Albin, jeden z czterech kotów artystki Doroty Zielińskiej-Cebuli, zdychał w męczarniach. Gdzieś zatruł się trutką na szczury. Miał wybroczyny, wymiotował. - Taka trutka to bomba z opóźnionym zapłonem. Rozbija czerwone krwinki - mówi artystka. - Albinek gwałtownie chudł. Dosłownie leżał już bez życia.
Lekarze weterynarii Katarzyna Wysocka i Piotr Szczepanik początkowo próbowali ratować kota farmakologicznie. Stan zwierzęcia był już jednak tak zły, że jedynym ratunkiem okazała się transfuzja krwi. To terapia nieczęsto stosowana w stosunku do zwierząt. W Polsce jest tylko jeden bank zwierzęcej krwi. Jednostka, czyli woreczek o pojemności około 450 ml, kosztuje kilkaset złotych. Albin miał szczęście, bo życie udało mu się uratować taniej.
Dzięki temu, że znalazł dawcę w innym kocie pani Doroty, w czarnym Emilu. - To był niesamowity widok: oba moje koty leżały na stole operacyjnym. Emil był pod narkozą, z kroplówką. Albin cały czas był przytomny. Teraz już po obu nie widać tych przejść i bywa, że jeden drugiego pacnie łapą, choć przecież teraz płynie w nich ta sama krew - mówi artystka.
Andrzej Baczyński, weterynarz ze Słupska, powiedział nam, że tego typu operacje to wciąż rzadkość w słupskich klinikach. Najczęściej przeprowadza się w nich składanie złamanych kończyn i sterylizacje. Ale i bardziej skomplikowane operacje są już możliwe.
- Dysponujemy sprzętem takim samym, jaki jest w szpitalach: do prześwietleń, do badań USG itp. - wyjaśnił weterynarz. - Transfuzje krwi robi się czasami psom. Słyszałem, że niektórzy koledzy przetaczali psom krew bydlęcą. Przy pierwszej transfuzji u zwierzaka grupa nie ma znaczenia. Psy przeżywały takie przetoczenia.
Krew i mocz zwierząt domowych, poddawanych leczeniu badają słupskie laboratoria medyczne. Kosztują tyle samo co analizy krwi normalnych pacjentów, czyli ludzi. - Najczęściej to krew psia. Popularne są badania hormonalne, które pozwalają określić, kiedy rasowa suczka powinna być dopuszczona do pieska, żeby były szczeniaki - mówi Elżbieta Rusiecka z Medical Lab przy ul. Tuwima w Słupsku. - Teoretycznie możemy badać krew nie tylko kotom i psom, ale także gadom. Ja niedawno badałam krew ryb. Chodziło o stan zdrowia pstrągów z hodowli.
Za terapię weterynaryjną właściciele zwierząt płacą z własnej kieszeni, zwykle od kilkudziesięciu do kilkuset złotych.
Rozwija się już jednak system zwierzęcych ubezpieczeń zdrowotnych. PZU oferuje np. polisę "Cztery Łapy", którą można wykupywać dla psów i kotów w wieku od 6 miesięcy do 6 lat. Pokrywa koszty leczenia do 2 tys. zł, a składka wynosi 200 zł. - To normalna tendencja - mówi A. Baczyński. - W Szwecji takie ubezpieczenia mają już wszystkie psy.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?