Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Cztery lata więzienia za wypadek z 1994 roku w Ustce

Bogumiła Rzeczkowska [email protected]
Andrzej P. w słupskim Sądzie Rejonowym. Sprawca wypadku, w którym zginęły dwie młode dziewczyny, wyraził skruchę.
Andrzej P. w słupskim Sądzie Rejonowym. Sprawca wypadku, w którym zginęły dwie młode dziewczyny, wyraził skruchę. Fot. Kamil Nagórek
Wczoraj słupski Sąd Rejonowy skazał na cztery lata więzienia Andrzeja P., pijanego sprawcę wypadku drogowego w Ustce z lipca 1994 roku. Zginęły dwie licealistki, a sprawca uciekł do USA.

Dzisiaj pewnie byłyby zapracowanymi mamami i na szkolnych spotkaniach wspominałyby wakacje w Ustce. Ale tamtego ciepłego lata nie da się już wspominać. Skończyło się w półtorej sekundy. Nagle, szybko, gwałtownie. Z piskiem hamulców, na drzewie. Tak jak życie. W lipcu 1994 roku Małgosia i Patrycja z Garwolina k. Warszawy miały po 17 lat. Koleżanki z jednej klasy licealnej. Przyjechały do Ustki do kuzynów Patrycji. W pobliżu wypoczywał z rodziną 20-letni Andrzej P.

Jak to młodzi. Poznali się i pojechali na dyskotekę. Chłopak zawiózł dziewczyny swoim fordem Scorpio do klubu Spółdzielni Mieszkaniowej Korab przy ul. Grunwaldzkiej w Ustce. Nastolatki nie piły alkoholu, ale P. tak. Miał 1,23 promila alkoholu w organizmie. Po północy usiadł za kierownicę. Pędził 120 kilometrów na godzinę. Na granicy Ustki i Przewłoki auto uderzyło w drzewo. To była masakra. Dziewczyny zginęły. Kierowca ranny, przeżył. Następnej nocy uciekł ze szpitala i zapadł się pod ziemię. W listopadzie 2009 roku zatrzymano go w Stanach Zjednoczonych. W czerwcu został sprowadzony do Polski w wyniku ekstradycji.

Andrzej P. dogadał się z prokuraturą - cztery lata więzienia i pięć bez prawa jazdy. Jednak sąd nie zgodził się na dobrowolne poddanie się karze, bo chciał wyjaśnić okoliczności wypadku. W efekcie jednak taki zapadł wyrok, jaki wszyscy wcześniej ustalili, a pokrzywdzeni się nie sprzeciwiali. Proces był krótki. Oskarżony przyznał się do winy, ale nie chciał opowiadać o zdarzeniu.
- Chciałbym przeprosić, chociaż wiem, że to jest mało - mówił w ostatnim słowie do Jana O., ojca Małgosi.

- Chciałbym, żeby obie rodziny dały mi szansę. Nie jestem tylko tamtym kierowcą, ale i człowiekiem. Nigdy sobie tego nie wybaczyłem i nie proszę o wybaczenie. Proszę o przyjęcie przeprosin.
Jan O. milczał, ale wstał, gdy zwrócił się do niego oskarżony. Rodzice Patrycji nie przyjechali do sądu. Nie chcą sprawy przeżywać na nowo. Tym bardziej że... - Ich pierwsza córka, kiedy miała 12 lat zginęła na przejściu dla pieszych - zawiesił głos mecenas Zbigniew Baczyński, pełnomocnik ojca Małgosi. - Patrycja urodziła się później.

- 25 lipca 1994 w pamięci i świadomości pana Andrzeja P. trwa po dzień dzisiejszy. To nie powinno się zdarzyć i nie powinno się rozstrzygać po 16 latach. Można to było zakończyć szybciej i wszystkim lżej by się zrobiło. I rodzinom ofiar i Andrzejowi P. - podsumował sędzia Daniel Żegunia, zwracając uwagę na skruchę i szczery żal oskarżonego. Sąd przedłużył oskarżonemu areszt o kolejne trzy miesiące (wyrok jest nieprawomocny) ze względu na obawę ucieczki. No, niby trochę lżej, ale gdyby pani znała moją córkę - uśmiecha się ojciec Małgosi. - Dusza towarzystwa. Nikt nie może jej zapomnieć. Do teraz harcerze palą lampki na jej grobie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza