Bioenergoterapeuta każdemu poświecił kilkadziesiąt sekund, dotykając chorych miejsc. Jak sam mówi, jego dotyk rozprasza przede wszystkim choroby nowotworowe.
- Wierzę, że on naprawdę pomaga - mówi Halina Miszkiel z Gardny Wielkiej. - Kilka lat temu pojechałam na spotkanie z nim w Koszalinie. Wówczas choroba gardła ustała. Teraz przyszłam, bo mam problem z kręgosłupem.
W kolejce do uzdrowiciela stało mnóstwo osób. Większość przyszła o własnych siłach, niektórzy dzięki pomocy rodziny.
- Trzeba wierzyć, że on pomaga. Już tylko taka wiara daje siłę - mówiła starsza kobieta, podczas gdy Harris przy relaksującej muzyce kładł dłonie na jej ramionach, by w ten sposób przekazać uzdrawiającą moc. Lekarze jednak do takich metod podchodzą bardzo sceptycznie.
- Może on i daje jakąś psychiczną siłę chorym, ale na pewno nie leczy - definitywnie twierdzi Maciej Pasieka, słupski onkolog. - Mało tego, po każdej takiej wizycie uzdrowiciela w mieście, są ofiary. Ludzie, u których zostaje uśpiona czujność, nie idą w porę do lekarza, a taka zwłoka w przypadku chorób nowotworowych oznacza po prostu szybszą śmierć.
(nik)
Historię Clive Harrisa opiszemy w piątkowym magazynie "Głosu Pomorza".
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?