MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Handlowcy z ulicy Połtawskiej w Koszalinie dalej walczą z władzą

Marzena Sutryk [email protected] Tel. 94 347 35 99 Fot. Radek Koleśnik
W tych pawilonach przy ul. Połtawskiej rzemieślnicy w 1975 roku rozpoczęli swoją działalność.
W tych pawilonach przy ul. Połtawskiej rzemieślnicy w 1975 roku rozpoczęli swoją działalność.
Handlowcy z pawilonów przy ul. Połtawskiej mają dość wojny z ratuszem. Liczą na pomyślny werdykt sądowy. Właśnie wyznaczono termin pierwszej rozprawy. A urzędnicy?

Twardo stoją przy swoim - chcą dzierżawców wykurzyć z budynków.

Sprawa sięga wielu lat wstecz, a nasza gazeta wielokrotnie o tym pisała. Drobni przedsiębiorcy z ul. Połtawskiej od lat starali się o prawa do gruntu, na którym wybudowali pawilony. Bezskutecznie.

Urzędnicy odpowiedzialni za gospodarkę nieruchomościami, na czele z władzami miasta i prawnikami z ratusza, powtarzają, że żadne prawa im się nie należą. Co więcej, w 2009 roku handlowcy dostali wypowiedzenia dzierżawy.

Do tego decyzję, że ich budynki mają być wyburzone. Ówczesny wiceprezydent Krzysztof Hołub zorganizował nawet spotkanie kupców z developerem, który był zainteresowany udziałem w przetargu na sprzedaż działki pod pawilonami. Niewiele z tego jednak wyniknęło.

Pawilony stoją do tej pory. Plany urzędników co do działki na tyłach dawnego NBP, zablokował pozew sądowy. Handlowcy wystąpili bowiem w końcu do sądu przeciwko ratuszowi - domagają się prawa użytkowania wieczystego do nieruchomości, na której stoi obiekt handlowy.

- Tę nieruchomość zabudowaliśmy w 1975 roku. My, nasze rodziny, dostaliśmy ten grunt i pozwolenie na budowę od ówczesnych władz w zamian za to, skąd nas wysiedlono - przypominają kolejny raz. - Bo przed dożynkami, na które był zaproszony towarzysz Gierek, była konieczność wyburzenia niektórych obiektów w mieście. Także tych, które do nas należały. I stąd się tutaj wzięliśmy.

Za nimi wiele wizyt w urzędzie, dziesiątki pism, godziny wertowania ustaw, analiz orzeczeń sądowych.

- Na podstawie wszelkich materiałów jestem święcie przekonana, że należy nam się wieczyste użytkowanie do gruntu. Jednak nasi urzędnicy kompletnie nic sobie z tego nie robią - mówi Renata Suszycka. Ona przeniosła interes - cukiernię, nieco dalej, do pomieszczeń, gdzie jest firmowa kawiarnia prowadzona przez jej rodzinę.

- Tam już nie dało się prowadzić działalności - mówi Renata Suszycka. - Konieczny był remont, ale kto wydawałby pieniądze, mając w garści pismo z ratusza, że mamy się wynosić? A wiadomo, jak to się zakończy? Liczymy, że sąd rozstrzygnie spór na naszą korzyść, ale niczego nie można z góry przesądzić. Szkoda więc inwestować w coś, co może być zrównane z ziemią.

Pozostałe pawilony przy ul. Połtawskiej też zostały opuszczone przez dzierżawców. Puste pomieszczenia wyglądają ponuro. Do tego faktycznie straszą, bo niszczeją z każdym miesiącem. Na niektórych widoczne są kartki zachęcające zainteresowanych do wynajęcia lokalu.

- Ale kto mi to weźmie, jak wszyscy wiedzą, że los tych pawilonów jest niepewny - rozkłada ręce Henryka Derengowska. Ona i jej matka prowadziły tu swój biznes. W końcu zrezygnowały. - Nie dajemy rady - mówi pani Henryka.

- A jeszcze miasto przyłożyło nam za karę, za bezumowne korzystanie z nieruchomości, czterokrotnie wyższe opłaty. No to poszliśmy do prezydenta Jedlińskiego, to nam przed wyborami obniżył te opłaty o połowę. Ale my się z tymi opłatami nie zgadzamy!

Nasi prawnicy mówią nam, że sprawa jest w sądzie, więc ratusz nie powinien nam naliczać tych karnych stawek, tylko czekać na wyrok. No to płacimy po staremu i czekamy, co z tego będzie.

Renata Suszycka dodaje: - A w ogóle to nikt nam nie wyjaśnił, skąd właściwie wzięły się te stawki. Gdy w ratuszu był jeszcze wiceprezydent Hołub, to dostaliśmy 4-krotnie wyższą stawkę. Przed wyborami okazało się, że można ją obniżyć do 2-krotności.

Nie wiadomo, czym kierują się władze miasta narzucając nam wysokość czynszu. W naszym przypadku, mamy według ratusza płacić 8 tys. zł za 80 m kw. gruntu. Napisaliśmy do prezydenta o powrót do podstawowych stawek i umorzenie dotychczas naliczonych płatności. Odpisał, że utrzymuje wcześniejszą decyzję w mocy.

Edward Mucha, który dalej prowadzi w jednym z lokali przy Połtawskiej zakład kuśnierski, pamięta czasy, gdy przy pawilonach zamiast budynków było... jezioro. - Ja tu na ryby przychodziłem - wspomina. - Ja to własnymi rękami od zera stawiałem.

A teraz? Chcą nas stąd wypędzić. Skoro tak, to niech nam dadzą godne odszkodowania, żebyśmy mogli w innym miejscu zacząć działalność. A co nam proponują? Jakieś lokale w piwnicy, bez okien, zagrzybione.

Czytaj też> Kamień Pomorski: Handlowcy niecierpliwie czekają na nowe targowisko

 

- Mają jakiegoś milionera chętnego na ten plac i chcą się nas pozbyć za wszelką cenę - mówi Henryka Derengowska. - A my naprawdę mieliśmy plany na rozwój tego obiektu, przygotowaliśmy projekt przebudowy. Wszystko na nic. Nikt w urzędzie nie chce z nami rozmawiać, traktują nas niepoważnie. To takie smutne...

Pierwsza rozprawa w sądzie jest planowana 3 marca.

 

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza