę ludowo - usłyszeliśmy wiązankę pieśni kujawskich.

Warto napisać także o zapowiadającej ten wieczór Beacie Góreckiej-Młyńczak, dziennikarce radia Koszalin. Nie dość, że dziewczyna zna się na rzeczy i interesująco mówiła o sztuce improwizacji, to jeszcze powabnie wyglądała. Panowie, którzy przeważają w grupie konferansjerów FPP, tego atutu akurat nie mają.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza