Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Blog festiwalowy - 51. FPP: wieczór pierwszy [zdjęcia]

Anna Czerny-Marecka
Poważnie i zabawnie, wielka muzyka, fantastyczni wykonawcy i wspaniała publiczność. Chociaż Festiwal Pianistyki Polskiej ma już 51 lat i zasłużoną renomę, to obywa się bez pompy i zadęcia. Oczywiście nie licząc dętych instrumentów w orkiestrze.

Trochę o dźwiękach

Zacznijmy od głównych bohaterów – muzyki i muzyków. Ich dobór to zasługa przede wszystkim Jana Popisa, dyrektora artystycznego FPP. Inaugurację skomponował popisowo.

Na początek zabrzmiał piękny IV Koncert G-dur Beethovena, którego motywy przewodnie zanuci wybudzony ze snu każdy meloman. Ja co prawda najbardziej kocham V koncert tego kompozytora, a po nim III, ale IV jest w moim rankingu zaraz po nich. Legendarne dzieło zagrała legendarna wykonawczyni. Mistrzyni pianistki – Lidia Grychtołówna. Mającą już tylko rok do 90. artystkę podprowadzili do instrumentu Stanisław Turczyk ze Słupskiego Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego oraz dyrygent Bohdan Jarmołowicz. Przy fortepianie nestorka już żadnej asysty nie potrzebowała. Niosła ją sama muzyka. - Co za barwa dźwięku, jaka pamięć, jakie frazowanie, opanowanie utworu – dochodziły do mnie potem w kuluarach opinie zachwyconych, zauroczonych, pełnych podziwu i wzruszonych słuchaczy. Wielu z nich podchodziło z gratulacjami do artystki, która po wyczerpującym występie znalazła jeszcze siły, by pozostać na widowni, a potem brać udział w małym bankiecie. Duży plus dla słupskiej orkiestry nie tylko za występ podczas całego inauguracyjnego koncertu, ale i za akompaniament werbli, przy którym Lidia Grychtołówna schodziła ze sceny po zagraniu na bis Chopina.

Drugim wykonawcą tego wieczoru był Michał Karol Szymanowski. Młody, utalentowany, przystojny, świetnie prezentujący się przy fortepianie artysta zaprezentował Koncert g-moll Józefa Wieniawskiego. Ten twórca miał mniej szczęścia niż jego brat, skrzypek Henryk Wieniawski. Chociaż za życia obaj byli równie znani, pianistyczna twórczość Józefa popadła w zapomnienie. Pan Michał odkrył więc jego koncert słupskiej publiczności. Było wirtuozowsko i energetycznie. Lubię tzw. męskie granie: stanowcze, dokładne i efektowne, ale kiedy było trzeba (w tym wypadku w drugiej części koncertu) pianista podawał frazy delikatnie i lirycznie.

Trudna rola wykonawcy finałowego, grającego przed porządnie już nakarmioną muzyką publicznością, przypadła Piotrowi Banasikowi. „Błękitna rapsodia” Gershwina to (i tu znowu ukłon w kierunku Jana Popisa) idealny utwór na koniec. Nie za długi, za to błyskotliwy, szalenie efektowny, dający okazję do popisu nie tylko pianiście, ale i orkiestrze, zwłaszcza sekcji dętej. Pan Piotr, przystojny blondyn sprawiający wrażenie grzecznego chłopca, przy fortepianie okazał się niezłym „łobuzem”. Swoboda, świetna technika, werwa, dowcip, fajerwerki – gorące brawa dla artysty, którym towarzyszyły spontaniczne okrzyki, były naprawdę zasłużone. Temperatura tak poszła w górę, że trzeba było już ten wieczór zakończyć. Nie dałoby się już dłużej wysiedzieć w nieklimatyzowanej sali i w niezmiennie ciasnych fotelach.

I tu pozwolę sobie na wątek osobisty, których za chwilę będzie więcej, taka zresztą jest natura bloga. Po raz pierwszy słuchałam „Błękitnej rapsodii” jako uczennica słupskiej szkoły muzycznej. Grał ją wtedy Andrzej Ratusiński. Wyszłam z sali zapłakana ze wzruszenia, tak piękne było to wykonanie.

Trochę o słowach

Inauguracja to oczywiście nie tylko muzyka. W końcu każdy festiwal to także wydarzenie towarzyskie. W tej sferze działo się tak dużo, że aż nie wiem, czy wszystko jestem w stanie opisać.

Zacznijmy od tego, że po roku przerwy znowu na widowni zasiedli państwo Gabriela i Andrzej Cwojdzińscy. Pan profesor, współtwórca i pierwszy dyrektor artystyczny FPP, co prawda musiał uzbroić się w kule, ale oboje cały czas są w świetnej formie intelektualnej i psychicznej. Nic dziwnego, że otaczał ich ciągle tłumek ludzi chętnie wysłuchujących ich opinii i komentarzy.

Rolę gospodyni, a więc będąc w swoim żywiole, pełniła Krystyna Danilecka-Wojewódzka, zastępca prezydenta Słupska. Miała oryginalne wejście, a to za sprawą prowadzącego wieczór Andrzeja Zborowskiego (panie Andrzeju, podziękowania za ciekawe historie o wykonawcach i utworach). Doświadczony konferansjer tak przejął się tym, że za chwilę wystąpi Lidia Grychtołówna, iż zapomniał zapowiedzieć stały punkt inauguracji – otwarcie festiwalu. Na brawa witające (w zamierzeniu) pianistkę, wyszła więc wiceprezydent Danilecka-Wojewódzka. Zupełnie niespeszona sytuacją. Zgrabnie i dowcipnie podsumowała 50 lat FPP w liczbach, wykazując się znajomością tematyki (co nie wszystkim otwierającym poprzednie FPP się zdarzało). I przede wszystkim oddała hołd ludziom, dzięki którym słupszczanie mogą co roku we wrześniu delektować się piękną pianistyczną sztuką – kryjącym się w cieniu, skromnym i pracowitym członkom Słupskiego Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego.

Długo zastanawiałam się, czy napisać też o jeszcze jednym wątku przemówienia pani prezydent, gdyż dotyczył nie tylko mnie, ale i mojej rodziny. Jednak uznałam, że co tam, pozwolę sobie na trochę prywaty. Zostałam bowiem wymieniona ze sceny jako jedna z osób związanych z FPP – poprzez moje pisanie (zaraz po nieżyjącej koleżance z „Głosu” Mirze Mireckiej). Zostałam też przy okazji awansowana na pianistkę, za co zbierałam potem w kuluarach gratulacje. I tu muszę sprostować, dla własnego dobra, bo jeszcze ktoś zechce usłyszeć jakiś fortepianowy utwór w moim wykonaniu, a ja umiem na nim zagrać ewentualnie dwugłosowe preludia Bacha i to mało sprawnie. Moim instrumentem jest bowiem flet poprzeczny, a na fortepianie grał mój starszy syn Mateusz (też wymieniony przez panią prezydent, pamiętającą go jeszcze jako ucznia I LO, któremu dyrektorowała). Jednak, zważywszy na liczbę FPP, o których już miałam szczęście pisać, można uznać mnie za pianistkę honoris causa J. Żeby tego było mało, na wymienienie ze sceny załapał się też mój mąż Zbigniew Marecki. A to za niedawny artykuł postulujący postawienie w Słupsku ławeczki Jerzego Waldorffa, niesamowicie zasłużonego dla FPP publicysty muzycznego. Zresztą okazało się, że w sferze muzyki pani prezydent i Marecki mają coś wspólnego. Pani Krystyna jako młode dziewczę została wyproszona ze szkolnego chóru (usłyszała poradę, żeby lepiej recytowała niż śpiewała), a Marecki jako młody chłopiec do chóru nie została włączony za „buczenie jak wół”.

Swoje pięć minut miał też podczas pierwszego wieczoru FPP wiceprezydent Marek Biernacki. Zapraszał bowiem na niedzielne otwarcie nowego ronda i nadanie mu imienia Barbary Zielińskiej, nauczycielki w słupskiej szkole muzycznej, która wypuściła w świat wielu znanych pianistów. Mąż pani Barbary, artysta plastyk Marian Zieliński, po jej śmierci założył fundację jej imienia i co roku wspiera finansowo FPP, a także wiele innych słupskich inicjatyw kulturalnych.

Trochę o ciuchach

Czerń na takich wydarzeniach jest zawsze modna i bezpieczna. Ale jej wersji może być wiele. Halina Chmielecka, sekretarz STSK, ubrała długą czarną suknię z wytłaczanymi kwiatami. Kupiła ją trzy lata temu, a poleciła jej ten ciuszek Krystyna Danilecka-Wojewódzka. Na to narzuciła połyskliwą marynarkę w kolorze ciemnej stali. Czerń i stal rozjaśniał nie tylko promienny uśmiech pani Haliny, ale i sznur sztucznych pereł – podarunek od żony Stanisława Mikulskiego, pani Małgorzaty, kiedyś związanej z FPP. Młodzieńczo wyglądała w czerni Jolanta Krawczykiewicz, która z artystycznym smakiem i fantazją dobrała kilka rzeczy w tym kolorze. Na czarno ubrana była też dyrektor Muzeum Pomorza Środkowego Marzenna Mazur. Uwagę zwracał umieszczony na bluzce złocisty profil kobiecy zamknięty w owalu – nasuwający skojarzenie ze sztuką starożytnej Grecji.

Z czarnego kręgu wyłamały się dwie panie: Krystyna Danilecka-Wojewódzka i Regina Kułakowska. Wybrały zresztą podobny kolor, z którego nazwaniem wszyscy mieli problemy. Prawdopodobnie był to kobalt (tak zasugerowała mi Beata Górecka-Młyńczak z radia Koszalin), w każdy razie jaśniejszy granat. Pani prezydent ubrała długą do ziemi plisowaną spódnicę i zwiewną bluzkę, Regina obcisły kostiumik z krótką spódnicą. Do tego żona naszego kompozytora dobrała fantazyjną biżuterię.

I to tyle na dzisiaj. Do zobaczenia w poniedziałek.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza