Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czy śmierć "Orła" nastąpiła wskutek błędu?

Wojciech Wachniewski [email protected]
ORP Orzeł.
ORP Orzeł. www.orzel.one.pl
Im więcej możliwych miejsc zatonięcia pierwszego "Orła "kolejno odpada, tym bardziej wzrasta prawdopodobieństwo śmierci okrętu i jego załogi wskutek wypadku lub błędu, popełnionego przez któregoś z marynarzy.

W dziejach naszych okrętów podwodnych odnotowano aż siedem przypadków, w których błędy członków ich załóg mogły skończyć się tragicznie. Dochodziło do nich zazwyczaj, gdy poszczególni członkowie przemęczonej służbą załogi, zaczynali obchodzić rutynowe procedury bezpieczeń­stwa, idąc na tzw. "skróty". Niektóre okoliczności wypadków były tak zaskakujące, że aż nie do przewidzenia.

I. Przedwojenny wypadek, opisany przez komandora B. Romanowskiego (1910-68) w jego doskonałej książce pod tytułem "Torpeda w celu!", dotyczył "Żbika", jednego z trzech pierwszych okrętów podwodnych Marynarki Wojennej RP, który podczas ćwiczeń przyssał się do bałtyckiego dna i przez szereg godzin pozostał tam, nie pozwalając na wynurzenie mimo szeregu prób, podejmowanych przez dowództwo okrętu. Jak pisze kmdr Romanowski, okręt w końcu sam oderwał się od dna i wyskoczył na powierzchnię. Ewentualna pomoc nie byłaby możliwa, nawet w przypadku wypuszczenia boi ratowniczej, gdyż MW RP nie posiadała wtedy okrętu ratowniczego z prawdziwego zdarzenia.

II. Zarówno "Orzeł "jak i "Sokół" przynajmniej po razie opadły dużo poniżej głębokości, określonej dla nich jako krytyczna. Okręt podwodny posiada pewien zapas wytrzymałościowy poniżej tej głębokości, ale i on w pewnym momencie się koń­czy i dochodzi do zmiaż­dżenia kadłuba. Błędy wyniknęły z powodu niedomknięcia odwietrznika. Na starszym "Orle" niepokojąco szwankował zbiornik szybkiego zanurzenia (zacinał się odwietrznik) i tej jego wady do końca chyba nie zdążono wyeliminować, bo jednostka nie poszła do stoczni przed siódmym patrolem bojowym. Sprawę na młodszym "Sokole" ewidentnie zawalił członek załogi, który nie przestrzegał prawidłowej procedury. W obu przypadkach załogi zdołały opanować sytuację i odwietrzniki w czas zamknąć.

III. Zwarcie w klaksonie alarmowym na "Wilku "omal nie kosztowało życia jego wachty i całej załogi, bo okręt zaczął się zanurzać po samoczynnym ryknięciu klaksonu, przy otwartym włazie i z wachtowymi na pomoście. Okręt uratował dowódca, który najpierw domknął właz, a potem szybko wynurzył "Wilka", gdy zorientował się, że wachta na kiosku nie zeszła pod pokład. Tak uratował też kpt. Romanowskiego

Dwa najbardziej przerażające błędy wydarzyły się na "Dziku ".

IV. Za pierwszym razem okręt zaczął się zanurzać, nim przełączono napęd z diesli na elektryczny, wskutek czego nastąpiło wyssanie w mgnieniu oka powietrza z wnętrza okrętu przez pracujące diesle. Część załogi, łącznie z kapitanem Romanowskim, straciła przytomność w centrali. Na szczęście reszta załogi opanowała sytuację.

V. Przemęczenie załogi "Dzika", odbywającej patrol na usianym minami akwenie Morza Egejskiego w 1944 r., spowodowało niebezpieczny błąd złamania procedury prawidłowego obchodzenia się z torpedą przez kogoś z obsługi przy jej przeglądzie. Skutkiem tego torpeda samoczynnie "zaskoczyła" w aparacie. Uruchomioną torpedę awaryjnie wystrzelono; uszkodzony pocisk zaczął się kręcić wokół okrętu, omal go nie trafiając. W krytycznym momencie, gdy nie pomógł zwrot, nakazany przez dowódcę okrętu, torpeda wyskoczyła z wody, przelatując nad pokładem i wpadając do morza po przeciwnej stronie! Okręt zdołał się zanurzyć i uciec.

VI. Szalenie niebezpieczny dla okrętu podwodnego jest wybuch jego akumulatorów. Taki wypadek zdarzył się na "Rysiu"przed wojną i na "Sępie" w 1964 roku. Wtedy po kadłubie w mgnieniu oka rozchodzi się chlor, który może zabić załogę, jeśli w czas nie nastąpi odpowiednia reakcja. Najgorzej jest, gdy coś takiego spotyka jednostkę w zanurzeniu, głęboko pod wodą.

VII. Ewentualny bunt, a tym bardziej sabotaż na pokładzie "Orła" należy raczej wykluczyć. Z drugiej strony uwagę zwraca jedna ze scen filmu pt. "ORP Orzeł", w której członek załogi traci nerwy i zaczyna szamotać się i krzyczeć. Odporność psychiczna człowieka obciążonego stresem, znajdującego się przez czas dłuższy w warunkach stałego zagrożenia życia, ma swoje granice; przekroczenie tych granic należałoby chyba wziąć pod uwagę, jako jedną z możliwych przyczyn popełnienia przez członka załogi błędu fatalnego w skutkach dla okrętu.

Teoretycznie na "Orle " mogło dojść do każdego z wymienionych wypadków.

Wrak "Orła" wciąż czeka na swoje odkrycie gdzieś w głębinach Morza Północnego.
Może leży w jednym z pozostałych miejsc, pracowicie wyszukiwanych całymi latami przez fachowców i entuzjastów historii działań wojennych na morzach, a może w miejscu zupełnie nieoczekiwanym. Jego znalezienie przyczyni się do rozwikłania jednej z najbardziej krnąbrnych tajemnic ostatniej wojny. Co by jednak nie rzec, załoga okrętu, zasłużyła na to, by dopisać ostatni rozdział do księgi Jej historii i legendy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza