Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Człowiek człowiekowi...!

Tadeusz Pląskowski vel Plonskowski, niedowidzący inwalida wojenny z Bornego-Sulinowa
Przed niespełna czterema laty staliśmy się z żoną, z własnej woli, banitami. Pożegnaliśmy ukochaną stolicę - Warszawę, na stałe. Ostatnią przystanią naszej...

Przed niespełna czterema laty staliśmy się z żoną, z własnej woli, banitami. Pożegnaliśmy ukochaną stolicę - Warszawę, na stałe. Ostatnią przystanią naszej ziemskiej egzystencji zostało małe, leśne miasteczko o egzotycznej nazwie - Borne-Sulinowo. Tu naprawdę diabeł mówi dobranoc, ale w nagrodę przyroda jest jak w biblijnym raju. Po tym krótkim, prozaicznym wstępie, zasygnalizuję swą osobistą tragedię, bowiem mieszkać w raju może tylko istota widząca. Ja, niestety jestem osobnikiem niedowidzącym, w wyniku źle leczonej jaskry.
Początki mej strasznej, nieuleczalnej choroby sięgają prawdopodobnie lat siedemdziesiątych-osiemdziesiątych, a winni byli warszawscy, wojskowi lekarze klinicyści o specjalizacji okulistycznej. Pękające często w gałkach ocznych naczynia krwionośne leczono rutinoskorbinem, witaminą PP i A+B. Przez lata całe ani razu nie wykonano bardzo prostych badań, np. pola widzenia, krzywej dobowej, pomiaru ciśnienia czy ognioskopii. Dopiero w latach 2000-2002 podczas ośmiu hospitalizacji szpitalnych (na terenie - dop. red.) Pomorza Środkowego, w tym w trzech (szpitalach - dop. red.) wojskowych, (Bydgoszcz, Łódź, Wałcz) ustabilizowano ciśnienie śródgałkowe obojga oczu. Stało się to wszystko zbyt późno. Uszkodzony nerw oka lewego jest martwy. Stałem się osobnikiem jednookim, jak H. Nelson po abordażu. W minionych czterech miesiącach przeszedłem dwa zabiegi operacyjne na oboje oczu. Wykonano mi tzw. pęcherzyki filtrujące do utrzymywania prawidłowego ciśnienia śródgałkowego zatrzymującego dalszy rozwój jaskry. Prawdopodobnie w maju czeka mnie zabieg operacyjny zaćmy starczej na jedynym oku widzącym. Jakie to szczęście w nieszczęściu, że oboje z żoną postanowiliśmy, w jesieni naszego życia przenieść się na głuchą prowincję. To "prowincjonalni" lekarze, a nie utytułowani naukowcy klinicyści, postanowili ratować me widzące co nieco oko. Być może, uratowali mi życie, jestem bowiem patologicznym typem ERNESTA HEMINGWAYA lub książkowego BOHUNA, co to "...raz rodyła maty, raz treba umiraty". Żonie mej owi lekarze zabrali książeczkę jaskrową. Niepotrzebnie, biedaczka, przez trzy i pół roku, "karmiła swe oczy pilokarpiną i trusoptem, cierpiąc i wydając pieniądze na drogie zagraniczne leki. Cudów tych dokonał dr med. Adam Pniakowski, ordynator oddziału ocznego 107. Wojskowego Szpitala w Wałczu. To on ze wszystkich leczących mnie dotychczas lekarzy najbardziej przejął się cierpieniem starszego towarzysza broni z szeregu, dziś od lat w stanie spoczynku. Obiecał mi, że jeszcze napiszę niejedną książkę, którą będą czytały jego dzieci. On bowiem pozbawiony jest tej przyjemności. Po prostu nie starcza czasu na lekturę literatury. Pracuje ciężko w kilku przychodniach (gabinetach), by utrzymać rodzinę.
Dr Adam Pniakowski, jak rzadko który dzisiaj lekarz, hołduje starej rzymskiej sentencji - homo sum, humani nihil a me alienum puto (jestem człowiekiem, nic co ludzkie nie jest mi obce). O doktorze pisałem już w jednym z sierpniowych numerów "Przeglądu" w 2001 roku. Dziś pragnę wyrazić uznanie Jego skromnemu personelowi medycznemu: dr. Dariuszowi Dury i wszystkim Paniom pielęgniarkom i personelowi pomocniczemu. Wszystkim ciężko pracującym kobietom, których profesja nie rozpieszcza finansowo. Na oddziale ocznym dr. Pniakowskiego, nikt się nie oszczędza. Jak trzeba, lekarz i pani oddziałowa (Zofia Saska) pchają łóżko boleści z pacjentem. Ordynator wprowadził, na oddziale zasadę: "wszyscy za jednego, jeden za wszystkich". Skromne lokum 20-łóżkowego oddziału, mimo restrykcyjnych oszczędności reformy zdrowia, poraża sterylną czystością. Korytarz tonie w kwiatach, podłogi, chociaż pokryte starą wykładziną, błyszczą jak oficerki rotmistrza II RP. Podobna czystość jest na salach chorych i skromnej jadłodajni.
Jako stary szpitalnik, hospitalizowany w ostatnich trzech latach w około dziesięciu szpitalach Pomorza Środkowego i nie tylko (Łódź, Bydgoszcz), pierwsze miejsce przyznałbym 107. Szpitalowi Wojskowemu w Wałczu, a wśród ZOZ-ów, również I miejscem wyróżnił bym Zakład Opieki Zdrowotnej w Bornem-Sulinowie. Dyrektor ZOZ dr Adam Bielecki to typ lekarza profesjonalisty, dobrego organizatora i cenionego przez pacjentów. "Tak trzymać", panowie imiennicy, medycy - słyszę głos już nieżyjącej pisarki Stanisławy Fleszarowej-Muskat.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza